32.

1.2K 41 0
                                    

Jechałam zgodnie z przepisami. Nie chciałam, żeby ktoś mnie zatrzymał. Jeszcze chwila i będę na miejscu. Na mediolańskim lotnisku.

Zostawiłam motor na lotniskowym parkingu. Trochę to będzie kosztowało jego właściciela, ale da sobie chłopak radę. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o jego minie, kiedy zorientuje się, że nie ma Yamahy. Jak każdy motocyklista miał małego fioła na punkcie swojej maszyny. Zanim ją znajdzie, też pewnie trochę czasu upłynie.

Zasłużył.

Jedyny samolot, jaki leciał w moim kierunku, był do Pragi. Nie najgorzej, pomyślałam. Kupiłam bilet. W sumie nigdy jeszcze nie byłam w Pradze. W myślach pogratulowałam sobie decyzji o pracy zdalnej i własnych pieniądzach. Bez tego wiele bym nie zdziałała, a tak, proszę bardzo. Teraz tylko musiałam wykombinować jak dostać się z Pragi do Krakowa.

Rodzice odpadali. Nie jestem gotowa na spotkanie z nimi, zbyt wiele się wydarzyło. Najpierw muszę dojść do ładu z samą sobą. Moja najbliższa koleżanka ze studiów mieszkała w Warszawie. Za daleko. Główkowałam dalej, siedząc w hali odlotów.

Cóż. Miejmy nadzieję, że Piotr naprawdę mnie lubi.

- Halo - odebrał zaspany

- Obudziłam Cię? Przepraszam. Piotr, mam ważną sprawę.

- Daniela?! - zdziwienie w jego głosie niemal było widać

- Tak. No. Błagam Cię, przyjedź po mnie do Pragi. Na lotnisko. Tak za.. eee... jakieś 6 godzin. Poczekam jak coś. Tylko przyjedź.

- Daniela.. do Pragi? Czemu do Pragi? Wracasz? Co się stało?

- Nie pytaj - westchnęłam z nadzieją, że posłucha - Nie chcę o tym gadać. Przyjedziesz? Zapłacę za paliwo.

- Nie trzeba. Ale powiedz.. zrobił Ci coś?

- Nie. - w zasadzie to nie - Przyjedziesz? Proszę.

- Przyjadę.

- Dziękuję! - podskoczyłam na siedzeniu - Nawet nie wiesz jak bardzo!

Choć wiedziałam, że po tej ilości wypitego alkoholu Francesco po prostu musi jeszcze spać i tak od czasu do czasu rozglądałam się niepewnie dookoła. W zasadzie nie wiem, czego się bałam. Że wpadnie tu w towarzystwie "kolegów" i sterroryzują wszystkich? Przecież dobrze wiedziałam, że to tak nie działa. Cywile ginęli rzadko. Najczęściej jednak do porachunków dochodziło w przestępczym świecie. A to policja, częściowo zresztą skorumpowana, traktowała trochę inaczej. Byli oczywiście tacy, którzy próbowali urwać łeb Hydrze, ale dobrze to się dla nich nie skończyło. I tak to sobie funkcjonowało. Pieniądze najczęściej były prane w legalnych przedsiębiorstwach, w społecznościach lokalnych mafiozi często byli szanowani, dbali o porządek, bezpieczeństwo, oczywiście pobierając odpowiednią opłatę, a nawet dotowali szkoły i tak dalej. Więc wersja z brygadą zbrojną, wpadającą na lotnisko w Mediolanie, zdecydowanie odpadała. Ale mógł przyjechać sam. Tego też nie chciałam. Nie chciałam go teraz widzieć. A tym bardziej z nim rozmawiać. Wciąż niemal fizycznie czułam metal przy swojej skroni. Jak mógł to zrobić? I dlaczego to tak boli? A bolało. Bolało okrutnie. W zawieszeniu wpatrywałam się w jeden punkt, nie umiejąc pozbierać myśli, do czasu aż nie usłyszałam, że otworzono bramkę dla pasażerów mojego lotu. Mechanicznie pokazałam dokumenty i zajęłam swoje miejsce.

Kiedy samolot wystartował, czułam się dziwnie. Ulga mieszała się z koszmarnym, wręcz namacalnym, poczuciem straty. Jego oczy... uśmiech... sposób, w jaki wymawiał moje imię. Zamknęłam powieki. Dlaczego to tak boli? Powinnam być zła. Wkurzona. Obrażona. Wściekła. Nawet przestraszona.

On. Oni. I ja. #1 (Zakończone) Czas na korektę!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz