3🐍

14.2K 1.6K 649
                                    

Roger i Carol Wharflock spędzali spokojne popołudnie w swoim londyńskim domu, opiekując się swoją kilkutygodniową córką. Dziewczynka jak dotąd była wyjątkowo spokojnym dzieckiem i nie sprawiała im wielu kłopotów, mimo tego małżeństwo trwało w jakby napiętej atmosferze po obiedzie z poprzedniego dnia, który zakończył się spektakularnym wyjściem Jenny z domu po kłótni z matką.

Mała Diana ledwo co się obudziła i Carol stała w eleganckim, ustrojonym głównie na brązowo i zielono salonie, kołysząc dziewczynkę w ramionach. Jej mąż siedział przy stole i pracował nad jakimś artykułem do Proroka Codziennego, aż kobieta wyrwała go z transu.

- Twoja mama nie powinna traktować tak Jenny - powiedziała Carol znikąd, tuląc do siebie córkę. - Zresztą, ona w ogóle chyba ostatnio ześwirowała. Już pomijając te jej plany na naszą Dianę...

- Daj spokój, Carol, nie damy jej nic ustawić co do Diany - powiedział Roger stanowczo, po czym westchnął. - A Jenna... Cóż, matka nigdy się z nią świetnie nie dogadywała. Wiesz, ona jest typem, który ma nastoletni bunt przez całe życie. A odkąd mama jeszcze naciska na to, żeby Jenna znalazła sobie męża, to...

Wypowiedź Rogera została przerwana przez pukanie do frontowych drzwi. Mężczyzna od razu wstał.

- Otworzę - poinformował, na co jego żona skinęła głową. Ich córka kichnęła niemal w tym samym czasie, przez co Carol straciła na moment zainteresowanie gościen.

- Oj, na zdrówko, skarbie - wyszeptała do niej, po czym pocałowała ją w jej małą główkę. Kobieta była na tyle skupiona na córce, że nie zauważyła, że ktoś pojawił się w salonie.

- Cześć wam - usłyszała znajomy głos, a gdy uniosła głowę i zobaczyła stojącą w wejściu do salonu Jennę w wysokim, czarnym kucu, uśmiechającą się pod nosem. - Przyszłam się pożegnać.

Carol spojrzała na nią trochę smutno.

- Czyli to już?

Jenna poprawiła bransoletkę z rzemyków na swojej lewej ręce, jednocześnie dając Carol zobaczyć mały tatuaż z czarnym wężem, który jakby wił się po kciku dziewczyny.

- Mój statek wypływa jutro - odparła brunetka. - Nie wiem, kiedy wrócę.

- Masz pozwolenie na różdżkę i w ogóle? - zapytała Carol, na co Jenna ukryła cichy chichot.

- Och, Carol, przecież ja wszystko zawsze w stu procentach legalnie - powiedziała rozbawiona brunetka trochę z sarkazmem, ale tak, żeby bratowa tego nie wyczuła. W tym samym czasie Roger stanął przy swojej bliźniaczce i położył ręce na jej ramionach.

- Uważaj tam na siebie, Jennie - powiedział do siostry, a ta spojrzała na niego zmrużonymi oczami.

- Och, braciszku, chciałabym przypomnieć, że to ja jestem starsza i umiem o siebie zadbać - odparła mu Jenna, po czym lekko zdzieliła go w głowę.

- Do końca życia będziesz mi wypominać te osiem minut? - zapytał Roger, a brunetka pokiwała głową.

- Do końca - odparła, po czym objęła swojego brata mocno. - Do zobaczenia, Roger.

Po tym Jenna podeszła do Carol i Diany. Brunetka objęła kobietę jedną ręką, a potem stanęła tak, by widzieć twarz malutkiej dziewczynki.

- Cześć, młoda - powiedziała z uśmiechem, łaskocząc Dianę po nosku, przez co dziecko się zaśmiało. - Kiedyś ciotka cię weźmie ze sobą. Coś ci przywiozę - dodała, po czym w końcu podeszła do drzwi i westchnęła.

- No cóż, żegnam! Powodzenia z wiedźmą! - krzyknęła Jenna, po czym odeszła.

