[Echo] ROZDZIAŁ 4

80 19 2
                                    

Bożena podwinęła rękaw. Od srebrnej tarczy zegarka odbiło się słońce. Kobieta zrobiła daszek z ręki i przymknęła powieki, niewiele widząc w tym jasnym świetle. Kornelia stanęła pod kątem — wskazówki dochodziły do dwunastej. Westchnęła z irytacją, rozkładając w zrezygnowaniu ręce. Wydawało się, że już trzeci raz cofnęła się w czasie. I znowu chwilę wcześniej niż poprzednim razem.

Co się tu dzieje, pomyślała, drapiąc się po głowie. Zachowała się nieostrożnie, przymknęła powieki, kiedy powinna trzymać otworzone oczy i nie pozwolić Tanatosowi odejść. Tak się nie stało i teraz mogła tylko żałować decyzji. Włosy, myśl przyszła, kiedy gmerała wśród nich. Może wcale nie doświadczyła tylko trzech cofnięć? Może nie pamiętała ich z jakimś przyczyn? Zdała sobie sprawę, że od teraz musi oznaczać każdy cykl, aby się w nich nie pogubić.

Wyrwała trzy włosy i rozciągnęła cieniutki kosmyk w dłoni, przyglądając się siwej barwie. Przywiązała je wokół palca.

Bożena ruszyła, a Kornelia podążyła za nią. Nie zaszły daleko. Pani detektyw zatrzymała się przed czteropiętrowym budynkiem i zadzwoniła do domofonu.

— Strasznie dzisiaj praży — stwierdziła, ocierając mokre od potu czoło.

Zdjęła z siebie czarny żakiet i przewiesiła go przez torbę na laptop. Rude włosy zgarnęła w jeden kucyk, odsłaniając policzki i szyję pokryte całe w piegach. Pasowały do jej okrągłej, lekko pyzatej twarzy. Nie wyglądała wyjątkowo. W oczy rzucały się jedynie długie, patykowate nogi, ale nic poza tym. Przy Kornelii pozostało jednak nieodparte wrażenie, że tej kobiecie można ufać. Ciepły uśmiech wzbudzał zaufanie, ale nie wierzyła, że tylko to pobudza takie przeczucia.

Zadzwoniła jeszcze raz, kiedy nikt nie otworzył drzwi.

Nagle starsza kobieta wyjrzała zza plastikowego okna.

— Przepraszam, przepraszam, ale nie mogłam dobrze wcisnąć. Już otwieram! — zawołała z góry gardłowym głosem. Zakaszlała, a potem wpuściła Bożenę.

Kornelia weszła razem z nimi do środka.

— Witam serdecznie, Bożena Radwanik, rozmawiałyśmy dzisiaj rano. — Wyciągnęła dłoń. — Mniemam, że pani Genowefa Nowak?

— Tak, tak... — Kiwnęła, ale nie podała dłoni.

Pani Nowak odwróciła się, prowadzając Bożenę na pierwsze piętro. Nagle rozległ się huk. Starsza kobieta podskoczyła w miejscu, a z mieszkania wyskoczył mężczyzna w okolicach pięćdziesiątki. Bogacz, opisała go jednym słowem Kornelia, mrugając na widok świecących się dwóch złotych zegarków. Poprawił krawat i prychnął pod nosem.

— O... — udał zaskoczonego — pani detektyw przyszła, jak miło. — Zaklaskał. — W takim razie proszę odnaleźć wnuczkę. Ty zajmiesz się resztą – zwrócił się do żony.

— Proszę, bądź...

— I tak zrobiłem więcej niż musiałem. Wystarczy tego — przerwał nieznoszącym sprzeciwu głosem.

Bożena zmarszczyła brwi, hamując w sobie złość. Wyjęła z kieszeni wizytówkę i podała ją mężczyźnie, tłumacząc:

— Rozumiem, że nie będzie pan obecny przy rozmowie. W takim razie, gdyby potrzebował pan kontaktu czy zechciał odbyć rozmowę, w innym terminie proszę zadzwonić. Umówimy się na spotkanie.

Posłała mu szczery uśmiech. Ten uniósł dumnie podbródek, kierując na kobietę wyzywające spojrzenie. Ostatecznie zrezygnował z jakiekolwiek komentarza i przeszedł obok w milczeniu. Kątem oka Kornelia dostrzegła, że schował wizytówkę do kieszeni.

[z] Agonia OlimpuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz