- Julie Sullivan. - powiedziałam patrząc w lustro. - Julie Sullivan. - powtórzyłam wbijając wzrok w swoje odbicie. Narastała we mnie złość. - Julie Sullivan. - warknęłam. W ostatniej chwili powstrzymałam się przed rozbiciem lustra własną ręką. Odwróciłam się od niego i podeszłam do okna. Otworzyłam je na całą szerokość i przed nim stanęłam. Na ciele poczułam letni, sierpniowy wiatr. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech na chwilę go wstrzymując. Powoli wypuściłam powietrze... spojrzałam w dal, na księżyc.
Szczerze nienawidziłam tego ćwiczenia. Miało mi pomóc, a jedyne co robiło to sprawiało, że byłam jeszcze bardziej wściekła i coraz bardziej wariowałam. Gdyby tylko żył mój ojciec... na pewno by na to nie pozwolił! Gdyby żył, nie musiałabym teraz chodzić po jakichś głupich lekarzach! Nikt by na mnie nie patrzył jak na wariatkę!
Uderzyłam mocno w szybę otworzonego okna. Rozbiło się z hukiem, a jego odłamki zraniły moje dłonie do krwi. Opuściłam rękę prostując się. Na schodach słyszałam już szybkie kroki mojej durnej matki. Weszła do mojego pokoju.
- Co tu się stało? - zapytała przerażona. Podbiegła do mnie nie czekając na odpowiedź, której i tak by nie otrzymała. Bez słowa podałam jej zranioną rękę. - Trzeba ci to opatrzyć... a jutro pojedziemy do pana Alexandra. - poprowadziła mnie na dół. Po drodze mówiła coś o wymianie szyby, żebym się tym nie martwiła, że zadzwoni do jakiejś firmy, czy coś... nie bardzo interesowały mnie jej słowa.
Oprócz tego jednego zdania. Jutro pojedziemy do pana Alexandra. Świetnie. Znowu. Nie chciałam się już z nią nawet kłócić. Wiedziałam, że to nie miało sensu. Swoją drogą - od kiedy jesteś z nim na "ty", mamusiu?
Usiadłam w fotelu trzymając rękę w ten sposób, aby krew nie pobrudziła nieskazitelnie czystego dywanu. Moja matka w tym czasie pobiegła do łazienki po apteczkę. Właściwie chyba jeszcze nigdy nie widziałam jej, kiedy szła normalnie. Po około minucie wróciła i kucnęła przy mnie. Cały czas gderała o czymś, w między czasie opatrując mi rękę. Nie słuchałam jej. Do czasu.
- ... musisz zmienić szkołę, ale nie martw się, już jest wszystko załatwione. - mówiła, a ja spojrzałam na nią w szoku.
- Jak to zmieniam szkołę? - przerwałam jej. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła, jak to ma w zwyczaju.
- Znowu nie słuchałaś... przez to, że się przeprowadziłyśmy, zmieniasz szkołę. Będziesz się uczyć w Hogwarcie. - wyjaśniła.
Wewnętrznie się oburzyłam. Dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz?!
- A co z Mahoutokoro?! Co z moimi znajomymi?! Przecież mówiłaś, że przyjeżdżamy tutaj tylko na wakacje! - postanowiłam jednak nie kryć mojego oburzenia.- Wiem co mówiłam. Ale czy nie mogłam zmienić zdania? Zostajemy na stałe. - oznajmiła beztrosko, mimo, iż na pewno wiedziała, że właśnie zniszczyła mi życie. Wstała i odeszła odnieść apteczkę.
Zacisnęłam ręce w pięści nie zwracając uwagi na ból ręki, którą przed chwilą sobie uszkodziłam. Nawet nie miałam okazji pożegnać się z jedynymi znajomymi jakich w życiu miałam! W tej chwili znienawidziłam ją jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Wstałam z fotela nie czekając na nią. Wróciłam do pokoju i zdenerwowana położyłam się na łóżko.
To była jedna z najgorszych nocy jakie do tej pory przeżyłam. Musiałam się pogodzić ze stratą wszystkiego co było mi bliskie. Musiałam zacząć zupełnie nowe życie.
CZYTASZ
Czarna Pani
FanfictionDotychczasowe życie Julie Sullivan odeszło w zapomnienie. W jednej chwili musiała się pogodzić ze stratą wszystkiego co jej bliskie i zacząć nowe życie - w Hogwarcie, do którego była nastawiona dość sceptycznie. Zmienia się to jednak wraz z poznanie...