Wychodziłem z uczelni w stronę parkingu. Po dotarciu na miejsce, zacząłem rozglądać się po parkingu. Kiedy zauważyłem czarne Audi, żwawo udałem się w tamtą stronę i wsiadłem do samochodu. Diler dał mi 6 woreczków kokainy, zapłaciłem pośpiesznie, gdyż śpieszyłem się do pracy. Kiedy wszedłem do miejsca zatrudnienia. Zapach świeżo parzonej kawy oraz świeżych ciast doszedł do moich nozdrzy. Wszedłem do pomieszczenia, i przebrałem się w firmową koszulkę. Następnie podszedłem do lady do zamawiania, obsłużyłem parę klientów, posprzątałem stoliki, kiedy spojrzałem na zegarek, zbliżała się 20, czyli godzina zamknięcia lokalu. Kiedy zmywałem ladę usłyszałem odgłos dzwonka.
- Przepraszam, ale lokal jest nieczynny. Na drzwiach jest informacja a'propos otwarcia. - powiedziałem, wciąż nie podnosząc głowy.
- Zamówiłam tutaj tort na urodziny mamy, czy mogłabym jeszcze odebrać, bardzo proszę to dla mnie ważne. Szczerze byłem zdziwiony. Zwykle na moją formułkę, klienci wychodzili oburzeni ,,moim chamstwem" lub po prostu opuszczali lokal trzaskając drzwiami. Podniosłem głowę. Moim oczom ukazała się dziewczyna o prostych kasztanowych włosach do ramion, o zadartym nosku, całym w piegach. Miała duże oczy o odcieniu gorzkiej czekolady oraz piaskowy płaszcz, czarną sukienkę z białym kołnierzykiem
- A ma pani paragon i formularz zamówieniowy
- Tak oczywiście, momencik - wyciąga portfel i zaczyna szukać dowodu zamówienia. Nagle wypada jej karta studencka. ,, Alex Jones - studentka medycyny od 1.10.15r. Uniwersytet Medyczny. Coś mi mówi to nazwisko. Nie mogę sobie przypomnieć. Nagle z transu wyrywa mnie głos dziewczyny.- Wreszcie znalazłam. Muszę tu wreszcie posprzątać - zaśmiała się wstydliwie. - Znam to. Sam jestem roztargniony. Chowam rzeczy na szybko, a później ich szukam godzinami, bo nie pamiętam gdzie schowałem. Już przynoszę. Poszedłem do lodówki gdzie trzymamy torty na zamówienie. Numer 15. Dobra jest. Spojrzałem na ciasto. Ładne. Musiało dużo ją kosztować. A zresztą. Co mnie to obchodzi. Ja tu tylko wykonuje polecenia szefa. Zapakowałem w ozdobne pudełko i podałem dziewczynie
- 60 dolarów. - powiedziałem wbijając na rachunek.
Dziewczyna podała mi pieniądze, podziękowała stokrotnie i wyszła.
Ładna. Ty durniu przecież jesteś z Ashtonem. Ogarnij się, dokończ tu sprzątać i idź do domu. Kiedy podniosłem ostatnie krzesło poszedłem do kantorka i przebrałem się w swoje ubrania. Zabrałem torbę i zamknąłem lokal. Założyłem słuchawki, a z głośników poleciała Metallica ,,Master of Puppets". Przypomniałem sobie, że muszę kupić coś na obiad. Pewnie Ashton zamówił chińszczyznę dla siebie, a o mnie zapomniał. Cudowny chłopak. Czasami mam wrażenie, że ma w dupie moje uczucia. Trzeba go obsłużyć, podać jedzenie, wyprasować ubrania. Czuję się bardziej jak jego matka niż jak jego partner. Rano wychodzę on jeszcze śpi, wracam wieczorem on już śpi. Kiedy wszedłem do sklepu poszedłem po rzeczy na spaghetti bolognese. Następnie poszedłem do kasy. Jak zwykle. Gigantyczna kolejka. Kiedy czekałem na swoją kolej zacząłem rozmyślać co robi Rosie. Pewnie świętuje urodziny mamy. Zatrzymałem utwór. I usłyszałem rozmowę kasjerki z klientem
-A zważył pan te ziemniaki?- zapytała lalunia na kasie. To była ta z tych
,, prawdziwych facetów już nie ma". Botoks, tipsy, full make-up i solar. Zdecydowanie różniła się od Alex. Alex miała delikatny makijaż i pomalowane na pudrowy róż paznokcie. Zadbana, skromna i z klasą. Śliczna. Moje rozmyślania przerwała owa kasjerka
-Zbiera pan punkty na kartę lojalnościową?- wyrwała mnie z rozmyślań ekspedientka, uśmiechając się sztucznie. Może jednak uśmiech nie był sztuczny tylko po prostu taka ilość botoksu uniemożliwiała jej to, żeby się szczerze uśmiechnęła.
- Nie - odpowiedziałem krótko - Płatność gotówką. Dziękuję - zapakowałem zakupy i ruszyłem szybkim krokiem do domu. Kiedy wszedłem do mieszkania, poczułem ostrą woń alkoholu. Zdjąłem buty, kurtkę skórzaną i odstawiłem zakupy na blat. Wszedłem do salonu, omijając puste butelki po piwie. Podszedłem do Ashtona i poklepałem go aby się obudził. Kiedy się ocknął przywitał mnie bardzo miło (czujecie w tym ironię?)
- Gdzieś ty kurwa tyle był Colin? Pewnie szlajałeś się po mieście z jakimś nowym fagasem! - krzyknął łapiąc mnie za rękę. - Czy ty nie rozumiesz, że ja cię kurwa kocham?! Nie rozumiesz?!- głos zaczął mu się załamywać. - Jesteś tylko mój rozumiesz?! Kocham cię! - wykrzykiwał te słowa, ściskając mi coraz mocniej rękę.
- Tak oczywiście Ashton. Jestem tylko twój. A teraz chodź spać. -powiedziałem cicho. Pomogłem mu wstać i zaprowadziłem do łóżka. Przykryłem kołdrą. Wyszedłem na palcach z pokoju i cicho zamknąłem drzwi. Posprzątałem śmieci, umyłem stół po wciąganiu kokainy. Poszedłem się umyć. Położyłem się spać na kanapie. Zasypiając myślałem o Alex. Nagle przypomniałem sobie słowa, które wypowiedział mój chłopak jakieś pół godziny temu: ,,Jesteś tylko mój". Te wyrazy huczały mi w głowie przez długi czas. Przyśniła mi się ona. Wyciągnęła do mnie rękę, uśmiechając się promiennie. Była piękna. Nagle wypowiedziałem dwa słowa, najpiękniejsze na świecie: ,,Kocham cię". I wiedziałem, że nic już nie będzie takie samo.
CZYTASZ
Przekleństwo
Teen Fiction20- letni Colin jest schizofrenikiem, narkomanem, homoseksualistą. Wszystko,, jakoś się układa". Kiedy słowo,, jakoś" jest idealnym określeniem jego sytuacji życiowej. Ojciec wyjechał,matka nie żyje. Wychowywała go ciotka, która wiecznie nie miała c...