[END] Rozdział 10 - Zwróć mi go.

167 19 2
                                    

Zupełnie nie mogłam spać.
Przez całą noc oglądałam gwiazdy, zastanawiając się nad podróżą, która już dobiegła końca. Zaraz, potulne dzieci które poznałam, zmienią się z powrotem w potwory.
No i ja sama. Wyruszyłam jako człowiek, wrócę jako Enderman.

Tego dnia szliśmy wyjątkowo wolno, a mimo to dotarliśmy do granicy bardzo szybko. Słońce dobrze nie wspięło się na niebo.

-To co.. wchodzimy, nie? Mamy tam znaleźć jakiś szczególny punkt?
-Chyba nie. Po prostu.. wejdziemy. -Herobrine i Entity rozmawiali cicho, ściskając siebie i Nulla za łapki. Granica była na wyciągnięcie ręki.
Ja i Biend, przypatrywaliśmy się im spokojnie. Czułam, w moich oczach pojawia się coraz to więcej łez.

-Nie! Ja nie chcę tam iść! To- to za szybko! -nagle 303 skoczył w tył i wtulił mocno w moje nogi. Zbyt bardzo się przywiązał.
Wkrótce również Herobrine i Null, dołączyli do niego. Nikt nie chciał się rozstawać.

-Ale jeśli będziecie mieli moce, to jeszcze się zobaczymy... no już. Musicie iść. -szepnęłam, ściskając ich jeszcze ostatni raz.

-Co, jeśli po wejściu tam.. wykasują nam się wszystkie wspomnienia? -jęknął białooki, rozglądając się nerwowo. Zaśmiałam się; wyciągnęłam z plecaka swoją kokardę i zawiązałam na ramieniu.

-Będziecie wiedzieć. Kokarda wszystko wam przypomni. -zapewniłam i delikatnie pchnęłam trójkę w kierunku falującej, dziwnej tafli.

Spełniłam swoją misję.

Przyjaciele powoli przeszli na drugą stronę, uważając na wystające półki skalne. Długo nic się nie działo..

-Spróbujemy podejść trochę wgłąb, zobaczymy co tam jest! -zawołał Herobrine, i rzeczywiście, wspólnie ruszyli dalej.

-Myślisz, że jeszcze tu wrócą?
-..nie. Nie wydaje mi się.

Czekaliśmy jeszcze godzinę. W razie, gdyby zawrócili. Ale tego nie zrobili; prawdopodobnie wszystko poszło tak, jak miało pójść.

-Co się teraz z nimi dzieje?
-Nie wiem... pewnie z powrotem stali się sobą. Chodź. W końcu chcesz zobaczyć śnieg, co? -Biend podniósł się z ziemi, podając mi rękę. Siedziałam jeszcze trochę, wpatrując się ślepo w taflę granicy mapy.
Wyciągnęłam w jej kierunku dłoń. Dziwny twór, połaskotał moją dłoń.

-Chodź Code. Z tym... lepiej nie mieć do czynienia. Nie w twoim stanie. -rzekł stanowczo, odciągając mnie delikatnie. Stanęłam na chwiejnych nogach i skinęłam głową. Enderman widocznie czuł się rozdrażniony przez granicę. I we mnie, to też wzbudzało niepokój.

-Biend. Zanim stąd odejdziemy, powiedz mi. Kim byłeś, przed.. tym kim jesteś teraz. -wydukałam, nie ruszając się z miejsca. Chciałam, żeby ten wyjątkowy stał się właśnie tutaj. W równie wyjątkowym miejscu.

Biend westchnął głęboko i stanął naprzeciwko mnie. Ostrożnie wziął moje dłonie w swoje i zanim zdążyłam o coś zapytać, Enderman nagle stał się niewidzialny. To znaczy, może nie niewidzialny, ale jego skóra nabrała dziwnej tekstury.
Lustro.
Biend odbijał wszystko dookoła, w tym mnie. Pierwszy raz zobaczyłam swoje odbicie. Było okropne. Może przed przemianą, wyglądałam ładniej.
Nagle, moje odbicie zaczęło się przemieniać. I wytężając wzrok, oniemiałam.

-S-0945. -jęknęłam, marszcząc brwi w panice. Wszędzie poznałabym tą twarz. Karmelowe, kręcone włosy i łagodne, zielone oczy. Serce biło mi bardzo szybko.
Jednak był martwy. To tylko odbicie.

-Jak.. jak to się stało?
-Dziedzictwo białego Endermana jest przekazywane z gracza na gracza. To przypadek... że wypadło na mnie. To znaczy... wybrali mnie losowo. -mówił, i zapewne chciał kontynuować. Przeszkodziłam mu w tym jednak; mocno ścisnęłam Endermana w pasie, przytulając się do starego przyjaciela.

The Legends from her Past {MC}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz