Raven biegł przez korytarz, starając się nie spoglądać za siebie. W oddali za nim słychać było głośne zawodzenie i jęki nieumarłych. W powietrzu unosił się okropny fetor zgnilizny i rozkładu.
Jak mogłem dać się zapędzić do tego budynku?... muszę jak najszybciej się stąd wydostać.
Budynek gildii kupieckiej był wielki, cztery piętra, dziesiątki korytarzy i prawdopodobnie setki pokoi. Przed epidemią każdy szanujący się kupiec zajmujący się importem i eksportem poza granice królestwa miał tu swoje biuro. Teraz na korytarzach panował chaos, wszędzie walały się poprzewracane meble, księgi rejestrowe i śmieci. Poruszanie się po takim korytarzu nie należało o najłatwiejszych, na szczęście Raven poruszał się szybko i zwinnie jak kot. Niestety hordy nieumarłych powoli, ale konsekwentnie szły jego tropem, nie męcząc się, nie zwracając uwagi na przeszkody. Zachowując się bardziej jak wielka masa wody niż tłum ludzi.
Kolejny zakręt korytarza, za nim powinny się znajdować schody na strych budynku, ostatnia deska ratunku Ravena. Stamtąd byłby wstanie dostać się na dach, a nic nie wychodziło mu tak dobrze jak poruszanie się po dachach tego wielkiego miasta. Na twarzy Ravena nadzieja mieszała się z przerażeniem. Okazało się, że na jego drodze ku wolności stoją już tylko drzwi oddzielające schody prowadzące na strych od korytarza. Energicznie podszedł do drzwi i przekręcił klamkę... ZAMKNIĘTE.
W oddali słychać było nieubłaganie zbliżającą się hordę nieumarłych. Raven usiadł na ziemi opierając się plecami o zamknięte drzwi.
No cóż, nie zostało mi już nic, tylko czekać...
YOU ARE READING
Kiedy zmarli powstają z grobu a miasto płonie.
FantasyWielkie miasto pogrąża się w fali nieumarłych.