Rozdział Drugi

1.1K 110 26
                                    

Medyczka Klanu Deszczu obudziła się gwałtownie. Jej serce łomotało jak szalone, sierść była zjeżona, a pazury wysunięte i wbite w posłanie. Kotka oddychała głęboko, próbując się uspokoić. Swój pusty wzrok wbiła w przednie łapy i schowała pazury, by posiedzieć i w spokoju pomyśleć. Wciąż czuła na skórze czyjś miękki i miły dotyk, który po jakimś czasie przeradzał się w ogromny ból, jakiego Zamglony Wzrok w swoim życiu jeszcze nigdy nie doświadczyła.

Była pewna, że to kolejna wizja, zesłana jej przez Klan Gwiazdy. Chociaż „wizja" była nienajlepszym określeniem. Odkąd kotka straciła wzrok, wszystkie znaki lub przepowiednie odczytywała za pomocą węchu, lub tak jak w tym przypadku - dotyku.
- To musi znaczyć coś ważnego!- mruknęła do siebie, próbując skupić się tylko i wyłącznie na jednej myśli.

- Dzień dobry, Zamglony Wzroku.- Ruda kotka podeszła do medyczki, wyrywając ją tym z zamyślenia.

- Witaj, Rudzikowy Śpiewie- przywitała się przyjaźnie i odwróciła się w stronę, z której dobiegał głos młodej karmicielki.- Z kociakami wszystko w porządku?

- Tak, mają się świetnie. Teraz śpią, Kolczasta Pręga jest z nimi- miauknęła ciepło, na myśl o swoich kociętach.- Ale, Zamglony Wzroku- przypomniała sobie kotka- z Cisowym Ogonem jest kiepsko.

Medyczka nastawiła uszu, w głosie rudej kotki wyraźnie dało się słyszeć zdenerwowanie i strach o starą kocicę.

- Co się dzieje?- zapytała od razu, przypominając sobie w głowie nazwy wszystkich ziół i ich zastosowanie.

- Mówiła, że wszystko ją boli. Szczególnie biodra.

Medyczka skinęła głową i podeszła ziół. Zawęszyła w powietrzu i po chwili znalazła to, czego potrzebowała do wyleczenia matki Rudzikowego Śpiewu. Wzięła w pysk trochę kopru i wyszła na zewnątrz. Kotka od razu poczuła na skórze rześkie, ranne powietrze, rosa moczyła jej łapy. Zamglony Wzrok uznała, że jest chwila po wschodzie słońca.

Prowadzona przez karmicielkę, dotarła do legowiska starszych. Oczywiście nie potrzebowała innych kotów do przemieszczania się, dobrze pamiętała cały obóz za czasów, gdy jeszcze widziała, jednak musiała być ostrożniejsza, co powodowało, że chodziła wolniej od innych kotów.

- Cisowy Ogonie!- zawołała starą kotkę, kładąc uprzednio zioła na ziemi. Gdy tylko kocica znalazła się przy Zamglonym Wzroku, kotka przełamała łodygi kopru, i z małą pomocą karmicielki, do pyska Cisowego Ogona wlała sok.

- Gotowe- mruknęła z satysfakcją.- Niedługo ból w biodrach powinien minąć.

- Dziękuję- miauknęła stara kotka i położyła się obok Sroczego Pióra, jej przyjaciela z młodości.

Medyczka skinęła lekko głową i tym razem samodzielnie, wróciła do swojego legowiska. Szybko uporządkowała zioła i upewniwszy się, że wszystkie leżą na swoich miejscach, ponownie wyszła z legowiska. Musiała powiadomić przywódcę, o swoim śnie.

Gdzieś z drugiego końca obozu słyszała, jak Orli Pazur, zastępca przywódcy, zbiera koty na poranny patrol. Westchnęła. Już tak dawno nie była poza obozem...

Legowisko Okopconej Gwiazdy znajdowało się w małej jaskini, umieszczonej na stromym zboczu pagórka. Żeby się do niego dostać, trzeba było się trochę wspiąć, co stanowiło dla medyczki nie lada wyzwanie.
Spróbowała skoczyć, jednak nie widząc, gdzie może stawiać łapy, co chwila się zsuwała.

- Może pomogę?
Zamglony Wzrok odwróciła się zaskoczona. Była tak zajęta skakaniem, że nie usłyszała zbliżającego się ucznia. Po głosie poznała, że była to Mżąca Łapa.

- Byłabym wdzięczna- miauknęła zawstydzona swoją nieporadnością. Nawet kociak dałby radę tam wejść...

Nie minęła nawet chwila, a medyczka stała przed wejściem do legowiska przywódcy.

- Bardzo ci dziękuję- mruknęła cicho.
- Nie ma za co.- Mżąca Łapa uśmiechnęła się i dotknęła lekko boku medyczki, by dać jej do zrozumienia, że zawsze może na nią liczyć.

- Muszę iść do mentora- miauknęła po chwili uczennica.- Mrówczy Grzbiet przerobi mnie na karmę dla wron, jeśli zaraz się nie zjawię- dodała ze śmiechem i zeskoczyła na ziemię.

Medyczka po chwili weszła wolno do legowiska przywódcy.

- Okopcona Gwiazdo?

- Witaj, Zamglony Wzroku. Coś się stało?- Biały kocur, z szarym ogonem, łapami, uszami i plamami na grzbiecie podszedł szybko do medyczki, zaniepokojony jej poważną miną.

- Miałam sen- zaczęła. Po ciszy, która zapanowała, zgadywała, że jej słowa bardzo zaciekawiły przywódcę. Szybko dokończyła mówić i czekała na odpowiedź kocura.

- To może być coś ważniejszego, niż brak zwierzyny w porze nagich drzew lub atak innego klanu- osądził Okopcona Gwiazda, bijąc ogonem w ziemię.- Domyślasz się, co to może znaczyć?

- Myślę, że zwiastuje to coś, co z pozoru jest dobre, a w rzeczywistości niebezpieczne- odpowiedziała po chwili zastanowienia kotka.

Przywódca skinął głową i wstał. Myślał nad tym, co mógł znaczyć sen medyczki. Może nagłą zmianę pogody? Pora nowych liści zaczęła się naprawdę szybko, było ciepło i słonecznie. Czy to znaczy, że nagle zrobi się chłodniej, a koty pochorują na zielony kaszel?

Wszędzie zabraknie pożywienia, a wszystkie klany zmuszone będą ze sobą walczyć o nawet najmniejszą, wychudzoną mysz?

Okopcona Gwiazda wzdrygnął się na tą myśl i spojrzał na kotkę. Ta, cały czas siedziała przed nim bez ruchu, raz po raz tylko strzygąc uszami. Przywódca zastanowił się, czy medyczka może usłyszeć jego kroki.

- Poproś kogoś, żeby przywołał do mnie Orlego Pazura. Musimy zgromadzić więcej zwierzyny- rozkazał i ułożył się na swoim legowisku.

Zamglony Wzrok skinęła głową i wstała. Wyszła z jaskini i ostrożnie zeszła na ziemię. To wychodziło jej o wiele lepiej, niż wchodzenie. Zawęszyła i nastawiła uszy. Czuła, że gdzieś obok stoi jakiś kot. Podeszła do niego bliżej, czekając, aż tamten się odezwie, by mogła go poznać po głosie.
Kotem, do którego podeszła, okazał się być Kolczasta Pręga, który właśnie wyszedł ze żłobka i miał zamiar wybrać się wraz z Rysią Łapą na polowanie.

- Przekaż Orlemu Pazurowi, że Okopcona Gwiazda wzywa go do siebie- poinformowała wojownika kotka i poruszyła uszami.

- Widziałem go przy stosie ze zwierzyną, już do niego idę- odmiauknął jej brązowy kocur i natychmiast oddalił się, w poszukiwaniu zastępcy.

Zamglony Wzrok stała jeszcze chwilę w miejscu, po chwili jednak skierowała się w stronę swojego legowiska. Szła uważnie, nie miała zamiaru potykać się o jakąś gałązkę lub kamyk leżący na jej drodze. To by tylko utwierdziło inne koty w przekonaniu, że na każdym kroku potrzebuje ich pomocy. Nie chciała tego, nawet teraz niektórzy członkowie klanu czuli obowiązek wyręczania jej z różnych prostych czynności, takich, jak na przykład podawanie ziół chorym. Chcieli jej asystować na każdym kroku, podsuwać pod nos co tłuściejsze zdobycze.
Takie zachowanie ją irytowało. Co prawda była ślepa, ale nie bezsilna. Nie była ofiarą losu, a inni ją nią czynili, w przekonaniu, że jej pomagają.

Odetchnęła głęboko czystym powietrzem i powoli weszła do swojego legowiska. Usiadła na posłaniu, dokładnie w takiej samej pozycji jak rano i zamyśliła się ponownie.

- Klanie Gwiazdy...- westchnęła cicho.- Co przygotowaliście dla nas tym razem?

•••

Hej! Jest drugi rozdział, mam nadzieję, że nie gorszy od poprzedniego (chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby tak było XD).
Co myślicie o tej części? ^^
Wspomnę jeszcze, że publikować będziemy co tydzień, w czwartek. ^^

Monk

Wojownicy: Spadające Gwiazdy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz