Wiele lat później
Gilderoy usiadł koło Austrii, sięgając po gitarę. Po chwili oboje zaczęli grać, spokojnie, zgodnie, łagodnie. Była Wigilia. Nacje zebrały się razem pod jednym dachem, by na jeden wieczór zapomnieć o wszelkich waśniach i podzielić się opłatkiem. By na ten jeden wieczór być razem.
A nadzieja znów wstąpi w nas,
Nieobecnych pojawią się cienie.
Uwierzymy kolejny raz,
W jeszcze jedno Boże Narodzenie.Gilderoy zaczął sam, głosem czystym niczym dzwon. Nie dało się w nim od razu nie zakochać...
I choć przygasł Świąteczny gwar,
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu.
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj,
Wbrew tak zwanej ironii losu.Ludwig uśmiechnął się, delikatnie obejmując Feliciano ramieniem. Minęło już tyle lat od tego dziwnego zdarzenia. Minęło tyle lat od kiedy Gilderoy dołączył do nich jako człowiek. Czas upłynął nieubłagalnie. Ale nie było w tym nic złego. To były dobre czasy. W tym okresie Feliciano i on w końcu się pobrali. Było to dokładnie w tym samym roku, w którym Gilderoy szedł na studia. A teraz? Już je kończył.... Kiedy ten czas upłynął?
Daj nam wiarę, że to ma sens,
Że nie trzeba żałować przyjaciół.
Że gdziekolwiek są dobrze im jest,
Bo są z nami choć w innej postaci.
I przekonaj, że tak ma być,
Że po głosach tych wciąż drży powietrze,
Że odeszli po to by żyć.
I tym razem będą żyć wiecznie.Feliciano spojrzał na Ludwiga z miłością, po czym obydwoje dołączyli do śpiewającego chłopaka. To samo zrobił Gilbert. A za nim Antonio. I cała reszta. Śpiewali razem, zgodnie.
Były Święta. Dzień, w którym wszyscy są razem. Ci, ktróży żyją i Ci, którzy już odeszli. Ale tylko uważny obserwator mógł dostrzec cztery świetliste postacie. Stały wraz z innymi, śpiewając z nimi kolędę. Ten jeden raz Germania i Rzym się nie sprzeczali. Ten kolejny raz Joan stała obok Francisa, spokojnie, wytrwale. A stary Fritz siedział obok wnuka i przygrywał mu na flecie.
Przyjdź na świat,
By wyrównać rachunki strat.
Żeby zająć wśród nas,
Puste miejsce przy stole.
Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas,
I zapomnieć że są puste miejsca przy stole.A nadzieja znów wstąpi w nas,
Nieobecnych pojawią się cienie.
Uwierzyli kolejny raz,
W jeszcze jedno Boże Narodzenie.
I choć przygasł świąteczny gwar,
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu.
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj,
Wbrew tak zwanej ironii losu...Koniec

CZYTASZ
Ty chyba żartujesz
FanfictionCzy mieliście kiedyś tak, że obudziliście się w nie swoim łóżku? Możliwe. A nie w swoim ciele? W przeciągu paru godzin świat przewrócił się do góry nogami i szybko się nie odwróci. Oto przed nami łańcuszek nieszczęść i nieśmiesznych żartów, który mo...