5. Walka o ciebie jest wszystkim, co mam 3/3

177 20 3
                                    

Ilość słów: 2473

Ponieważ mieszkanie Harry'ego było w Sunnyside, a restauracja, do której skierował go Liam znajdowała się w Westbury, droga tam zajęła godzinę. Po dwudziestominutowym spacerze z metra do tejże restauracji o nazwie Cozymel's Mexican Grill (przyp.tłum.restauracja istnieje naprawdę), brunet stanął przed nią z torbą przyciśniętą do boku i spróbował złapać oddech.

Wysłał Liamowi wiadomość informującą, że już tam jest. Sekundę później otrzymał odpowiedź, że jest w środku.

Przeszedł zatem pod wielkim szyldem i wszedł do miejsca, które dawno powinien znać. Było całkiem duże i prawdopodobnie tak meksykańskie, jak może być meksykańska restauracja. Uśmiechnął się na myśl, jak bardzo Louis polubiłby to miejsce, ale uśmiech szybko zamienił się w grymas, kiedy przypomniał sobie, w jakim celu tutaj jest.

- Witamy w Cozymels - opalona, zielonooka dziewczyna z życzliwym uśmiechem i kręconymi, brązowymi włosami pojawiła się obok niego. - Spotykasz się z kimś, czy jesteś sam?

- Um. Mam spotkanie - powiedział Harry ze słabym uśmiechem. - Już tutaj jest.

- Oh, może zostawił nazwisko. Możemy go znaleźć - zaoferowała, wyjmując z przedniej kieszeni swojego fartuszka iPada.

- Liam Payne.

Przez kilka sekund stukała w ekran, a potem spojrzała na niego, miło się uśmiechając.

- Proszę za mną - skierowała się w lewo i zaprowadziła ich oboje do kącika z brązowymi siedzeniami i piękną lampą zwisającą nad stołem.

- Dziękuję - powiedział, kiedy wskazała na miejsce, na którym prawdopodobnie siedział Liam Payne.

W niczym nie przypominał wyobrażeń Harry'ego na temat jego osoby (nie był stary i przerażający). Liam Payne był pewnie w tym samym wieku, co on, a jego brązowe oczy były chyba najżyczliwsze z wszystkich o takiej barwie, co było dziwną rzeczą. Miał na sobie czarną koszulkę z długimi rękawami (co było jeszcze dziwniejsze, skoro zbliżał się lipiec), ciemnoniebieskie jeansy i szare adidasy.

Harry oczekiwał, że będzie miał na sobie luksusowy garnitur, a na głowie choć odrobinę siwych włosów.

Gdyby wiedział, nie ubrałby się w garnitur, jakby szedł do pracy. Powinien był ubrać coś, co nie sprawiłoby, że wyglądałby jak przegryw. Teraz czuł, jakby nie pasował.

- Harry - Liam Payne wstał ze swojego miejsca, by uścisnąć mu dłoń. - Miło mi cię poznać.

- Dziękuję za spotkanie - odpowiedział Harry, zająwszy miejsce naprzeciwko niego. - I przepraszam za ten telefon.

- Tak naprawdę nie byłem zaskoczony, gdy uświadomiłem sobie, kim jesteś - Liam wzruszył ramionami i uśmiechnął się do niego. - Cieszę się, że zadzwoniłeś.

Harry zamrugał z zaskoczeniem.

- Naprawdę?

- Oczywiście. Szkoda byłoby zostawić tę sprawę niedokończoną - oświadczył Liam przyciszonym głosem i z zuchwałym uśmieszkiem.

Brunet szeroko otworzył oczy. Ten koleś jest prywatnym detektywem? - pomyślał. Przez telefon brzmiał na bardzo poważnego. Harry dostrzegł, dlaczego Louis wybrał właśnie jego do pomocy z tych wszystkich (irracjonalnych dupków, jakby powiedział) detektywów.

- Cześć, mam na imię Rodigo i będę was dzisiaj obsługiwał. Zostawiam menu i za kilka minut przyjdę zebrać zamówienie - brązowooki chłopak z kręconymi włosami stanął przy ich stole i powiedział to tak szybko, że ciężko było go zrozumieć z tym meksykańskim akcentem. - Tutaj macie chipsy i salsę - postawił miseczki z chipsami i salsą na stole, a potem położył menu.

Help Me To Believe, Give Me Hope PL (Larry) ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz