Rozdział 1

1.6K 130 75
                                    

Siedziałem właśnie w pokoju i zajadałem się ramenem, gdy do mojego pokoju bezceremonialnie wparowała matka i stanęła przede mną, a ja kompletnie się tego nie spodziewając, zaskoczony zacząłem się dławić kawałkiem jajka. Nie wyglądała na jakoś szczególnie przejętą, że jej syn zaraz wyzionie ducha. Skrzyżowała ramiona na piersi i spokojnie czekała aż uporam się ze swoim nic nieznaczącym problemem. Piorunowałem ją wzrokiem, uderzając się dłonią w kark i w końcu udało mi się odzyskać oddech. Wyplułem tego cichego mordercę z powrotem do miski i odstawiłem ją na biurko. 

Jakoś odechciało mi się jeść i chyba nikogo by to nie dziwiło. Płuca paliły mnie żywym ogniem, ale gdy wziąłem kilka głębokich oddechów, to i rozkołatane serce uspokoiło się, by znów bić swoim normalnym, powolnym i opanowanym rytmem. Westchnąłem i uparcie ją ignorowałem, ale jej ponaglające chrząknięcie nie pozwoliło mi dłużej udawać, że jej w moim pokoju nie ma.

-Czego chcesz? - warknąłem na nią i zmierzyłem ją znudzonym spojrzeniem. Była niską kobietą, z delikatną twarzą, ciemnobrązowymi oczami i czarnymi włosami długimi do pasa, które zawsze związywała w kucyk, lub zaplatała w warkocz. Na jej twarzy próżno było szukać innego wyrazu niż ciepły uśmiech. I dlatego, gdy w końcu na nią spojrzałem, to od razu wiedziałem, że dowiedziała się co zrobiłem. 

Zacisnąłem zęby, zdając sobie sprawę, że tym razem mi nie odpuści. Z natury była opanowaną, miękką i ciepłą kobietą, która każdy mój wybryk starała się jakoś sensownie wytłumaczyć, ciągając mnie po psychologach, pedagogach, czy innych ogach. Nie ważne co zrobiłem, nie bałem się, że w jakikolwiek sposób zostanę skarcony. Nie potrafiła się na mnie złościć, w końcu byłem jej jedynym, ukochanym syneczkiem i za bardzo mnie kochała, żeby być w stanie choćby podnieść na mnie głos. Była naiwna, ale matki chyba już takie są. I ja wykorzystywałem tę jej miłość i naiwność jak tylko mogłem.

Jednak tym razem było inaczej, jakby stał przede mną ktoś całkowicie inny. Choć się do tego nie przyznawałem i nigdy jej tego nie powiedziałem, to gdzieś głęboko w głębi swojego czarnego serca, kochałem ją bardzo mocno. I dlatego, gdy dotarło do mnie, jak bardzo jest zła, to poczułem się z tym bardzo niekomfortowo a jej spojrzenie ostre jak brzytwa, wcale mi nie pomagało. Nie znalazłem w jej oczach nawet odrobiny ciepła, a jedynie ogromne pokłady smutku, bólu i wściekłości. I rozczarowanie. Pełne goryczy, jakby ta jej naiwność pękła i zniknęła jak bańka mydlana. Jednak te dwa pierwsze przeważały. Od razu pożałowałem tego, jak się do niej odezwałem. Nie zasłużyła na to. I doskonale wiedziałem, że traktuje ją okropnie, ale nie potrafiłem inaczej.

Nie byłem osobą, która drży na widok wściekłej matki czy ojca. Prawda była taka, że nie bałem się praktycznie niczego. To ja byłem tym, którego powinni się wszyscy bać. A jednak, gdy patrzyłem w jej oczy, nie potrafiłem powstrzymać tej iskry niepokoju, która postawiła mi dęba włoski na rękach. Nigdy wcześniej widziałem jej w takim stanie. Tylko raz ujrzałem ją na skraju załamania kilka lat temu, ale później już nigdy więcej się to nie zdarzyło. Najgorsze jednak było to, że doskonale wiedziałem, co ją wprowadziło w taki stan. Bardzo chciałem, żeby to było coś innego, bo jeśli o to, to czułem, że albo mnie zamorduje, albo się mnie wyrzeknie i wyrzuci na ulicę. 

Czekałem cierpliwie aż coś powie, ale ona coraz bardziej miękła, jakby nie mogąc poradzić sobie z tym, co miała mi do przekazania. Jakby jej dobre serce walczyło z głową, byle tylko nie dopuścić do czegoś, co mogłoby je złamać. Wściekłość w jej oczach przerodziła się w rozpacz, otworzyła usta i jeszcze szybciej je zamknęła, gdy słowa nie dały rady przedostać się przez ściśnięte gardło. Moje serce waliło jak oszalałe i miałem wrażenie, że brakuje mi tchu. Zacząłem nerwowo strzelać palcami, czując jak bardzo są wilgotne. Pierwszy raz od dawna nie potrafiłem się uspokoić.

Teatr uczuć | YoonMin Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz