I

325 23 3
                                    

Wieści zza murów nie wróżyły nic dobrego - od kilku godzin Korpus Zwiadowczy pozostawał poza polem widzenia. Rivaille przeklął siebie za to, że nie wyruszył wraz z nimi. Cały Oddział Specjalny, którego obowiązkiem niezmiennie była ochrona Erena, udał się mu na ratunek pod wodzą...

- No właśnie, dlaczego mnie tam, do cholery, nie ma?! - warknął kapitan, kopiąc w kamienną fasadę budynku, w którym przez ostatnie tygodnie dowódca opracowywał plan kolejnej ekspedycji poza mury.

Wtedy też poczuł falę bólu, rozchodzącą się od jego kostki, przez całą nogę, aż po biodro. Oto odpowiedź dlaczego. Doznawszy kolejnych, trzecich już w tym tygodniu zawrotów głowy, podparł się drewnianej donicy, w której bujnie rosła szałwia - prezent od Hange i przesunął dłonią po jej szorstkich liściach, zaciągając się ich zapachem. Zemdliło go, to pewnie przez zawroty. Choć dobrze znał ich przyczynę oraz świetnie zdawał sobie sprawę z miejsca i sytuacji, w której się znalazł, wciąż odsuwał te myśli. Historia nie mogła zatoczyć koła. Nie teraz. Jeszcze nie. W złości wyrwał klomb niewinnej rośliny i cisnął nim w okno dowódcy.

- Cholerny Erwin, cholerna szałwia, cholerne wspomnienia. Żeby tylko i tym razem wrócił cały i zdrowy - westchnął i poczuwszy zażenowanie swoim wybuchem gniewu, bez ociągania zabrał się za naprawianie szkód w postaci ubrudzonego okna.

Tylko tyle mógł zrobić, gdy nie był w stanie walczyć z nim ramię w ramię jak zazwyczaj. Pozostawało mu, również swym zwyczajem, zakasać rękawy i doprowadzić mieszkanie do stanu nieskazitelnej czystości. To poniekąd działało uspokajająco i było zdecydowanie bardziej efektywne niż szałwia, która poza przyjemnym zapachem, kojarzącym mu się z pierwszymi dniami szkolenia, nie miała większego wpływu na jego organizm. Dokładnie wytarł z kurzu kryształową buteleczkę z olejkiem z dziurawca, nad którą na chwilę się zatrzymał. Obawy wróciły ze zdwojoną siłą i uderzyły na tyle mocno, że musiał na chwilę spocząć na brzegu łóżka. W myślach wciąż powtarzał sobie niczym mantrę, że Erwin żyje. W tym momencie do pomieszczenia wpadła zziajana Hange z miną jakby właśnie ograbiono ją ze wszystkich królików doświadczalnych w postaci tytanów.

- Korpus na horyzoncie! Opancerzony ciska w nich tytanami! Musisz to zobaczyć! Szybko na mury! - wypowiedziała to wszystko jednym tchem, podskakując w miejscu ze zniecierpliwienia.

Rozemocjonowana Hange długo nie czekała na odpowiedź bruneta i po prostu pociągnęła go za rękę w stronę wyjścia, przez co buteleczka z olejkiem wylądowała na podłodze. Rivaille jednak nie miał czasu się tym przejmować. Wiadomość zza murów nie była dla niego powodem do zachwytu nad zdolnościami tytanów, lecz wpędziła go w jeszcze większe przerażenie. Nawet nie próbował udawać zadowolenia z kolejnych informacji od irytującej okularnicy na temat własnego oddziału, który bez strat zmierzał w odwrocie ku murom. Mimo pozornej ignorancji, dokładnie analizował każde jej zdanie, lecz nie doszukał się żadnej wzmianki o dowódcy.

Nim dotarli do murów sytuacja zdążyła się zmienić. Gwałtowny obrót spraw doprowadził do na nowo rozgorzałej walki, która zakończyła się niezwykłym wydarzeniem. Hange aż wstrząsały dreszcze na widok spektakularnego pojedynku tytanów z Opancerzonym. Dopiero dostrzegłszy pobladłą twarz generała, sięgnęła po jego lornetkę i aż przysłoniła dłonią usta na widok Erwina. Momentalnie odszukała wzrokiem Rivaille'a, w jednej chwili łapiąc go za ramię i sprowadzając z murów, by dołączyć do „komitetu powitalnego" u bramy.

- Hange! Do cholery, nie ciągnij mnie tak! - warczał rozjuszony kapitan, gdy ta przeciskała się z nim na sam przód zgromadzonego tłumu. - Hange, moja noga nadal nie jest całkowicie sprawna!

- Wracają! Mają Erena! Wracają! - powtarzała na zmianę, siląc się, by jej głos nie załamał się.

Wtem od strony rzędów stojących bliżej bramy przeszła przez tłum fala szmerów, a po chwili dało się usłyszeć jeden krzyk: „Erwin-danchō!". Do tej pory apatyczne, szare spojrzenie Rivaille'a zaiskrzyło, kiedy tylko szerzej otworzył oczy. Osłupiał. Ten moment nieraz prześladował go po nocach - wtedy, gdy po raz pierwszy miał zostać za murami i teraz, kiedy koszmar się ziścił. Wszyscy zgromadzeni żołnierze w wielkim poruszeniu pobiegli za wozem wiozącym rannego dowódcę, a on ani drgnął. Stał dalej niczym zmrożony, tymczasem przed oczyma jego duszy na nowo rozgrywały się sceny z pierwszej misji przeciwko tytanom. Zbyt dobrze pamiętał tamten wybuch emocji, utratę kontroli, do których nie mógł teraz dopuścić. On również rzucił się biegiem... w przeciwnym kierunku. Uciekł, czując na sobie wzrok Hange, która zatrzymała się na ułamek sekundy, lecz ostatecznie podążyła za Erwinem.

Lost in blue (Eruri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz