Ostatni tydzień zleciał tak szybko, że Rivaille nie poczuł nawet upływu czasu i nadchodzących coraz to dłuższych i cieplejszych dni lata. Nie zauważył również usychającej na parapecie swojego okna szałwii, której podlewanie kategorycznie zaniedbał. Nic dziwnego, skoro na cały ten okres niemalże przeprowadził się do mieszkania generała, by czuwać nad jego powrotem do zdrowia i pomóc mu w jak najszybszej rekonwalescencji po wypadku. Z każdym dniem coraz bardziej popadał w rutynę, która pozwalała mu oderwać się od reszty świata i wszelkich jego plotek na temat ostatniej wyprawy Oddziału Zwiadowczego, a rytm dnia wyznaczały mu zmiany opatrunku Erwina. Nie sypiał zbyt dobrze, ale w jego przypadku nie był to najpoważniejszy problem. Prawie każdej nocy ze snu wytrącało go pomrukiwanie, czy niekiedy nawet krzyki leżącego obok mężczyzny, który rzucał się po łóżku z powodu bólów fantomowych. Zrywał się wtedy na równe nogi, by podać mu odpowiednie leki i spróbować uśmierzyć ból delikatnym masażem, poleconym przez Hange. Ten jeden raz postanowił jej zaufać. Niekiedy wiedza medyczna Okularnicy, jak ją nazywał, przewyższała niejednego lekarza, ale nawet nie śmiał dociekać, skąd ta bezwzględna sadystka ją zdobyła. Rzeczywiście, odkąd zaczął wdrażać polecenia pułkowniczki, był w stanie szybciej przerwać kolejną falę bólu Erwina i umożliwić mu ponowne zaśnięcie.
– A sen jest teraz ważny. Wspomaga procesy regeneracyjne, przecież wiesz – szeptał do niego każdej nocy, prowadząc ze sobą bezustanną, wewnętrzną walkę, by nie uciec od niego, gdy tylko ponownie zamknie powieki.
Rivaille nigdy nie widział Erwina złamanego przez ból. Widok swojego przełożonego, rosłego mężczyzny, zawsze prącego naprzód z dumnie uniesioną głową, obecnie wijącego się w łóżku z powodu urojonego bólu kończyny, po której zostało już tylko wspomnienie, przyprawiał go niemalże o atak paniki. Po każdej nocnej pobudce musiał wyjść na ganek, by zaciągnąć większy haust świeżego powietrza i powoli dojść do siebie. Dzisiejsza aura była wyjątkowo niekorzystna. Gdy roztrzęsiony mężczyzna opuścił mieszkanie i usiadł na schodkach przed wejściem, intensywny podmuch mroźnego powietrza przyprawił go o gęsią skórkę. To jednak nie wystarczyło, by go uspokoić. Sięgnął więc po połyskliwy, gładki w dotyku kamyczek z usypanej wokół domu ozdobnej ścieżki i cisnął nim przed siebie. Nie rozumiał, co się z nim działo oraz dlaczego tak reagował na wypadek i niepełnosprawność Erwina, a to tylko potęgowało jego rozdrażnienie. Może to dlatego, że został mu już tylko on? I tylko jego cele, były także celem życia Rivaille'a? Od kilku lat nie bał się już o swoje życie, a jedynie o to, że kiedyś go straci i znów będzie musiał się zmierzyć z własną pustką i bezsensownością istnienia.
– Jak miałbym bronić ludzkości, której nawet nie toleruję? Bez jego ideałów, to będzie tylko walka dla zabicia czasu – głośno myślał kapitan.
Zdawał sobie sprawę z tego, iż nawet gdyby bez Erwina dotarli do korzeni tytanów i zdołali powstrzymać tę trwającą już zdecydowanie zbyt długo apokalipsę, w nowym, spokojnym świecie będzie nikim. Znów powróci apatia i życie w próżni.
– Z Erwinem jakoś to będzie. Pewnie zostanie nauczycielem, a ja pomogę mu ustawić do pionu te tępe dzieciaki – ta myśl rozbawiła go na tyle, że uniósł lekko kąciki ust w uśmiechu, zanim chłód nocy nie przyprawił go o dreszcze.
Tak naprawdę nawet z Erwinem u boku nie miał żadnych pomysłów na siebie w razie wygranej z tytanami, ale obecność generała działała kojąco niczym najlepszy antydepresant. Rivaille wiedział, że dopóki on żyje, wszystko będzie "jakoś", dlatego wszelkie zmartwienia znikały, gdy tylko spoglądał na równomiernie unoszącą się klatkę piersiową Erwina.
Stojąc tak dobrych parę minut nad łóżkiem, nie zdecydował się do niego wejść. Od pierwszej nocy w tym mieszkaniu prześladował go wciąż ten sam koszmar. Na dobrą sprawę sam nie określiłby tego snu koszmarem, gdyby nie to, że codziennie budził się zlany zimnym potem. To kolejna rzecz, której zrozumieć nie potrafił. Przecież przeżył. Tamtej nocy generał nie zrobił mu krzywdy, a wręcz przeciwnie. Pozostawił go w łóżku wymasowanego i spełnionego, samemu nawet się przed nim nie obnażywszy. I tę kwestię obecny kapitan rozważał od kilku nocy. Dlaczego do niczego nie doszło? Dlaczego Erwin go nawet nie dotknął? Był jak zwykle w pełni opanowany, jakby za wszystkimi pieszczotami, którymi obdarował strudzonego rekruta, stało coś jeszcze. Rivaille był pewien, że był to rozkaz wykonania egzekucji, ale nic bardziej mylnego. Teraz, gdy analizował to po raz kolejny, było mu wstyd, że mógł pomyśleć o Erwinie jako bezwzględnym mordercy.
CZYTASZ
Lost in blue (Eruri)
FanfictionKolejny fanfick Eruri (Erwin x Rivaille) typu boys love/yaoi przedstawiające wydarzenia po wyprawie w celu odbicia Erena i straceniu przez Erwina ręki. Inspiracją do napisania tego fanfiction było opowiadanie pt. "Szczeniak Erwina", do którego niej...