XII

382 37 0
                                    

Poniedziałek, 11 lipca 1943r, cd.

Obudziłam się około południa; słońce górowało. Potrząsnęłam Antkiem i oznajmiłam twardo, że musimy iść.

- Chce mi się pić.

- Mi też, dlatego nie możemy tu zostać.

Po chwili namysłu ruszyłam w stronę, skąd przybyliśmy. Tam wszystko było już rozrabowane i martwe. Ukraińcy nie mieli czego tam szukać.

Dotarliśmy po kilku godzinach, nie napotykając nikogo żywego. Może parę osób pod naszymi nogami jęknęło, ale nie było sensu zwracać na nie uwagi.

- Haniu, gdzie jest reszta? - spytał w końcu Antek.

- Nie mam pojęcia, gdzie jest tata. Reszta umarła – odpowiedziałam prosto z mostu.
Po co okłamywać to dziecko? I tak by się dowiedziało.

Byliśmy chyba zbyt wstrząśnięci, żeby wyrazić swój żal łzami.

Siły uszły ze mnie jak woda, rozluźniły się wszystkie moje kości. Jak wosk stało się me serce, topnieje w moim wnętrzu.
Moje gardło wyschło jak skorupa, do podniebienia przywarł mi język, a Ty mnie rzuciłeś w proch śmierci.

Minęliśmy już Orzeszyn, gdy wreszcie natrafiliśmy na Ukraińców z koniem. To musiało się tak skończyć.

Stanęliśmy i ścisnęliśmy mocno dłonie.

- Kocham cię, siostrzyczko – pisnął Antek.

- Też cię kocham, braciszku.

Zbliżyli się i zaczęli mówić w tym strasznym języku.

- Gdzie się wybieracie, młode Lachy?

- Lachy? – prychnęłam.

Chciałam powiedzieć, że jesteśmy Ukraińcami, ale jakoś nie mogło mi to przejść przez gardło. Obyło się bez tego.

- Mów pacierz, już.

Wiele razy widziałam i słyszałam modlitwy prawosławnych, ale nigdy się ich nie uczyłam. Przeżegnałam się złączonymi trzema palcami i wydusiłam:

- Otcze nasz, szczo jesy na nebesach... Nechaj swiatyt'sia imja Twoje... Nechaj pryjde carstwo Twoje... nechaj bude wola Twoja jak na nebi, tak i na zemli...

Nie miałam pojęcia, co mówi się dalej. Jak powiedzieć powszedniego?

Zamilkłam. Nie mogłam powstrzymać dzwonienia zębami.

- Laszka – roześmiał się jeden z upowców.

- Zostawcie mojego brata, błagam – wyszeptałam. - Puśćcie go.

- Laszka bohaterka – prychnął któryś. - Masz piękny akcent, dziewczynko. I sama jesteś śliczna, chociaż brudna jak świnia.

Mówił po ukraińsku, ale wszystko rozumiałam. Poradziłabym sobie w rozmowie, ale słowo powszedniego mnie zgubiło.

- Zabij mnie, ale jego zostaw żywego, jeśli masz jakiś honor.

- Haniu, nie chcę być sam...

- Hania. - Ukrainiec chwycił mnie za twarz.

Poczułam się dwa razy bardziej brudna z jego palcami na skórze.

- Chętniej puszczę ciebie, a jego zabiję. Mogę?

Rozszerzyłam oczy i zaczęłam energicznie potrząsać głową, a oni tylko zarechotali. Ten, który mnie dotykał, przycisnął mnie plecami do siebie. Inny obwiązał nogi Antka sznurkiem, a drugi koniec przymocował do końskiego ogona.

Łania Świtu||Rzeź Wołyńska 1943Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz