Była 8:03 co oznacza, że od trzech minut powinnam siedzieć w biurze i pracować. Nie powiem, zdarzyło mi się czasami spóźnić, ale ja już zwyczajnie taka byłam. Zawsze kiedy sie spóźniałam odpracowywałam te stracone minuty, żeby nie było. Podbiegłam szybko do czytnika aby odbić swój identyfikator, omal nie zabijając się na swoich wysokich ukochanych szpilkach.
Spojrzałam na zegarek. Była 8:05, a ja nawet jeszcze nie wjechałam windą na górę! No ładnie. Na pewno za chwile wyląduje na dywaniku u Styles'a. Mówiąc krótko, mam przestane.
Jadąc windą stukałam nerwowo obcasem o podłogę i patrzyłam nerwowo na sekundy uciekające na zegarku. Weszłam szybko do biura, rzuciłam torebkę z płaszczem na fotel i włączyłam komputer. Nawet nie zdążyłam usiąść a już rozdzwonił się telefon.-Moon, pokój 36, słucham?- odpowiedziałam jeszcze lekko zdyszana.
-Panno Moon zapraszam do mnie -zachrypnięty głos Styles'a rozbiegł się w słuchawce.
-Oczywiście, proszę mi dać chwilkę, już idę.Cholera.
Wyciągnęłam pospiesznie lusterko z torebki, aby zobaczyć w jak opłakanym stanie jest moja fryzura. Na szczęście nie było tragedii, więc biorąc głęboki wdech, ruszyłam w kierunki drzwi.
Zapukałam mocno w grube machoniowe drzwi, aby chwile później usłyszeć donośne
-Proszę wejść.
Tak właśnie otworzyłam wrota i weszłam do jamy smoka jak na ścięcie.
-Tak panie Styles? Coś się stało? -zapytałam słodkim głosem.
-Ty mi powiedz Moon -wzruszył beznamiętnie ramionami i wbił we mnie wzrok.
-Chodzi o moje spóźnienie? Oh, cóż za niezręczna sytuacja -zasmiałam się lekko drapiąc po głowie. Cholera, musiałam coś szybko wymyśleć. -Tak wiec proszę pa...
-Daruj sobie te nędzne tłumaczenia. Nie wysilaj się zbytnio Moon, kolejnej zmyślonej historyjki mi nie wciśniesz. Chciałem Cię tylko poinformować, że od dziś będziesz moją asystentką, a swoje biurko będziesz miała tutaj, w tym pokoju -popatrzył na mnie znacząco. -Szkoda by mi było zwalniać tak dobrego pracownika, ale jako, że lubisz się spóźniać, musi być jakaś kara. -założył ręce na pierś. -albo i nagroda wybierz sobie -zaśmiał się.
-Nie ma pan pomysłu może na inną karę? -uśmiechnęłam się lekko mając nadzieje, że to coś zmieni.To nie tak, że nie pasowała mi posada jego asystentki. Były z tego na pewno lepsze pieniądze.
Nie chciałam zbytnio tej posady, bo słyszałam, że jego ostatnia asystentka została przez niego zwolniona dlatego, że nie chciała z nim iść do łóżka. Przecież to śmieszne!
Facet czuł się jak niewiadomo kto, bo leciało na niego pół Londynu, a że w dużej ilości korporacji dyrektorami głównymi były kobiety, przez co łatwiej podpisywał korzystne dla firmy umowy. Jedna noc w jego łóżku, a następnego dnia wracał do firmy z bananem na twarzy, aby pochwalić się pracownikom, że podpisał kolejna umowe. Żałosne. Zaznaczmy też, że te kobiety miały mężów i dzieci, a po jednej nocy z nim były gotowe iść do sądu i podpisać papiery rozwodowe! Styles oczywiście nie zgadzał się na to i nic sobie z tego nie robił, nie był zainteresowany dłuższą relacja z nimi, a wszędzie można było słyszeć, że nienadaje się do związku, bo nie mógłby poświecić kobiecie odpowiedniej ilości czasu. Nędzna wymówka.
Oczywiście to tylko plotki, a moim zawodem nie jest oceniać mojego szefa. Jedyne co mnie w nim interesuje to, to czy na czas przelewa mi moją wypłatę.
Jest przystojny to fakt, nawet ja mając narzeczonego tak uważam, ale kto do cholery z premedytacją rujnuję innym życie?-Inna kara? Jasne. Zawsze mogę cię zwolnić -uniósł znacząco brwi.
-Chyba to nie będzie konieczne szefie -czułam jak moje serca przyspiesza.
-Też mi się tak wydaje Moon. Będę miał cię na oku i gwarantuje ci, że jeśli choć raz przyjdziesz tu spóźniona, nawet głupią minutę, wylatujesz. Zrozumiano? Koniec tej zabawy w kotka i myszkę, czas dojrzeć panno Moon.Dojrzeć? I kto to mówi?
-Dobrze szefie, przyjmuje propozycje -kiwnęłam głową.
-Prawidłowo wybrałaś, zaczynasz od teraz. W takim razie możesz iść mi do pobliskiego baru kanapkowego po śniadanie, którego nie zdążyłem zjeść w domu, migiem -westchnął.Serio? Mam być jego asystentką żeby latać mu po pieprzone kanapki?
-Dobrze, jaką pan sobie życzy?
-Zdaje się na ciebie, nie wybierz źle.Przytaknęłam i szybko wyszłam z jego biura aby wziąć swój płaszcz.
Nie było mnie zaledwie 20 minut, a kiedy weszłam znów do jego pokoju, zobaczyłam moje biurko usytuowane tuż obok jego.
Uniosłam brwi.-Chłopcy sobie szybko poradzili, nieprawdaż? Nie miałaś wiele rzeczy, więc wszystko poszło szybko i bez problemu.
-T-tak zgadza się -pokiwałam chaotycznie głową. -Pańska kanapka, smacznego.
-Dziękuje. Teraz możesz się zabrać za sortowanie tych papierów -wskazał palcem w miejsce gdzie leżały. Cholera, do śmierci tego nie poukładam! -do odpowiednich segregatorów według dat, jak skończysz będziemy umawiać miejsce na coroczny bal charytatywny.Kiedy wreszcie włożyłam ostatnią kartkę do segregatora, jęknęłam cicho. Wreszcie! Na zegarku była godzina 14:38. Co oznaczało, że przegapiłam swoją przerwe na lunch. Moje dłonie było suche, a palce poprzecinane przez szybkie i nieudolne chwytanie kartek. Czy ten dzień może być jeszcze gorszy? Styles popatrzył na mnie z lekka dziwnie i wstał by do mnie podjeść.
-Powinnaś kończyć za niecałe półtorej godziny, ale znaj moją dobroć, dzisiaj możesz iść wcześniej do domu, a jutro widzę cię tu punkt 8:00.
-Dziękuje, do widzenia.
-Do zobaczenia Devon -uśmiechnął się tajemniczo.Od kiedy przepraszam jesteśmy na „ty"?
Wsiadłam prędko do auta, jak na dzisiaj dość wrażeń.
Po niedługim czasie stałam pod swoim ukochanym mieszkaniem, które dzieliłam wraz z narzeczonym Alec'iem. Niestety teraz był na praktykach w Tokio i miał wracać za dwa tygodnie. Boziu jak ja się za nim stęskniłam! Chciałam do niego zadzwonić, ale widząc godzine, powinien właśnie kończyć praktyki i pewnie był wykonczony, ale co mi tam zawsze warto spróbować.
Wybrałam zwinnie jego numer i przyłożyłam słuchawkę do ucha. Po drugiej stronie słyszałam tylko ten irytujący dźwięk oczekiwania, no cóż spróbuje później.
Ledwo zdążyłam wejść do kuchni, a po chwili po całym mieszkaniu rozniósł się dźwięk walenia w drzwi. Przecież nikogo nie zapraszałam i nic nie zamawiałam.