–Pamiętasz jak jeszcze pół roku temu pałaliśmy do siebie nienawiścią?–Zaśmiał się Mark, bawiąc się włosami swojego chłopaka.Szatyn leżał naprzeciwko niego i wszystko mogłoby wskazywać na to, że śpi. Jego oczy były zamknięte, oddech płytki i wolny, a powietrze wydostawało się z lekko uchylonych ust. Jedynie dłonie zdradzały, że młodszy nie znalazł się jeszcze w objęciach Morfeusza. Jego kciuk delikatnie przejeżdżał po wnętrzu dłoni ukochanego, a od czasu do czasu zataczał na niej małe kółeczka, wywołując łaskotki na skórze i jednocześnie uśmiech na twarzy czarnowłosego. Gdy tylko usłyszał głos starszego, który był dźwiękiem niesamowicie przyjemnym, jego powieki lekko uniosły się do góry, ukazując ciemnobrązowe tęczówki lśniące w blasku słońca wpadającego przez okno. Donghyuck westchnął cicho przenosząc dłoń na policzek chłopca.
–Myślisz, że byłbym zdolny zapomnieć o najlepszym czasie w całym swoim życiu?–Zachichotał.
Najprawdopodobniej każda osoba w związku oburzyłaby się, gdyby jej druga połówka moment nienawiści nazwała najlepszym okresem w życiu. Mark jednak wiedział, że tak naprawdę to właśnie wtedy ta dwójka zaczęła rozwijać swoje uczucia względem siebie. Owszem był to czas, kiedy chłopcy próbowali dopiec sobie na każdym kroku. Żaden z nich nie miał pojęcia, że drugi robi to nie z nienawiści, a z chęci zwrócenia na siebie uwagi.
–Czyli pamiętasz dzień, w którym wszystko się wszystko się zmieniło?–zapytał brunet
Klasa pierwsza o profilu humanistycznym znajdowała się na szkolnym boisku i jak co środę szykowała się do gry w piłkę nożną na lekcji wychowania fizycznego. Czternaście osób znajdowało się w jednej linii, a dwie pozostałe rozgrywały krótką partię w papier-kamień-nożyce, która miała pokazać, kto jako pierwszy zacznie wybierać skład drużyny. Wysoki Amerykanin i niski Chińczyk stali na przeciwko siebie, a ich miny sprawiały wrażenie, że chłopcy toczą właśnie walkę na śmierć i życie. Po niecałej minucie na sali rozległ się delfini pisk oznajmiający, że to właśnie Chińczyk wygrał i tym samym miał prawo do wyboru dowolnej osoby do swojej drużyny.
–Wybieram...–Chenle zaczął wiercić wzrokiem po kolei każdego chłopaka stojącego przed nim. Musiał mieć pewność, że to właśnie jego zespół wygra, gdyż wizja robienia dziesięciu kółek w okół boiska nie byłą czymś przyjemnym.–Yutę!–krzyknął po chwili milczenia, a po chwili przy jego boku znajdował się uśmiechnięty Japończyk.
–Skoro najlepszy zawodnik został już zajęty...–Johnny spojrzał morderczym wzrokiem na dwóch chłopaków stojący niedaleko niego.–Mark, chodź tutaj.
Dwójka na przemian wybierała kolejne osoby do swoich zespołów. Pod koniec na linii zostali tylko Renjun i Donghyuck. Ten drugi był w stu procentach pewien, że przyjaciel wybierze właśnie jego. Wolnym, ale pewnym krokiem podszedł w stronę chłopaka z fioletową czupryną, lecz ten, ku jego zdziwieniu wywołał imię drobniejszego chłopaka, który ucieszony ruszył w jego stronę.
–Zdrajca.–Szatyn szepnął do Chenle, na co ten tylko wzruszył barkami.
Chłopak wziął z rąk Johnny'ego szarfę, którą z niechęcią przełożył sobie przez ramię i głowę. Poprawił swoją koszulkę i podbiegł na środek boiska.
–Postaraj się choć trochę.–Minhyung podszedł do niego i poklepał go po plecach. Po ciele brązowowłosego przeszedł przyjemny dreszcz. On wiedział, że nie powinien reagować w ten sposób na dotyk Kanadyjczyka. Jednak mimo to, nie mógł po prostu od tak zmienić swoich uczuć względem niego.-Chyba nie chcesz mieć nas wszystkich potem na sumieniu, co?
CZYTASZ
Call me when you miss me・markhyuck »--one-shot--▹
FanfictionGdzie Mark i Haechan wspominają dzień, w którym dwójka wrogów stała się kochankami.