Pognała do najbliższej.

7.1K 182 39
                                    

   Obudziła się. Złapała łapczywie powietrze do płuc jednocześnie unosząc się do pozycji półsiedzącej. Oddychała głęboko krztusząc się przy tym. Czuła jakby dopiero przed chwilą się topiła choć była cała sucha.
   Rozejrzała się. Znajdowała się w ciemnym pomieszczeniu w ruchu. W środku panowały egipskie ciemności.
    Wstała gotowa by walczyć z potencjalnym zagrożeniem. Skąd u niej ten odruch? Wyglądała źle choć nie mogła się sama o tym przekonać.
    Zakrwawione i poobijane ciało trzęsące się może to z zimna może ze strachu. Kaszlała co chwila, wypluwając natrętną ślinę czując jakby kawałki rdzy osiadały w jej przełyku. Metaliczny zapach unosił się wszędzie. I wtedy to do niej dotarło.
   Nic nie pamięta.
   Uświadomienie tego było dla dziewczyny wstrząsem. Przewróciła się z oszołomienia by po chwili znów stać. Zaczęła analizowac całą sytuację. Jej głowę wypełniała ogromna pustka. Nie miała pojęcia co się działo zanim się przebudziła. Czuła się jakby dopiero co się narodziła. Pusta karta. Chociaż nie do końca. Umiała przecież racjonalnie myśleć, określić kształt i kolor rzeczy, które znajdowały się dookoła niej. Widziała je już wyraźnie, jej oczy przyzwyczaiły się bowiem do panującego w tej windzie mroku. Właśnie... pamiętała windę lecz czy kiedykolwiek nią jechała? Flustracja zamieniła się w złość. Postanowiła się uspokoić. Przygotować na potencjalne niebezpieczeństwo gdyż była pewna, że ta winda kiedyś się zatrzyma. Wolała być przygotowana.
   Po raz dziesiąty rozejrzała się dookola. Skrzynie, pudła, klatki. Zrobiła chwiejny krok gdyż pomieszczenie cały czas bujało się i hałasowało wydając metaliczne chrząknięcia. Kolejny krok i kolejny jak dziecko uczące się stawiać pierwsze kroki. Nigdzie nie widziała niczego ostrego co by mogło jej pomóc. Postanowiła rozwalić jedną ze skrzyń. Potrzebowała gwoździa.
  Obrała za cel jedną z najmniejszych choć i tak sporą. Podeszła do niej mijając klatkę. Przechodząc obok niej usłyszała tak gwałtowne chrumknięcie, że przewróciła się uderzając głową o twardą posadzkę. Jej serce waliło jak oszalałe.
"To tylko świnia"- pomyślała- "tylko świnia."
  Dotarła do skrzyni. Otworzyła wieko. W środku były jakieś szmaty. Może ubrania? Jednym mocnym kopnięciem rozwaliła ją na kilka części. Deski i wióry posypały się wszędzie. Duże gwoździe wystawały pod różnymi kątami.
"Świetnie"- pomyślała.
   Chwyciła jeden z nich i z lekkim stęknięciem wyciągnęła. Jej szanse diametralnie wzrosły. Usiadła z prowizoryczną bronią na środku.
    Czy tylko jej się wydawało czy winda zwalnia? Nie, na pewno nie. A co będzie już jeśli dotrze na górę? Czy w ogóle tam dotrze? Co tam znajdzie? Czy kogoś spotka? Myśli kłębiły się w jej głowie jak oszalały rój pszczół.  Czuła jak strach chwyta ją za gardło aż nieprzyjemne ciarki przeszły przez jej kręgosłup. Całe ciało ją bolało. Chciała by to wszystko się już skończyło. Otrzymać werdykt. Nawet jeśli miał być zły. Pomyślała, że o wiele mniej się bała gdy coś robiła. Siedząc bezczynnie jej pytaniom nie było końca. I żadnej odpowiedzi...
   I wtedy po raz kolejny ją olśniło. To było jak przebłysk: Maria.
   Ta myśl przepłynęła przez jej głowę w zawrotnym tępie, a ona uczepiła się jej jak topiący koła ratunkowego. Czy to jej imię? Maria...
   Wnet winda zatrzymała się gwałtownie, a Maria wylądowała na podłodze wciąż kurczowo trzymając gwóźdź. Rozległy się przeraźliwe syreny, tak głośne, że dziewczyna wytrzeszczyła oczy ze strachu. Po czym ucichły. Dziewczynie serce łomotało tak mocno iż bała się czy jej nie wybuchnie. Wszędzie cisza.
   Wnet usłyszała okropny zgrzyt. Spojrzała w górę skąd dochodził ten dźwięk. Ogromna klapa, której wcześniej nie zauważyła otworzyła się, wpuszczając do środka promienie słońca tak przeraźliwie jasne, że musiała zasłonić sobie oczy. Nic nie widziała, za to słyszała głosy.
Ludzi.
-To dziewczyna!
-Pierwszy ją zaklepuje!
-Zaklepać to ty możesz klumpa, ja ją pierwszy zobaczyłem!
-To jest purwa niemożliwe.
-To jego wina! Tego Njubi!
- Stwórcy się nad nami zlitowali.
- Zamknąć te cholerne twarzostany!- krzyknął tubalny głos. Od razu pojawiła się cisza.- Niech nikt nie waży się podchodzić! Cisza!
W odpowiedzi słychać było jeszcze odgłosy zrezygnowania, pojedyncze fuknięcia i gwizdy. Lecz po chwili wszystko ucichło.
  Dziewczyna powoli odsłoniła oczy. Ciekawość wygrała. Zadzierając głowę do góry zauważyła kilku chłopców nachylających się do środka i przyglądających się jej ze zdziwieniem. Zauważyła też, że wszyscy mieszczą się w grupie wiekowej 15-19 lat. Byli różnej rasy, mieli różne kolory włosów i budowy ciała. Przeraziła się: dokąd trafiła?
  Wstała. To była najrozsądniejsza rzecz jaka przyszła jej na tę chwilę do głowy. Sciskając szorstki gwóźdź stanęła w pozycji obronnej gdy nagle windą zakołysało o mało jej przy tym nie przywracając. Do środka wskoczył wysoki blondyn.
   Miał około 17 lat i był chudy jak patyk lecz jednocześnie dobrze zbudowany. Twarz miał lekko brudną od ziemi. Ręce również. Wyglądał jakby dopiero co przerwał jakąś brudną robotę. Miał duże oczy i miłą twarz.
"Przyjaźnie wygląda" -przeleciało przez myśl Marii.
-Cześć jes...- chłopak zrobił krok do przodu. Jego błąd. Nie wiedząc czemu Maria instynktownie podbiegła do niego przyciskając jego szyję przedramieniem do ściany windy. Gwóźdź znalazł się centralnie przy jego szyi.
- Gdzie ja jestem?!- Maria była niższa o głowę jednak twarz uniosła w ten sposób, że dzieliło ich tylko jakieś trzy centymetry. Niemal pluła mu w twarz- Gadaj!
    Widziała strach w oczach chłopaka i zanim zdążyła się zastanowić oznaczał została gwałtownie szarpnięta do tyłu. Jakiś umięśniony ciemnoskóry chłopak trzymał ją mocno, uprzednio wytrącając gwóźdź z jej ręki. Poczuła się bezbronna jak mała mysz wśród kotów.
- Zostaw go Świeża bo pożałujesz!- wystękał ciemnoskóry, który wciąż się z nią szarpał.
   Maria została siłą wyciągnięta na górę przez grupę chłopców, których twarzy nie zapamiętała. Gdy stała już twardo na trawie o własnych siłach, rozejrzała się.
    Kręcąc się wokół własnej osi spostrzegła, że jest na wielkiej równinie.         
    Gdzieniegdzie stały drewniane i betonowe budynki. Zagrody, drzewa owocowe i las.
   Oraz mury.
   Ogromne na 30 metrów okalały całą przestrzeń oferując uczucie klaustrofobi. W czterech miejscach były jednak szczeliny, szerokie na tyle, że spokojnie można by przez nie stąd uciec.  
     Dziewczyna uczepiła się tej myśli i nie wiele myśląc pognała do najbliższej.

×××××

💥Witajcie Rebelianci!💥
Ah... Stęskniłam się za tym przywitaniem. Zaczynamy nową serię! Tym razem to TMR. Cieszycie się? Pierwszy raz wstawiam tak długi rozdział. Nie mam pojęcia w jakich odstępach będę wstawiać rozdziały gdyż jest szkoła... Niestety... Oczywiście postaram się jak najczęściej. Pare mam w zanadrzu. Tak więc zachęcam do komentowania i serduchowania.
(Początek rozdziału nie przypadł mi do gustu. Dziwnie to napisałam. Trochę za długa scena w tej windzie ale tak wyszło) Pamiętajcie żeby wpadać do mnie na opowiadanie o Thomasie Sangsterze!

To nie jest miejsce dla nas || NewtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz