Rozdział IV

172 10 1
                                    

Avenida weszła do środka ogromnej sali, jakiej jeszcze nigdy nie widziała. Pośrodku pomieszczenia stał okrągły stół, przy którym każdy czuł się równy. W istocie tak było, pomimo tego, iż Lucyfer był władcą grot Ciemności. Nigdy jednak nie zachowywał się jak despotyczny król. Wiedział wszak, że sam jest niczym. Oczywiście osiadał moc o jakiej nie śniło się żadnemu z upadłych aniołów, nawet razem wziętym, ale sam tak nie uważał. Stanowił dla siebie jeden z licznych elementów złożonej społeczności wygnanych z Edenu i nie pojmował dlaczego stał się przywódcą swych skrzywdzonych przez Wszechmogącego pobratymców. Zdawał sobie jednak sprawę z potrzeby takiej osoby, która na siebie wzięłaby odpowiedzialność za przygotowania do wojny, a przede wszystkim sprawne funkcjonowanie Grot Ciemności.

Avenida nie zdołała powstrzymać się od okrzyku zdziwienia, gdy zobaczyła kto zasiada przy stole, co równocześnie czyni tą osobę przywódcą swego rodzaju. W obawie przed ośmieszeniem się zacisnęła mocno zęby, przez co kolejny okrzyk zmienił się w niewyraźny dźwięk wydobywający się z jej ust. Lucyfer zrozumiał jej zaskoczenie. Położył kształtną dłoń na gładkim ramieniu żony w uspokajającym geście. Wyczuł jak rozluźniła mięśnie i uśmiechnęła się z wdzięcznością.

Najwyraźniej szybko zapomniała o swoim postanowieniu, gdyż podbiegła do stołu i zaczęła witać się najpierw ze znanymi sobie upadłymi aniołami. Czułe i nieco zbyt rzewne przywitanie z Melome, stanowiące krótkie przedstawienie dla oczekujących przywódców, na chwilę rozluźniło napiętą atmosferę. W końcu podwód, dla którego się spotkali nie należał do przyjemnych, choć z pewnością wielu pragnęło odwetu. Mimo to byli wdzięczni jedynym kobietom obecnym przy omawianiu istotnych spraw.

Z radosnym uśmiechem dziewczyna przywitała się z własnym ojcem. Zdążyła go zapytać w ciągu kilkunastu sekund, jak to się stało, iż jako władczyni grot Ciemności jego córka nic nie wiedziała o pełnionej przez niego funkcji. Czarny anioł w kilku zdaniach wyjaśnił jej, że po śmierci Baara, rzeczywistego przywódcy czarnych aniołów (o tym także nie wiedziała, jak zresztą Nira) poproszono go jako najsilniejszego ze swych pobratymców o zajęcie miejsca swego poprzednika. Właściwie jeszcze za życia Baara miał do tego prawo, lecz wtedy obawiano się jak anioł bez jakichkolwiek uczuć podobny do sopla lodu będzie odbierany jak przywódca. Jedynie z tego powodu został nim słabszy czarny anioł.

Heriora już znała. Anioł zagłady siedział naturalnie obok Melome i starał się nie puszczać jej ręki. Zrobił to na chwilę jedynie po to by przywiać się z Avenidą. Zaraz potem ponownie zamknął dłoń strażniczki w swoich. Dziewczyna natomiast przywitała się z Barelem, który o uzdrowieniu przez nią prezentował się naprawdę doskonale i w pełni pasował do tego niezwykłego zgromadzenia. Także on wiele zawdzięczał wybrance Lucyfera. Nie miał żadnych oporów by za każdym razem jej za to dziękować, na co ona reagowała zawstydzeniem.

Pozostałych czterech przywódców znała nieco mniej. Do aniołów chwały chodziła wprawdzie bardzo często, lecz niezwykle rzadko rozmawiała z ich przywódcą. Kisin wyglądał niezwykle dostojnie, a jego wyglądowi nie można było niczego zarzucić. Każdy jasny lok na kształtnej głowie ułożony był tak staranie, że wydawało się jakby był wykuty w marmurze przez niezwykle zdolnego rzeźbiarza. Także ubranie ułożone perfekcyjnie na pięknie ukształtowanym ciele pozbawione najmniejszej fałdki sprawiało, iż Avenida czuła się w obecności tego anioła bardzo niechlujna. Wolała nie przypominać sobie w jakim nieładzie są jej włosy. Suknia także nosiła ślady niedawnych zamiarów Lucyfera. I chociaż nie była pomięta, to dziewczynie wydawało się, że tak właśnie jest.

Mężczyzna o imieniu brzmiącym jak kobiece był przywódcą aniołów rozpusty. O dziwo ubrał się, choć niezwykle zwiewne, a przede wszystkim prześwitujące szaty ciężko było nazwać kompletnym strojem. Issis przypominał nieco rzymianina ubranego w krótką białą togę, a równocześnie wyglądał jak nimfa, choć takie określenie z pewnością wielu by uraziło. Nie posiadał w sobie brutalnej siły, lecz łączył cechy kobiety i mężczyzny, przez co wcale nie był pozbawiony męskości czy zniewieściały.

Wojna aniołów. T. III - Dziecko nadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz