- Arthur, mógłbym z tobą porozmawiać na osobności?- zapytał Francis, zaraz po tym jak Hiszpania wyszedł z pokoju. Anglia zdziwił się, ale kiwnął głową. Francuz poprowadził go do korytarzem do jednego z pokoi, po czym zamknął za nimi drzwi. Dopiero wtedy Arthur zorientował się, że to jego własny pokój.
- Arthur... chciałbym sie zapytać co ty w ogóle do mnie czujesz...- szepnął nagle Francja, po dłuższej chwili ciszy. Anglia spojrzał na niego, pytająco unosząc brwi.
- A po co ci to wiedzieć?- prychnął, krzyżując ramiona na piersi.
- Zamieniliśmy się. To znaczy, że dalej łączy nas coś więcej... że dalej odwzajemniasz moje uczucie!- Francuz w końcu spojrzał Brytyjczykowi prosto w oczy.
- Czyś ty na łeb upadł?! Czekaj... odwzajemniam twoje uczucie? Dalej?- Arthur osłupiał. Jakie "dalej"? Czy mu chodzi o....
- Już zdążyłeś zapomnieć?- Francuz posmutniał, po czym westchnął ze zrezygnowaniem.- No tak.... Przecież otoczyłeś się teraz tym grubym, niedostępnym płaszczem... czy te wspomnienia też zakopałeś na tyle głęboko, że już praktycznie ich nie ma?- w jego oczach pojawiła się złość, ale jednocześnie głęboki smutek.
- O czym ty w ogóle mówisz?! Nie ma żadnego płaszcza! Ja taki po prostu jestem!- oburzył się Arthur. Jednak wiedział, że to nie jest prawdą. I czuł, że Francuz też to niestety wie.
- Nie, Arthur, nie jesteś. Jesteś troskliwy. Opiekuńczy. Kochający. Martwisz się o Amerykę i Kanadę. Boisz się, że coś im się stanie. Ko...- zaczął Francis, głosem przepełnionym desperacją. Nie chciał się poddawać. Chciał by było jak dawniej. Jednak Arthur miał już tego dość.
- W OGÓLE MNIE NIE ZNASZ!- wrzasnął, przerywając Francuzowi. Wprost kipiał złością. Już miał wyjść z pokoju, gdy nagle Francis zaczął śpiewać.
-Lay down your head and I'll sing you a lullaby
Back to the years of loo-li lai-lay- Arthur powoli odwrócił się. Pamiętał tę piosenkę. Była to kołysanka, którą nieraz śpiewał chłopcom, gdy byli mali.
-And I'll sing you to sleep and I'll sing you tomorrow
Bless you with love for the road that you go- Francja siedział na skraju łóżka, trzymając na kolanach książkę. Dokładnie w ten sposób siadał zawsze Arthur, gdy przychodził wieczorem, by poczytać chłopcom. Francis uśmiechnął się lekko, unosząc wzrok znad kartek pokrytych drukiem i dalej kontynuował piosenkę."May you sail far to the far fields of fortune
With diamonds and pearls at your head and your feet
And may you need never to banish misfortune
May you find kindness in all that you meet"Arthur powoli, na sztywnych nogach podszedł do Francuza. Gdy mężczyzna spojrzał prosto w jego oczy i uśmiechnął się lekko, kolana się pod nim ugięły. Powoli opadł na skraj łóżka zaraz obok Francisa. Jak to Francuz dawno temu miał w zwyczaju siadać, by pocałować chłopców na dobranoc.
"May there always be angels to watch over you
To guide you each step of the way
To guard you and keep you safe from all harm
Loo-li, loo-li, lai-lay"Arthur chciał, by ta chwila mogła trwać w nieskończoność. Albo nie. Żeby chłopcy znów byli mali, by znów byli jedną, szczęśliwą rodziną. By mogli razem siedzieć, śmiejąc się, śpiewając, przekomarzając się. Chciał by było tak samo jak kiedyś. Na wspomnienia po policzku Arthura popłynęła łza. Jedna, samotna łza. Tak samo samotna jak on sam.
"May you bring love and may you bring happiness
Be loved in return to the end of your days
Now fall off to sleep, I'm not meaning to keep you
I'll just sit for a while and sing loo-li, lai-layMay there always be angels to watch over you
To guide you each step of the way
To guard you and keep you safe from all harm"Nagle Francuz zamilkł, jakby zatapiając się w myślach. Po chwili znów spojrzał w oczy Anglika.
- Powiedz mi, gdzie się podział ten kochający mężczyzna z tamtych czasów? Co się miedzy nami zmieniło?- zapytał cicho Francis, a Arthur spuścił wzrok.
- Nie rozumiesz...- szepnął, odwracając sie od niego.
- Nie, nie rozumiem- Francis delikatnie odwrócił jego twarz z powrotem ku sobie. Arthur próbował uniknąć jego wzroku, ale nie był w stanie.
- Arthur...je t'aime encore- wyszeptał, patrząc ze smutkiem na partnera.- Rien n'a changé- po chwili jednak go puścił i się od niego odsunął.- Ale zrozumiem, gdy jednak...-
- Shut up- wycedził nagle Brytyjczyk, chwytając Francisa za ramię. Mężczyzna uniósł brwi, zaskoczony, ale się nie odezwał.- Just shut up, idiot... I STILL LOVE YOU- wykrzyczał, zamykając oczy, nie chcąc widzieć rekacji Francisa. Jednak po chwili poczuł jego delikatny dotyk na policzku i ich usta połączyły się. Jednak ta chwila nie trwała długo, bo przez ciała obu nacji przeszło okropne mrowienie, jakby ktoś poraził ich prądem. Obaj mężczyźni odskoczyli od siebie, zaskoczeni.
- Oh, bloody hell, what was that?!- krzyknął Arthur. Jednak gdy tylko usłyszał swój głos, natychmiast otworzył oczy. Przed nim siedział Francja. Ale Francja Francja, nie patrzył się już na swoją własną twarz. Nagle Arthur uśmiechnął się i mocno przytulił partnera. I tak zostali na długie minuty.
Wow.... macie, zanim znów wyczerpią mi się pomysły. Second down, two more to go. Niedługo kończymy, tak teraz na serio. Jeszcze z trzy, cztery rozdziały, zależy jak rozegram....
(Poprawka błędów)
CZYTASZ
Ty chyba żartujesz
FanfictionCzy mieliście kiedyś tak, że obudziliście się w nie swoim łóżku? Możliwe. A nie w swoim ciele? W przeciągu paru godzin świat przewrócił się do góry nogami i szybko się nie odwróci. Oto przed nami łańcuszek nieszczęść i nieśmiesznych żartów, który mo...