ROZDZIAŁ 1

9 2 0
                                    


Usłyszałam dzwonek, zaczęłam się pośpiesznie pakować. Nie mogłam się spóźnić. Ostatni raz odwróciłam się w stronę Kate:

- Na pewno nie mogę jechać z twoją siostrą?

- Mia, dobrze wiesz, że gdyby to ode mnie zależało to bym cię wzięła, ale samochód będzie pełen.

- Super... Dobra to idę. Do zobaczenia za godzinę. - Dlaczego akurat dzisiaj był wypadek i nie ma autobusów?

- Pa i spróbuj nie zrobić mu krzywdy.- Ja zrobić mu krzywdy? Chyba raczej on mnie.

- Postaram się.

Ostatni razspojrzałam na blondynkę. Zazdrościłam jej długich kręconych włosów i tych głębokich orzechowych oczu.

Biegnąc korytarzem zatrzymałam się przed salą muzyczną. Z wielkim instrumentem między udami siedziała tam drobna rudowłosa dziewczyna. Miała skupiony wyraz twarzy i delikatnie ściskała w dłoni smyczek. Stałam tak chwilę patrząc na nią, gdy przypomniałam sobie o tym, która jest godzina. Puknęłam w szybkę i gestem dłoni zachęciłam ją do wyjścia. Gdy tylko mnie zauważyła od razu odłożyła instrument. Poszłam jeszcze tylko odłożyć ostatnie podręczniki do szafki i wybiegłam z liceum. Skierowałam się do budynku stojącego obok naszej szkoły. Od razu zauważyłam rude włosy. Dziewczyna podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję. Odwzajemniłam uścisk i szeroko się do niej uśmiechnęłam. Gdy się puściłyśmy spojrzałam za nią, jednak nie zobaczyłam żadnej pary niebieskich oczu. Spojrzałam na dziewczynę:

- Nie ma go jeszcze?

- Za chwilę powinien być.

- Jak zwykle się spóźnia – głośno wzdychnęłam.

Nagle poczułam czyjeś dłonie na mojej twarzy. Dobrze wiedziałam czyje.

- Nie wygłupiaj się palancie.

- Przepraszam za moje spóźnienie drogie panie - zignorował mnie.

- Nic się nie stało, mamy jeszcze dużo czasu - odpowiedziała swoim słodkim głosikiem Lily.

- Dobra chodźmy już.

Wiedziałam, jak wygląda samochód Lucasa, bo jechałam z nim już wiele raz. Szłam pierwsza i gdy już do niego doszłam, czekałam, aż Ananas otworzy drzwi, jednak nic takiego się nie stało.

-Idioto otwieraj te drzwi!

-Już czekaj chwilę.

Oparłam się o tylne drzwi i patrzyłam, jak podbiega. Włożył kluczyk do przednich drzwi i szeroko je otworzył.

-Proszę bardzo, moja droga.

-Ja siadam z tyłu.

- Siadaj z przodu – powiedział bardzo pociągająco.

- Dobra – westchnęłam, wiem, że nie opłaca mi się z nim kłócić, a trochę nam się spieszy. – A tak w ogóle to tu – wskazałam na brelok przy kluczykach - masz taki przycisk, który otwiera drzwi w samochodzie.

- Nie uważasz, że tak jest bardziej szarmancko? - Tak, naprawdę tak uważam, ale przecież mu tego nie powiem.

- Nie palancie!

Gdy tylko Lily i Luc wsiedli,ruszyliśmy. Jechaliśmy dobrze znanymi mi ulicami, ponieważ najpierw mieliśmy zajechać do mojego domu po torbę z rzeczami na przebranie. Wiele razy podczas jazdy Ananas próbował dotknąć mojej dłoni lub uda, ale za każdym razem go odtrącałam. Gdy wreszcie dotarliśmy wyszłam z samochodu,jak burza. Jak zwykle nikogo nie było w domu. Rzuciłam mój plecak na łóżko i zabrałam już wcześniej przygotowaną torbę, napiłam się wody, od razu z butelki i wybiegłam z domu. Zauważyłam, że Lily przesiadła się na moje miejsce. Usiadłam z tyłu.

- Lily przesiądź się - powiedział poważnie Luc.

- Nie musisz posiedzę z tyłu.

- Mia zastanawiam się nad czymś –już się boję. - Dlaczego nie jedziesz z mamą kurdupla?

- A co nie lubisz ze mną jeździć?

- Uwielbiam, ale ciekawi mnie, czy jedziesz ze mną przez moje idealne

ciało, osobowość, boskość, a może inteligencje? - parsknęłam śmiechem.

- Ty jesteś antonimem inteligencji - zauważyła, że ruda szepnęła mu coś na ucho, ale nie usłyszałam co.

- Zach jest u babci, to po drugiej stronie miasta i nie chciałam go fatygować - skłamałam.

- Czyli to jednak przez moje cudowne oczy - to prawda, akurat oczy ma nawet okej.

- Dokładnie – zaśmiałam się.

Odpalił silnik. O dziwo nie kazał mi znowu usiąść z przodu. Jechaliśmy dalej w ciszy, dopóki Ananas nie pomylił drogi.

- Pacanie miałeś tam skręcić.

- Jak to? - zdziwił się.

- Tam za rogiem jest dom Lily.

- Ale my jedziemy do teatru -oznajmił spokojnie.

-Tak Mia, rano wzięłam swoje rzeczy.

- Ale przecież nie miałaś torby -to ja jestem ślepa czy ona tępa.

- Rano załadowałam ją do bagażnika.

- Aha. Nie wiedziałam.

Teatr jest nie daleko mojego domu, więc podróż nie zajęła nam nawet pięć minut.

Gdy weszliśmy, poszliśmy od razu do garderoby, przy okazji witając się z resztą aktorów. Na stole leżały nasze scenariusze. Chwyciłam jeden i zaczęłam przeglądać kartki z moją rolą. Po ostatnich dwóch większych przedstawieniach, gdy miałam główną rolę, zdziwiłam się, że znów jej nie dostałam. Tym bardziej byłam zaskoczona, gdy okazało się, że zagra ją Chloe, lalunia, która przechwala się, jak to jej tatuś nie jest bogaty, będąc burmistrzem.

Po przebraniu się zauważyłam niskiego chłopaka z nieogarniętą fryzurą, który podpierał ścianę. Od razu rozpoznałam w nim Zacharego.  Przyspieszyłam krok, aby się z nim przywitać.

- Cześć rodzynek - przybiłam z nim żółwika.

- Siemka.

- Mama czuję się już lepiej? - zapytała zmartwionym głosem.

- Stan jest stabilny.

- Najważniejsze, że się nie pogarsza - chciałam zmienić temat. - A tak w ogóle wiesz co będziemy teraz robić? Ćwiczymy etiudy i improwizacje czy udoskonalamy przedstawienie?

- Przedstawienie pani Anette powiedziała, że chcę dopracować przedstawienie. Nawet jest już większość kostiumów.

- Szkoda, że musimy je sami przygotować.

- No fajnie byłoby, gdyby...

Nie dokończył, bo przerwał mu głos pani Anette, która kazała już wejść wszystkim na scenę. 


Dotrzeć do KasariiWhere stories live. Discover now