Widok zwłok zawsze, mimo lat praktyki, wzbudzał pewne emocje. Większe, mniejsze, ale zawsze. Mniej się przeżywało śmierć staruszka, którego dni i tak były policzone, a z pewnością bardziej kogoś młodego, pełnego życia. Inaczej widziało się zbrodnię na okrutnym dzieciobójcy, a inaczej na niewinnej na pierwszy rzut oka istotce.
Tym razem więc w oku komisarza Donalda Salbe kręciła się łza.
Stał właśnie w toalecie Hotelu Stadium przed otwartą kabiną i przyglądał się rozkraczonemu ciału martwej dziewczyny. Miała na sobie czarną, wręcz wampirzą sukienkę z czerwoną podszewką, falującą nad kafelkową podłogą. Wyglądała, jakby po prostu przysnęła w tym osobliwym miejscu. Zdradzała ją jednak woda kapiąca z włosów. Oklapnięte loki, siwa cera, rozmazana na ustach bordowa szminka i cudaczna sukienka – to wszystko sprawiało, że dziewczyna wyglądała jak córka Draculi. Ale w jej spokojnej twarzy kryło się coś jeszcze. Coś, czego Donald nie umiał nazwać, ale to coś chwyciło go mocno za serce.
Kilka razy zamrugał, by pozbyć się uczucia mokrych oczu, i dopiero wtedy odwrócił się do stojącego za nim asystenta.
- Jak się nazywała? – zapytał chłopaka, starając się panować nad chwiejnym głosem.
- Dawn Calipers, panie Salbe.
A niech to, pomyślał, Dawn. Jak i Dawn Wells. Jego żona, Heather, wprost uwielbiała amerykańskie seriale lat sześćdziesiątych. A Wyspa Giligana należała do jej ulubionych. Za sprawą młodziutkiej jeszcze wtedy aktoreczki grającej niejaką Mary Ann również Donald nie mógł przejść obok lecącego odcinka obojętnie. Zbieżność imion sprawiała, że komisarz poczuł lekki sentyment do całej tej sprawy.
- Coś jeszcze wiadomo? – znów zagadnął swojego asystenta.
Julian Moss był ledwo trzydziestoletnim wyrostkiem wciąż z młodzieńczym trądzikiem i mlekiem pod nosem. Zawsze nosił za luźny garnitur, co pomału doprowadzało Donalda do furii, zresztą jak również i jego skłonność do jąkania i wrodzona głupota. Odkąd chłopaczek zaczął dla niego pracować, czyli od niemal roku, próbował zrozumieć, jak to się stało, że to właśnie ktoś taki został mu przydzielony. Denerwował go dodatkowo fakt, że za każdym razem, kiedy chciał się poskarżyć na nadto ambitnego i wręcz irytującego podwładnego, Heather zawsze bezkrytycznie broniła tego „jeszcze niewprawionego, lecz na pewno otwartego na wszelkie uwagi doświadczonego pracodawcy młodzieńca". Teraz za każdym razem, gdy Donald patrzył na Juliana, w głowie słyszał słowa żony.
Chłopak dumnie wypiął pierś do przodu i zaczął mówić. Sprawiał przy tym wrażenie, jakby walczył z problemem jąkały. Każde słowo wypowiadał wolno z długimi przerwami pomiędzy.
- Uczestniczyła w studniówce. Jakieś pół godziny po zakończeniu znalazła ją tu inna dziewczyna.
- Jakieś oznaki gwałtu?
- Nie przeprowadzono jeszcze dokładnej sekcji, ale lekarz nie zauważył niczego podejrzanego. Najprawdopodobniej zmarła przez utopienie.
- A jakieś rzeczy osobiste?
- Torebka leżała pod jednym ze stołów, a telefon z rozbitym ekranem i bez karty SIM wrzucono do muszli klozetowej obok.
Donald znów odwrócił się w stronę ciała i spojrzał na nieruchomą, mokrą twarz. Julian zakradł się jeszcze bliżej i niewyraźnie wyszeptał:
- Panie Salbe... bo... znaleziono coś jeszcze...
- Co takiego? – niecierpliwie pogonił chłopaka.
Julian jednak nie odpowiedział od razu, tylko przymknął drzwi kabiny. Donald już chciał wybuchnąć zły na jakieś swawolne zachowania asystenta, gdy nagle dojrzał coś, co chłopak wskazywał palcem.
YOU ARE READING
Szminka na zamku
Short StoryPodczas studniówki jedna z maturzystek znajduje zwłoki koleżanki w damskiej toalecie. Ofiarą jest młoda dziewczyna - pilna i lubiana licealistka. Komisarz Donald Salbe nie ma pojęcia, jak wytłumaczyć tę sprawę. Jedyną istotną poszlaką wydaje się pok...