Po wyjściu rodziców Alec uderzył pięścią w stół i wyszedł. Nigdy nie był wybuchowy szczególnie w takich sytuacjach, ale ta przewyższyła wszystkie poprzednie.
-Powariowali!-krzyczał chodząc w te i z powrotem po pokoju. Pewnie by tak chodził godzinę gdyby ktoś nie zapukał do drzwi.
-Kto tam?-zapytał.
-Isabell.-odpowiedziała i weszła do środka.-Słychać cię w całym instytucie.
-No i co?
-Martwię się o ciebie braciszku.-podeszła do niego i złapała go za ramiona.
-Dawno tak do mnie nie mówiłaś.-przytulił siostrę po czym usiadł na łóżku.-Co mam robić Izzy?
-Wiesz, ja nie daje dobrych rad na ten temat-Znasz moją sytuację miłosną, ale będę cię wspierać.-usiadła obok niego-Zawsze, pamiętaj.
-Dziękuję.-uśmiechną się nieśmiało, a ona odwzajemniła uśmiech.-Nie ożenię się z kobietą to wbrew mnie.
-Rodzice powiedzieli, że masz się ożenić ale nie powiedzieli, że z kobietą.
-Ja nawet nie mam chłopaka.
-Znajdziesz.
-Wiesz co będzie jak się o mnie dowiedzą.-chłopak się zmartwił.-wyklnął mnie z rodziny.
-Ja zawsze będę przy tobie.***
Po wyjściu Isabell Alec ubrał się w strój bojowy. Postanowił odreagować, wspiął się po schodach na ostatnie piętro instytutu i otworzył drzwi sali treningowej. Sala wydawała się pusta, ale nie była, z wysokiej belki nad ziemią zeskoczył Jace, również w stroju bojowym.
-Ty bez Clary?-rzucił Alec na powitanie.
-Czekałem na ciebie.-ruszył w jego stronę.
-Tak?-ominął go i podszedł do regału z bronią-Chcesz za to medal?
-Nie bądź nie miły.-ściągną ze ściany seraficki miecz.
-Ty nie musisz się żenić.-zdjął z półki miecz i ustawił się w pozycji do walki przed swoim parabatai.-Ale ty pewnie byś tego chciał i to z Clarissą Firechild.
Jace przewrócił oczami.
-Przegrasz.-przyjął wyzwanie Jace.
-W twoich snach.-zaśmiał się.
Zaczęli walczyć szczęk metalu o metal wypełnił sale treningową. Alec od razu zapomniał o problemach. Ta chwila nie trwała jednak długo miecz Alec'a upadł z brzękiem na drewnianą podłogę.
-Musisz lepiej poćwiczyć.-Jace schylił się po miecz przyjaciela i podał mu go do ręki.
-Lepiej strzelam z łuku.
-A ja dużo gorzej.-zaśmiał się.-Idziesz dzisiaj z nami do klubu?
-Z nami to znaczy z kim?
-Ze mną Clary, Izzy i Simonem.
-Zostanę muszę pobyć sam-A co z Maxem?
-Zajmie się nim niania.***
Nad Nowym Jorkiem zapadła noc. Niebo było bardzo gwiaździste. Jace i reszta już wyszli z instytutu. Alec został sam z Maxem. Czekali na nianie w salonie. Duże pomieszczenie z kominkiem paroma skórzanymi kanapami, biurkiem i wysokimi oknami wychodzącymi na dziedziniec instytutu. Mijała dziewiąta a po niani nie było śladu.
-O której miała przyjść ta niańka?
-Nie wiem Alec, Jace mówił że o ósmej.
-No pięknie!-wstał z kanapy i podszedł do okna-A mówił kto to ?
-Nie.
-Idę na dół-siedź tu, chcesz coś z kuchni?
-Nie.
Wyszedł zamykając za sobą ciężkie drzwi salonu. Szedł pewnie korytarzem. Nagle na coś wpadł a raczej na kogoś. Wysoki mężczyzna o rozczochranych czarnych włosach pełnych brokatu, fioletowej marynarce pod którą była czarna koszula i czarnych lśniących spodniach.
-Kim jesteś?-przybrał pozycję do walki Alec.
Mężczyzna dopiero się odwrócił i Alec zobaczył jego pełne wyrazu kocie oczy. Nogi mu się ugięły. Był śliczny.
-Spokojnie-Ja do Maxa Jace mówił, że mogę wpadać bez pukania.
-Ach tak niania.
-Magnus.-podał mu rękę.-Magnus Bane wysoki czarownik Brooklynu, a w wolnych chwilach niania.-przyjrzał się Alec'owi dokładnie-A ty niebiesko oki nocny łowco?
-Alec Lightwood.
-To pełne imię?
-Nie pełne to Alexander.
-Zatem Alexandrze prowadź mnie do Maxa.
Szli korytarzem z powrotem do salonu. Alec nie mógł przestać patrzeć się ukradkiem na oczy czarownika były kocie i zniewalająco piękne.
-Znasz Jace'a?-zapytał wkońcu.
-Tak, ale nie bliżej, poprosił mnie o opiekę nad Maxem.
-Acha.-zdziwił się skąd Jace znał tego czarownika.-A skąd się znacie?
-Interesy-odpowiedział i otworzył magicznie drzwi salonu.
Weszli do pomieszczenia. Max siedział na dywanie przy kominku z jakąś układanką. Zobaczywszy ich przybycie zerwał się z podłogi rozwalając ułożone elemęty układanki. Podbiegł do czarownika i rzucił mu się na szyję.
-Magnus, Magnus,Magnus!-wykrzykiwał radośnie dziesięćiolatek niski jak na swój wiek-To ty! Jak się cieszę!
Zdziwiony reakcją brata Alec opadł na pobliską kanapę.
Przez całą wizytę czarownika Alec siedział na kanapie. Dwie godziny wpatrywania się w Magnusa pod przykrywką czytania losowej książki wziętej z półki nad kominkiem. Czarownik spojrzał na zegarek.
-Spóźnię się.-muszę już iść.-wstał z podłogi i otrzepała spodnie.
-Nie idź.-protestował Max.-proszę.
-Muszę.-spojrzał na chłopca i magicznie przeniósł go do łóżka.-Dobranoc.
-Gdzie go przeniosłeś?-wstał i podszedł do czarownika.-Sprowadz go z powrotem!
-Spokojnie Alexandrze.-spojrzał mu prosto w błękitne oczy aż zakręciło mu się w głowie.-Na górę do sypialni.
-Powiedzmy, że ci wierzę.-puls mu przyśpieszył.-Nie wiem dlaczego ale ci wierzę.
-Odprowadzisz mnie...?-zapytał Magnus ale nie dokończył bo coś zamknęło mu usta. Pocałunek Alec'a był słodki zdezorientowany czarownik odrazy odwzajemnił pocałunek z taką rozpaczą, że sam był zdziwiony. Przyciągnął go do siebie i wsunął dłonie pod bluzkę nocnego łowcy. Alec wplątał palce we włosy czarownika. Skrycie tego chciał od momentu gdy go zobaczył.
Nagle drzwi salonu otworzyły się i do środka weszła Isabell. Na szczęście sama. Alex odskoczył od Magnusa.
-My nie...-tłumaczył się Alec.
Co nie?-zaśmiała się Isabell i wyszła z rękami na biodrach.
Magnus zerwał się i wyczarował bramę.
-Magnus!-próbował powstrzymać go łowca.
-Do zobaczenia niebiesko oki Alexadrze.-przeszedł przez bramę i znikną.
Alec został sam w salonie. Wpatrywał się w kominek teraz widział tylko jedno, zjawiskowe kocie oczy Magnusa.DZIĘKUJĘ ZAPRASZAM NA ROZDZIAŁ TRZECI
CZYTASZ
War Of Hearts [ZAWIESZONE]
FanficProblemy dotykają wszystkich również nocnych łowców. Osiemnastoletni Alec lightwood ma ich całkiem sporo a największym jego problemem jest on sam i jego uczucia do pewnego czarownika. Okładka: Agatha Cass @SailorStars