Następnego dnia kobieta wstała wcześnie rano, by upewnić się, że wszystko spakowała na swoją podróż do Ameryki. Swoją różdżkę schowała w wysokim, brązowym bucie, uprzednio zaczarowawszy własny bagaż tak, by mugole nie byli w stanie wykryć rzuconych na niego zaklęć, które go rozszerzały. Jenna była gotowa dosłownie na wszystko - spakowała ze sobą nawet swoją miotłę, tak na wszelki wypadek.

Brunetka była jedną z pierwszych pasażerek, która weszła na wielki, transatlantycki statek w porcie w Southampton. Była tam wcześnie, bo nie chciała się pchać między ludźmi. Pozostawiwszy swój bagaż w szafce, oparła się o burtę, przyglądając się kolejnym wchodzącym na statek pasażerom.

Zaczęła myśleć o tym, co czekało ją w Nowym Jorku. Praca z Obskurodzicielami nie należała do łatwych, przyjemnych ani bezpiecznych, jednak w brunetkę uderzało to, że nadal nie znaleziono na to żadnego rozwiązania... Jako ambitna Ślizgonka była zdeterminowana to zrobić.

Nagle z zamyślenia wyrwał Jennę widok jednego z pasażerów w niebieskim płaszczu i jasnobrązowych włosach. Przy pierwszym spojrzeniu jeszcze nic nie zrozumiała, ale za drugim razem w jej głowie jakby ktoś przełączył jakiś pstryczek.

- O cholera, Scamander... - szepnęła sama do siebie, patrząc, jak on podaje swój bilet do kontroli. - Czyli naprawdę płynie do Stanów...

Ostatnim razem widzała go pod koniec mugolskiej wojny, gdy zajmował się smokami na froncie wschodnim. Nie rozmawiali jednak ze sobą, a dziewczyna wątpiła, że on w ogóle ją tam widział i że miał jakieś pojęcie o tym, kim była, poza "byłą współlokatorką Lety Lestrange". Ale nie mogła się mylić - to na pewno był on.

Jenna gapiła się na magizoologa wielkimi oczami, nie dowierzając, że znalazł się akurat na tym samym rejsie. Miała wtedy niemal całkowitą pewność, że zmierzał do Nowego Jorku w tym samym celu, co ona - w końcu poradził już sobie z Obskurodzicielką w Sudanie, więc w Amryce mógłby również tego dokonać.

W Jennie obudziła się wtedy ambicja Ślizgonki i chęć bycia lepszą od Puchona. Postanowiła sobie znaleźć Obskurodziciela jako pierwsza i sama sobie z nim poradzić.

Nie mogła się jednak dłużej nad tym zastanawiać, bo Scamander pozytywnie przeszedł kontrolę i został wpuszczony na pokład. Brunetka nie chciała zostać przez niego zauważona, więc prędko schowała się pod jednym z balkonów, spod którego mogła go obserwować.

Wszyscy pasażerowie oddawali swoje bagaże do specjalnie przygotowanych na przechowywanie szafek, podczas gdy Scamander po prostu usiadł na ławce i położył swoją walizkę pod nią. Jennie wydało się to wyjątkowo dziwne - po co miał z nią siedzieć? Raz, że mógł skorzystać z szafek, a dwa, mógł je nawet dodatkowo zabezpieczyć magią.

- Co ty masz w tej walizce, że jej tak pilnujesz, co? - mruknęła Jenna sama do siebie, obserwując go z miejsca, z którego on nie mógłby jej zobaczyć.

Ciekawość dała górę. Brunetka schowała się w małej wnęce pomiędzy filarami pod balkonem a burtą, niewidocznej dla pasażerów. Po tym prędko zamieniła się w swoją formę animaga - białoszarego węża.

Ostrożnie i powoli przepełzła w kierunku walizki Scamandera, starając się pozostać niezauważona przez ludzi na pokładzie. Po kilku długich minutach udało jej się do niej dotrzeć (zapewne dzięki ślizgońskiemu sprytowi), a pod ławką była już bezpieczna. Jenna wpełzła na walizkę i zobaczyła na niej specyficzny przełącznik, który zmieniał jej zawartość dla mugoli i dla czarodziejów.

A to skubany... Sama sprawiłabym sobie takie cudeńko...

Jenna zauważyła też, że owa duża, brązowa, skórzana walizka była niedomknięta. Nie zastanawiała się ani przez sekundę i... Wpełzła do środka.

Wytresuj sobie węża • Newt ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz