Rozdział 1

43 6 3
                                    


Siedziałam w aucie, co chwila spoglądając na zegarek.

-Nie dość, że nowa, to jeszcze spóźniona... - mamrotałam co chwila do siebie w przekonaniu, iż gorzej być nie mogło. - Daleko jeszcze?

- Denerwujesz się jakby ktoś rodził... Spokojnie, zaraz dojedziemy.

Mój tata często nie dawał sobie wytłumaczyć, że niektóre sprawy są dla mnie ważne. Często nie doceniał bliskich mi spraw, ale teraz przegiął – szczególnie, że spóźnialiśmy się już trzydzieści minut - i to przez jego lenistwo.

Gdy tylko dotarliśmy na miejsce, zerwałam się z siedzenia i pobiegłam przed siebie, nawet nie żegnając się z ojcem. W tamtej chwili myślałam jedynie o nadciągającym spotkaniu i nie chciałam już dłużej czekać.

Po dobiegnięciu na miejsce nie zauważyłam nikogo z moich znajomych. Zdyszana zaczęłam spacerować i szukać reszty wzrokiem. W końcu halo, kto by nie zauważył aż tylu osób w jednym miejscu? A może... Może jednak poszli beze mnie?

Usiadłam na schodach, które prowadziły do wejścia ogromnego, ale jakże starego zamku. Zastanawiałam się, gdzie podziewa się reszta... Co robili? Dokąd poszli? Siedziałam w zadumie niedługi czas, gdy nagle ktoś klepnął mnie w ramię.

- Spóźniona?

To była Nerka. Jej uśmiech emanował tak miłą energią, że od razu przestałam się zamartwiać. Zawsze uważałam ją za pozytywną osobę, jednak jej widok podziałał na mnie lepiej niż sobie to wyobrażałam! Szybko wstałam, by ją przytulić.

- Co tu robisz? Nie mów, że czekałaś na mnie tyle czasu...

- Owszem, z jedną uwagą... Nie „czekałam", tylko „czekaliśmy" - zachichotała pod nosem.

- Czekaliście?... - zdziwiona patrzyłam na nią, zupełnie nic nie rozumiejąc. Czułam się, jakby ktoś wyłączył mi racjonalne myślenie.

- Myślałaś, że poszlibyśmy bez ciebie?

Wtedy ktoś mocno walnął mnie w plecy. Gwałtownie się odwróciłam, a moim oczom ukazał się wysoki chłopak w czapce z daszkiem. Znałam ten głos zbyt dobrze (głównie dzięki jego filmikowi, na którym śpiewał coś o puchnięciu) - to był Siódmy. Trzymał za rękę dziewczynę - Galaxy - która tylko mi pomachała.

Naprawdę długo ich nie widziałam, a przytulając się do każdego z nich czułam coraz większe szczęście. Kiedy to ostatnio było?... Jakieś kilka miesięcy temu co najmniej.

- A gdzie reszta? – zapytałam, wypuszczając z objęć Galaxy.

- Słuchaj, nie spóźniłaś się za bardzo, ale ludzie trochę marudzili że ciepło... Poszli po soki, bo musisz przyznać, że słońce dziś wyjątkowo praży, a nie chcemy, żeby ktoś z nas padł.

Usiedliśmy wszyscy na schodach i zaczęliśmy rozmawiać. Rozmawialiśmy tak dobre piętnaście minut, gdy nagle dostrzegłam Dolly, wyłaniającą się zza rogu. Opowiadała coś Hiru i Axonix'owi, a za nimi szedł Rubel i prowadził przez telefon ożywioną rozmowę.

Wstałam i przez chwile upewniałam się, że to na pewno oni. Moja ślepota na jedno oko wcale mi w tym nie pomagała. Po chwili Siódmy tylko kiwnął na znak głową bym poszła, jakby wiedział o moich problemach z rozróżnieniem ich. Zachęcona przez kolegę podeszłam do grupy i rzuciłam się Dolly w ramiona, a ta roześmiała się z radością. Zażartowała, że po ostatniej wizycie zrobiłam się bardziej siwa - no cóż, farbowanie włosów to dla mnie coś, czego nie mogę sobie odpuścić.

- Dobra, ale... aż nie wierzę, że chciało wam się czekać na mnie aż pół godziny... -Powiedziałam, odwracając głowę do reszty.

- No halo, umówiliśmy się, że pójdziemy na tego grilla jak będą wszyscy! Jak wszyscy - to wszyscy. - Powiedziała Hiru i objęła mnie ręką wokół szyi, przez co musiałam lekko przykucnąć.

Przez długą chwile gadaliśmy, czemu się spóźniłam – oczywiście, pozwoliłam sobie ponarzekać na ojca. Jak się okazało, reszta miała podobne problemy, więc zrozumieli moje położenie.

***


Czarne szaty królaWhere stories live. Discover now