[ T E S T ]

3 0 0
                                    


Wybiegłam na ulicę prosto w deszcz. Rozejrzałam się dookoła zastanawiając się gdzie iść. Nie znałam swojego celu, ale chciałam stąd odejść najszybciej jak tylko mogłam. Ogromne krople spadały na moją twarz mieszając się ze słonymi łzami, które były jeszcze cięższe niż to co leciało z chmur.

-Annie! - usłyszałam głos Jungkooka, który wybiegł przez frontowe drzwi hotelu – Annie! – nawoływał dalej, ale nie odwracałam się by nie dać mu szans na moje zlokalizowanie. Chciałam biec, ale nie miałam na to siły – zaczekaj! – krzyknął więc przyspieszyłam kroku. Mimo iż drogę oświetlały mi uliczne lampy, szłam na oślep. Chciałam być jak najdalej od tego miejsca – Annie, poczekaj! – rzucił i nie wiedzieć, kiedy wyprzedził mnie torując drogę.

-Zostaw mnie w spokoju – warknęłam i cofnęłam się gdy wyciągnął w moją stronę rękę. Odwróciłam wzrok, nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy. Sytuacji nie poprawiał fakt, że stałam teraz przed nim zapłakana i zasmarkana. Chciałam wrócić do domu, owinąć się kocem i zakopać w łóżku tak głęboko by nikt mnie w nim nie znalazł. Na kilka lat.

-Annie, proszę – mówił łamiącym głosem – musisz...

-Muszę? – tego było za wiele – nic nie muszę. Mam gdzieś co mi powiesz. I tak wszystko co powiesz będzie kłamstwem. Tego was więc uczą tak? Oszukiwania? – zapytałam i spojrzałam mu prosto w oczy, które wyglądały jak dwie kałuże nieopodal nas.

-Dobrze wiesz, że to nie tak – zaczął – Annie, chciałem ci tyle powiedzieć, opowiedzieć wszystko, ale...

-Ale co?

-Nie okłamałem cię... - dodał szybko a ja mu przerwałam.

-Masz rację. Zataiłeś przede mną prawdę. Jesteś naprawdę głupi, jeśli uważasz, że to nie to samo
i wyjątkowo naiwny jeśli wierzysz, że i ja tak myślę. Zataiłeś przede mną kim naprawdę jesteś, udawałeś kogoś innego! Nie wiem, dlaczego to zrobiłeś, ale to teraz nieważne. Nic co teraz powiesz nie zmieni tego. Nie cofnie czasu, a tak bardzo chciałabym byś cofnął czas – minęłam go – byś cofnął to jak się teraz czuję.

-Annie – ponownie spróbował się do mnie zbliżyć, ale ja odskoczyłam. Bałam się, że jego dotyk mnie zmiękczy. Że poddam się a moja resztka dumy rozpuści się wraz z deszczem, że pozwolę upokorzyć się jeszcze bardziej.

-Nie masz prawa żądać ode mnie niczego.

-Wiem, ale żądam. Proszę, wysłuchaj co mam do powiedzenia – błagał – daj mi tylko kilka minut.

-Zapytałeś mnie czy żałuję czegoś w swoim życiu. I żałuję. Żałuję, że cię poznałam – spojrzałam na swoje mokre buty i zwinęłam palce w pięści mając nadzieję, że paznokcie przetną skórę tak, że poleci z nich krew. Jeśli w ten sposób miał odejść ból, który czułam teraz w klatce piersiowej byłam wstanie ponieść każdy koszt.

-A ja nie żałuję! – krzyknął – ze wszystkich rzeczy, które zrobiłem to jedyna rzecz, której nie chcę cofnąć! Nie chcę tego wymazywać! Annie ja...ja...

-Byłoby lepiej gdybyśmy się nie poznali – dodałam na pożegnanie i poprawiając bluzę, która teraz przypominała szmatę odwróciłam się chcąc odejść i w ten sposób pożegnać się z nim na zawsze. Nie było dla niego miejsca w moim życiu tak samo jak nie było miejsca dla mnie u jego boku. Ja i on to układ niemożliwy.

-Ja cię kocham! – krzyknął upadając na asfalt – proszę cię... nie zostawiaj mnie – szlochał.

Czy on właśnie....

-Proszę cię nie odchodź – dodał ciszej spoglądając na mnie i miał mnie w garści. Jeśli to było zamierzone działanie mógł świętować swój sukces. Jego zdewastowany wygląd poruszył odłamki serca, które leżały bezwładnie w mojej piersi. Kilkoma słowami sprawił, że zaczęły się ze sobą łączyć.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 13, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

S Z K I C [pisane na kolanie]Where stories live. Discover now