Rozdział XIII.

42 3 0
                                    


{ SOPHIE }


Następnego dnia, stałam rano w garderobie, w samej bieliźnie, ze świeżo umytymi i wysuszonymi włosami. Uparcie wpatrywałam się w dwie sukienki, nie mogąc się zdecydować na jedną z nich. Fuknęłam zrezygnowana, złapałam je obie i wyszłam z garderoby. Przy każdym kroku bolały mnie stopy, zapewne przez to, że spędziłam wczoraj dość dużo czasu w szpilkach. Już po chwili znalazłam się na korytarzu a stamtąd weszłam do pokoju Peety.
Było bardzo wcześnie, więc chłopak jeszcze spał. Stanęłam przed jego łóżkiem i krzyknęłam
— Peeta! — co, na całe szczęście, od razu go obudziło. — Skup się. — powiedziałam pewnym głosem, tak by zwrócić na siebie uwagę jego zaspanego jeszcze umysłu. — Ta? — spytałam, przykładając do siebie jedną z sukienek. — Czy ta? — spytałam ponownie, przykładając do siebie tę drugą. — Effie wybrała mi strój na wyjazd — wywróciłam oczami — ale tą chcę wybrać sama. Więc teraz przemyśl to chwilę i odpowiedz mi na pytanie: która będzie bardziej odpowiednia na śniadanie z Jeremym? — spytałam, nakładając na usta szeroki uśmiech. 


{ PEETA }


Nie śniło mi się nic. Albo skończyło mi się śnić coś. W każdym razie przez trzy godziny wyłącznie oglądałem swoje powieki od spodu, a mój mózg się wyłączył. Nawet gdy otworzyłem oczy, część mnie jeszcze spała, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co się dzieje.
— Peeta! —Wzdrygnąłem się, poruszając głową wbitą w poduszkę. Podniosłem się powoli na łokciu, marszcząc brwi. Słońce uporczywie starało mi się umożliwić otwarcie oczu, świecąc prosto na mnie. —Skup się — nakazał głos. To się skupiam. Przecieram twarz i się skupiam. I podnoszę się bardziej, by mieć lepszy widok. Sophie stoi przede mną przyciskając raz jedną raz drugą sukienkę do swojego ciała. I chyba się skupiłem, bo trudno by było się nie skupić, ale wciąż nie widzę różnicy. — Nie wiem — mówię zrezygnowany. Sen coś zrobił z moim głosem i jest niższy. Nie poznaje go. Ile spałem? — W obu będziesz wyglądać ładnie — obwieszczam, posyłając jej zaspany uśmiech. Odsuwam kołdrę i stawiam bose stopy na beżowym dywanie. Łaskoczą mnie lekko, gdy podchodzę do dziewczyny. Nie pytając ją o nic, przerzucam ją sobie przez ramię i odwracam się znowu w kierunku łóżka. Między nami jest miękki materiał sukienek, który dotyka mojej skóry. Ale spada, gdy upadam ja, przyciskając dziewczynę ręką. Sukienki leżą u stóp łóżka, a ja naciągam na nas kołdrę, ponownie zamykając oczy. Ręką przytrzymuję ciało Sophie przed wydostaniem się z naszej kryjówki. —Śpimy — szepczę konspiracyjnie. Przystawiam palec do ust, choć tego nie widzi, bo naciągnąłem kołdrę, aż za nasze głowy. —Shh... —dodaję, takim uspokajającym tonem, którego ojciec używał wczoraj jak miałem atak. Nim zdążę o tym pomyśleć, ocieram się policzkiem o poduszkę, mrucząc pod nosem z zadowoleniem, i drzemię, myśląc tylko o wygodzie i ignorując szczypiącą skórę.


{ SOPHIE }


 — Peeta. — mówię dobitniej, podczas gdy on odpływa w objęcia morfeusza z tym głupim uśmieszkiem na twarzy. — Naprawdę potrzebuję Twojej pomocy. — zaciskam wargi, gdy zauważam, że mimo moich starań chłopak i tak powrócił do snu.
Mimo tego, że wygląda to na bardzo kojące i wygodne, ja wiem już, że nie zasnę z powrotem. Przed takim dniem cudem okazał się fakt, że w ogóle udało mi się zamknąć oczy na jakiś czas.
Zaczynam się wiercić, próbując wyciągnąć swoją rękę spod jego ręki i obrócić się na bok. Mimo tego, że jego umysł odleciał gdzieś w senne marzenia, kontrola nad jego ciałem zdawała się pozostać na ziemi. Gdy wreszcie mi się udało, wyciągnęłam dłoń w jego stronę i ułożyłam opuszek kciuka po środku jego czoła po czym zsunęłam go w dół aż po czubek nosa. Poczułam jego wyrównany oddech na swoim nadgarstku. Odsunęłam dłoń, by chwilę później obrysować prawą część jego szczęki, gdyż lewa zatonęła w poduszce. Odnalazłam jego oczy, i narysowałam wokół nich ósemkę. Zupełnie tak, jakbym uczyła się go na pamięć. Usłyszałam ciche chrapnięcie, wydobywające się z jego ust, więc szybko cofnęłam dłoń i zaśmiałam się pod nosem. Położyłam się z powrotem na plecach, wsunęłam rękę na jej poprzednie miejsce i wbiłam wzrok w ciemną pościel okrywającą nas.
W momencie gdy usłyszałam dźwięk obcasów obijających się o posadzkę, przysięgłam w myślach, że zrobię wszystko by szli tutaj całą wieczność a co za tym szło, by nigdy tutaj nie doszli. Do butów dochodzi jednak dźwięk otwieranych drzwi i wiem już wtedy, że jest za późno na błagania.

❝RAZEM❞ II PIONKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz