Otworzyłem oczy, czując jak ktoś mnie szturcha, wymawiając moje imię. Dłonie tej osoby były zimne i drżące, a głos przepełniony nerwowością. Spojrzałem na chłopaka, który nachylał się nade mną, nie była to jednak twarz którą miałem nadzieję zobaczyć. Była to twarz długowłosego bruneta, który patrzył mi głęboko w oczy. Dopiero po chwili zorientowałem się, że coś mówi.
- Słuchasz mnie w ogóle, czy jeszcze śpisz? - jego głos nieco się uniósł, jednak nie krzyczał.
- Mn... Przepraszam. - Podniosłem się i rozejrzałem. Coś było mocno nie tak. - Gdzie jest Tord? - To było pierwsze pytanie, które przyszło mi do głowy. Spojrzałem na bruneta, którego twarz wykrzywiła się, a oczy uciekły w innym kierunku. Nie odpowiadał. Wstałem, od razu sięgając po spodnie i koszulkę, które wisiały na fotelu. Spojrzałem na niego ponownie. - Gdzie jest Tord? - powtórzyłem, wbijając w niego spojrzenie. Czułem jak zimny pot oblewa całe moje ciało. Zacząłem mieć złe przeczucia. Miałem wrażenie, jakby podobna sytuacja już się wydarzyła, jakby stało się coś, czego bardzo nie chciałem. Najgorszy scenariusz, którego bałem się za każdym razem, gdy myślałem o nim i widziałem go w snach. Koszmarach.
- O-on... - zaczął, opuszczając spojrzenie na podłogę, nerwowo bawiąc się włosami. - Przepraszam, powiedział mi, żebym ci nie mówił. - Spojrzał na mnie. - Jestem idiotą mówiąc ci, że nie mogę ci powiedzieć.
- Tak, jesteś, bo teraz niepokoję się jeszcze bardziej. - mruknąłem, zakładając na siebie bluzę. - Gdzie on jest? - spytałem po raz trzeci, poprawiając swoje ubrania.
- Nie mogę ci powiedzieć... ale kazał ci przekazać to. - Zaczął szukać czegoś w kieszeniach spodni, po czym podał mi równo złożoną kartkę. Rozłożyłem ją. Pismo jednak nie było już tak ładne i równe, właściwie było bardzo chaotyczne, ale rozpoznałem w nim jego charakter pisma, którego nie da się pomylić z niczyim innym.
Musisz stąd uciec, dla własnego dobra. Nie szukaj mnie, bo za bardzo cię kocham by mieszać cię w tarapaty, z którymi muszę uporać się sam. Wrócę, obiecuję. Tak samo ty powinieneś wrócić skąd uciekłeś.
Czułem jak serce podchodzi mi do gardła. To nie jest najgorszy scenariusz, jednak jeden z tych, których się bałem. Patrząc na powywijane litery i słowa, zaczęło dochodzić do mnie, co się tak naprawdę stało. Wszystko wokół mnie zaczęło wirować, a ja miałem wrażenie, że zapadam się pod ziemię. Że nadszedł już mój pogrzeb, a ziemia siłą próbuje mnie do siebie wciągnąć. Świadomość tego, że nie zdążyłem go dzisiaj nawet zobaczyć sprawiała, że czułem się pusto i jednocześnie wypełniony po brzegi czymś obrzydliwym. Czarną mazią, która żyje swoim własnym życiem. Mimo tego byłem świadom, że nie powinienem iść za nim. Że powinienem go posłuchać. To nie miałoby sensu, nie pomógłbym w żaden sposób, a dodatkowo narobiłbym jeszcze więcej problemów.
Westchnąłem ciężko, chowając kartkę do kieszeni spodni i patrząc na bruneta. On widząc zrozumienie na mojej twarzy, odwrócił się i udał w kierunku drzwi, następnie zostawiając mnie w pomieszczeniu sam. Ja za to stałem jeszcze chwilę, rozglądając się i wdychając przyjemny zapach, który jako jedyny upewniał mnie, że karmelowowłosy naprawdę istniał w moim życiu i naprawdę tu był.
Udałem się do swojego pokoju, gdzie zacząłem się pakować. Wiedziałem, że muszę się pospieszyć, dlatego przeszukałem dokładnie każde miejsce w sypialni, by każdą moją rzecz spakować. Tak samo zrobiłem z łazienką. Mimo pośpiechu zostawiłem po sobie porządek, zupełnie jakby w ogóle mnie tu nigdy nie było. Zszedłem na dół, ubierając na siebie buty i płaszcz, następnie wychodząc na zewnątrz razem z dwójką brunetów. Zamknęli dom, klucze zakopując w doniczce niedaleko.
xxx
Czułem, jak żal skręca moje wnętrzności, sprawiając, że chce mi się wymiotować. Patrzyłem na czubki swoich ciężkich butów, które po raz kolejny zostawiają tutaj ślady na śniegu. Tylko, że tym razem w odwrotną stronę. W końcu znalazłem się przed budynkiem, do którego chciałem trafić. Zapukałem w drzwi, a serce kolejny raz podeszło mi do gardła, chcąc uciec i pozostawić mnie samego, martwego na zimnie i śniegu, bez dopływu krwi. Oh, ja także bym tego chciał.
Drzwi otworzyły się po niedługiej chwili, a moim oczom ukazał się rudowłosy chłopak, który wyglądał inaczej niż go zapamiętałem. Jego zawsze ułożone włosy teraz były w jednym wielkim chaosie, cera wydawała się być jeszcze bardziej blada, a oczy przyozdobione zostały sinym kolorem, który wcale nie był kolejnym jego eksperymentem z makijażem, a prawdziwą pozostałością po zmęczeniu. Jednak w mgnieniu oka jego mimika twarzy z beznamiętnej zmieniła się w na bardziej ożywioną, jednak nadal nie wyglądał na zbyt szczęśliwego. Widocznie był zakłopotany, nie wiedząc, czy wpuścić mnie z powrotem do tego domu, zamknąć przede mną drzwi, czy po prostu zacząć rozmowę. Jakby na ratunek zza jego ramienia wychyliła się ciemna czupryna, której właściciel był nieco niższy niż rudowłosy. Wyszedł przed wyższego chłopaka, marszcząc brwi i wlepiając we mnie zmęczone spojrzenie. On wcale nie wyglądał lepiej. Zacząłem mieć wyrzuty sumienia, świadomość, że to wszystko przeze mnie. Jednak lepiej, żeby byli zmęczeni niż martwi, prawda?
- Tom? - spytał, jakby nie wierzył, że to ja stoję przed nimi. Jakby miał wrażenie, że zaczyna mieć omamy. - Miałeś nie wracać. Miałeś nie wracać tak samo, jak ten pierdolony kurwa norweski kutas! - uniósł głos, a jego twarz wykrzywiła się w złości, pomieszanej z żalem. - Jeśli powiesz mi, że on jest tutaj z tobą i że zaraz przyjdzie to przysięgam, że cię pobiję.
- E-edd... - Matt z wyraźnym zakłopotaniem i strachem złapał towarzysza za ramie, próbując go uspokoić.
- Nie, Matt. Nie mam zamiaru się uspokoić, bo kolejny kurwa raz zostałem wystawiony przez kogoś, kogo śmiałem nazywać swoim przyjacielem przez kilka kurwa pierdolonych lat! Dwa razy dałem się oszukać, trzeciego kurwa nie będzie. Czemu zrobiłeś coś tak kurwa beznadziejnego, wiedząc, jak bardzo ci ufam i jak bardzo zostałem zraniony przez... - zaciął się, jakby nie był w stanie wypowiedzieć jego imienia. Z jego oczu zaczęły cieknąć łzy, które już po chwili zalały całe jego policzki. - Czemu to kurwa zrobiłeś? - mówił znacznie ciszej, sprawiając wrażenie zmęczonego złością i krzykiem.
- Przyszedłem tu głównie po to, żeby przeprosić i wytłumaczyć to wszystko. - odpowiedziałem najspokojniej jak mogłem, jednak nie umiałem być spokojny, jak każdy z nas tutaj. Każdy z nas jest zbyt zmęczony i przepełniony skrajnymi emocjami, by być spokojnym.