17.

813 75 88
                                    

Takiego potoku słów z ust "Hiszpanii" nie mógł sobie wyobrazić nikt. Tak samo jak nikomu nie podobał się jego wyraz twarzy. Wyglądał dokładnie jak Antonio za czasów pirackich. Wściekły i bez litości.

- Roma, spo....- zaczął Feli, ale jego brat go zignorował. Ciężkim krokiem podszedł do Antonio, po czym chwycił go za koszulę. Dopiero wtedy wszyscy zauważyli, że tak naprawdę po policzkach Lovino spływają łzy.

- Czemu? Czemu znowu to zrobiłeś?! Myślałem, że już mamy to za sobą!- krzyknął, a Hiszpan przepraszająco spuścił wzrok.

- Lo siento, Roma.... Tak jakoś wyszło....- wyszeptał Antonio, próbując uniknąć wzroku Lovino.

- Braciszku, o co chodzi?- zapytał zaniepokojony Włochy, robiąc krok w stronę pary. Oczywiście wiedział, że jest teraz w stanie ich rozdzielić, ale wiedział też, że to może się źle skończyć.

- O to chodzi!- odkrzyknął Włoch, jedną ręką podwijając rękawy. Oczom nacji ukazały się zakrwawione bandaże odkrywające całe przedramiona. Wszyscy zamarli w szoku.

- Antonio... coś ty zrobił?- szepnął Feliciano, zasłaniając sobie usta. Hiszpania dalej milczał.

- Ten idiota znów się ciął!- Romano znów odwrócił się w stronę Antonio.- Dopiero co udało nam się pozbyć ostatnich śladów. Czemu ty to ciągle robisz?! CZY NIE OBCHODZI CIĘ JAK JA SIĘ WTEDY CZUJĘ?- na ostatnie słowa twarz Hiszpanii powiedziała. Jednak Romano dalej nie puszczał, po jego policzkach spływały łzy. Wszystkich to bynajmniej zszokowało, oprócz Kiku, który niewzruszenie stał z kamerą w ręce.

- To ciebie nie dotyczy, Roma- wydusił w końcu z siebie Hiszpania, łamiącym się głosem. Nagle Lovino go póścił i powoli, sztywno się wyprostował.

- Tak myślisz?- jednym ruchem ręki otarł łzy, po czym sztywno odszedł. Hiszpania poczuł jak mu serce znów pęka. Co on narobił? Tym razem to po jego policzkach popłynęły łzy. Nagle Feliciano otrząsnął się z szoku, po czym pobiegł za bratem.

- Brawo- powiedział sucho Ludwig, spoglądając oschle na Hiszpana. Antonio uniósł wzrok mu niemu.- Idealnie rozegrane-

- Bo ty akurat coś o tym wiesz...- szepnął, ledwo ktokolwiek mógł to usłyszeć. Ale Niemiec usłyszał to jak dzwon.

- Tak, wiem coś o tym. Wystarczającym przykładem będzie Mur Berliński? Wierz mi, że wtedy też walczyłem z depresją- odpowiedział ostro.- Z resztą myślę, że każdy z nas coś stracił w przeciągu tych wszystkich lat. Więc radzę ci, postaraj się nie stracić JEGO, jak ja prawie straciłem Feliciano- po tych słowach ruszył w śladami Włoch, znikając w wejściu do ogrodu.

&

- NIE OBCHODZI MNIE TO!- wrzasnął Romano, odpychając swojego brata. Jednak włożył w to za dużo siły i Feli wylądował na ziemi.

- Lovi, proszę cię....- po raz kolejny Feliciano przemógł chęć powiedzenia czegoś po Włosku. Z niemieckim akcentem to jedynie by rozłościło Romano jeszcze bardziej...- Lovi, musisz z nim porozmawiać...-

- Niby o czym?! O tym, że nic dla niego nie znaczę?! Czemu ja w ogóle się łudziłem, że to mogło być coś więcej...- wyrzucił z siebie, zaciskając pięści. Czuł jak strupy na jego przedramionach znów się otwierają i ciepła krew przesącza się przez materiał. Będzie musiał zmienić opatrunek....

- To nieprawda, Romano- powiedział Feliciano, podnosząc sie z ziemi. Lovino spojrzał na niego z wściekłością, ale nic nie powiedział. Zacisnął usta tak, że były tylko wąską kreską.

- Dobrze wiesz, że to nieprawda. Wszyscy to wiedzą- Feliciano delikatnie chwycił dłonie swojego brata.- Więc proszę, nie uciekaj od tego. Wierz mi...- tu spojrzał na Ludwiga stojącego w drzwiach i uśmiechnął się szeroko.- odwzajemniona miłość jest cudowniejsza od czegokolwiek innego- Lovino spojrzał się na niego, po czym spuścił wzrok. Wiedział, że jego brat ma rację. Powoli wstał i ze wzrokiem wbitym w ziemię poszedł do kuchni, powłucząc nogami. Trochę mu zajęło znalezienie bandaży, ale nareszcie mu się udało. Powoli zaczął ściągać nasączony krwią materiał, ujawniając skrywające się pod nich podłużne rany. Skrzywił się. Trochę to zajmie, by je całkowicie wyleczyć. Miał nadzieję, że nie zostaną po nich ślady jak po przedostatniej turze.... Nagle koło jego rąk pojawiła się jeszcze jedna para, trzymająca wilgotną gąbkę.

- Daj, pomogę ci- Antonio delikatnie ujął ręce Romano, po czym powoli zaczął obmywać je z krwi.- Boli cię?- Romano pokręcił głową, kłamiąc. Antonio posmutniał jeszcze bardziej.- Gdybym wiedział, że to ma się zdarzyć, nigdy bym tego nie zrobił.....- szepnął.

- W ogóle tego nie rób, niezależnie od okoliczności- prychnął Romano, po czym znów spuścił wzrok.- Antonio... możesz mi nie wierzyć, ale mimo wszystko ja się o ciebię martwię. Nie chcę cię widzieć rannego...-

- Wiem... ale jestem zbyt głupi, by chociaż raz posłuchać rozumu- Antonio spróbował się uśmiechnąć, ale kąciki jego ust ledwo się uniosły.- Kocham cię, wiesz?-

- Wiem- Roma uśmiechnął się smutno, po czym przybliżył się do Hiszpana.- I ja ciebie też kocham. Dlatego już się nie rań-

Ich usta się połączyły, a przez ciała przeszło mrowienie. Ale żadnego z nich nie interesowało, że z powrotem zamienili się ciałami. Ważne były tylko słowa, które przed chwilą wypowiedzieli.

Wiem zjebałem, nie musicie mi tego mówić. Nie umiem pisać "wyznań miłosnych". Najlepiej pisze mi się tortury na moich bohaterach.... no to Spamano mamy za sobą, trzy shipy jeszcze przed nami. Miejmy nadzieję, że nie wpadnę na żaden głupi pomysł. Co ja mówię, oczywiście, że będzie coś głupiego!

Besides.... My dear Friend, I'm not the man that should be challenged. I'm a man that should be stoped....

Ty chyba żartujeszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz