XXI obowiązki

103 4 0
                                    

Z plecakami wypełnionymi po brzegi wróciliśmy tego samego dnia do wioski. Ruby była neutralnie nastawiona do tego pomysłu, ale przyznała, że boi się o mnie.
Co było przecież zrozumiałe, bo szłam z obcym dla niej facetem gdzieś do lasu, gdzie w sumie nikt z moich znajomych nie wiedział jak dojść, w razie, gdyby mi się coś stało.
Zayn z całej siły starał się przekonać ją, że przy nim nic mi nie grozi, jestem bezpieczna i nie pozwoli by cokolwiek mi się stało, więc szybko odpuściła.

— Jestem zmęczona — mruknęłam siadając na schodkach prowadzących na niewielką werandę przed jego domkiem. Zdjęłam plecak i położyłam go obok siebie.
Westchnęłam i oparłam głowę o ramię szatyna. Pogładził moje zadrapane przez gałęzie udo i uśmiechnął się pod nosem.
— Tu jesteś. — Mama Zayna stanęła przed nami. — Szukałam cie cały dzień.
— Coś się stało?
Odsunęłam się od chłopaka by nie stwarzać niezręcznej sytuacji.
— Nie byłeś na łowieniu.
— Przepraszam, pomagałem Lily.
Kobieta spojrzała na moje rzeczy i uśmiechnęła się krótko. Skinęła głową po czym odeszła do jednego z domków.

Wstałam chwytając za plecak i weszłam do domku. Wyjęłam najpotrzebniejsze rzeczy i usiadłam na łóżku.
— Jak w domu. — Zayn uśmiechnął się szeroko i wyjął ze swojego kosza cienki koc i trochę ubrań.
Skinęłam głową potwierdzając jego słowa. Była godzina chyba osiemnasta, więc pora kolacji się zbliżała. Z zewnątrz dobiegało coraz więcej głosów co oznaczało, że ludzie schodzili się na palcu.
Założyłam bluzę z długim rękawem i wyszłam za Zaynem na dwór.
Ognisko zaczynało już być rozpalane a w trzech koszach znajdowały się ryby.
Bezwiednie poszłam do miejsca, w którym znajdowały się kije i przyniosłam je przy pomocy czarnowłosej starszej kobiety.

— Lily, już sama rozumiesz. — Mama Zayna uśmiechnęła się w moim kierunku na co tylko skinęłam głową. Jeśli miałam spędzić tu kilka dni musiałam coś robić, pokazać, że nie jestem głupią amerykanką.
Usiadłam obok rodziców szatyna i chwyciłam za kawałek drewna by za chwilę dorzucić go do ognia.
— Masz. — Brunet wyciągnął w moją stronę kij z nabitą na niego rybą po czym zrobił to samo do swoich rodziców. Usiadł obok i wyciągnął kolacje do ognia. Zrobiłam to samo co on i oparłam się o kamień, który był za mną.
Ten wieczór był cudowny. Ciepło ogniska, pieczona ryba, świetne towarzystwo, całkowicie inne życie. Coś, czego nie robi się na codzień na Florydzie.
Zayn spojrzał na mnie myśląc, że tego nie widzę. Przyglądał mi się a na jego ustach pojawiał się coraz większy uśmiech.
Poczułam, jak moje policzki zalewa rumieniec, ale postanowiłam nie zdradzać swojej pozycji.
Przysunęłam się jednak bliżej i oparłam głowę o jego ramię. Moi udawani przyszli teściowie spojrzeli na nas z zaciekawieniem, ale po chwili wrócili do rozmowy między sobą.
Miałam wrażenie, jakby wszyscy obserwowali nasze ruchy i szukali najmniejszego błędu, do którego można się przyczepić, ale może tylko dramatyzowałam.
Po kilkunastu minutach moja ryba była gotowa, więc położyłam ja na specjalnie przygotowanym kawałku kory, który służył za talerz. Jadłam w taki sposób rybę dopiero drugi raz, więc wolałam poczekać aż ostygnie by się nie poparzyć.
— Wiesz, że mama nie da ci spokoju przez te kilka dni?
Zayn szturchnął mnie delikatnie i szepnął do ucha.
— Domyślam się. To będzie nowe doświadczenie.
— Mam nadzieję, że jesteś na nie gotowa — zachichotał cicho i wziął dużego gryza mięsa.
Spojrzałam na swoją rybę i trochę się skrzywiłam. Miałam wrażenie, że jej oko patrzy na mnie z żalem, że musiała zginąć bym mogła ją zjeść.
— Lily. — Z dziwnych rozmyślań wyrwał mnie głos matki Zayna.
— Tak?
— Pójdziesz jutro z nami nad rzekę poszukać skorup kokosów?
Spojrzałam zdezorientowana na Zayna. Skinął dyskretnie głową dając mi znać, bym się zgodziła.
— Oczywiście — uśmiechnęłam się najszczerzej jak mogłam.

Dzika miłość | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz