Harry Potter, Chłopiec Który Przeżył, czuł wzbierający w nim gniew. Oto nadeszła chwila, na którą czekał całe siedem lat. On, Wybraniec miał zbawić świat. Wystarczyło wypowiedzieć tylko dwa słowa. Stał nad Voldemortem z uniesioną różdżką. Riddle był zbyt osłabiony, by się teleportować. Wystarczyło tylko rzucić śmiertelne zaklęcie, by było po wszystkim. Harry w skupieniu delektował się tą chwilą. Nie był co prawda pewny, czy klątwa zadziała, ale w wakacje ćwiczył trochę na gumochłonach w ogródku pani Weasley, więc powinno się udać. Ron i Hermina jakby wyczuli jego wątpliwości.
- Może rzucimy na niego potrójną Avadę? – zaproponowała panna Granger. Ron skwapliwie przytaknął. Też pragnął mieć swój udział w pokonaniu Sami-Wiecie-Kogo.
- Nie – Harry wiedział, że tylko on może to zrobić. Nie mógł obarczać swych przyjaciół misją ratowania świata. To on był Wybrańcem i musiał ponieść wszystkie konsekwencje.
- Chcesz mnie zabić, Harry? – Voldemort przerwał nieznośną ciszę panującą w Wielkiej Sali, gdyż to właśnie tam doszło do ostatecznej potyczki Chłopca Który Przeżył z Czarnym Panem.
- Tak! – krzyknął – Ty zabiłeś moich rodziców, a teraz ja zabiję ciebie!
- Harry, musisz mnie wysłuchać. To nie tak, jak myślisz... - Voldemort postanowił się nie poddawać. Wiedział, że zawsze miał dar przekonywania.
- A jak? – Harry nie chciał słuchać tych kłamstw, jednak nie mógł się powstrzymać przed zadaniem pytania.
- Jestem twoim ojcem – Bellatrix przestała na chwilę walczyć z oplatającymi ją więzami i wydała z siebie zduszony chichot.
- Przymknij się Bella. Chcesz żebyśmy wyszli stąd żywi? – Czarny Pan szybko ukrócił wesołość najwierniejszej spośród jego Śmierciożerców, z których większość leżała teraz nieprzytomna w różnych miejsca Wielkiej Sali. W końcu czymże dla Harry'ego Pottera było pokonanie kilku fanatyków, jeśli teraz miał uśmiercić samego Lorda Voldemorta?
- KŁAMIESZ! – już miał zakończyć żywot najstraszniejszego spośród czarnoksiężników, gdy Voldemort odezwał się ponownie.
- Teraz już wiesz Harry, czemu Jamesa nazywano Rogaczem – tym razem powagi nie zdołał zachować Lucjusz Malfoy, który mimo złamanej nogi nadal próbował dosięgnąć swoją różdżkę. Nie zrażony Voldemort postanowił kontynuować, widząc wahanie w oczach Wybrańca.
- Poznałem twoją matkę jeszcze w Hogwarcie. Oboje byliśmy młodzi, piękni i bardzo zakochani...
- Myślałam, że chodziłeś do Hogwartu troszkę wcześniej – przerwała mu Hermiona.
- Do czego to dochodzi. Szlama zwraca się do Pana tak jakby była jego koleżanką. Upadek obyczajów... - usłyszeli głos Bellatrix dochodzący gdzieś z końca sali.
- Bella, jeszcze raz się odezwiesz, a przekonasz się, co to znaczy prawdziwe Crucio... Takie ulepszone. Jak tylko kupię sobie nową różdżkę. - Z żalem spojrzał na połamane drewienko leżące u jego stóp.
- Jak zwykle masz rację, droga Hermiono – wykrzywił się do dziewczyny. Mimo iż dużo ćwiczył przed lustrem, uśmiechanie się nadal nie wychodziło mu najlepiej. Jakoś nie pasowało do image'u Czarnego Pana, Mrocznego Władcy Ciemności. – Po prostu chciałem nieco ubarwić moją opowieść. No wiecie, żeby było bardziej romantycznie – słowo romantycznie również nie brzmiało najlepiej w ustach Voldemorta.
- Słuchaj, Tom – Ron nie mógł się powstrzymać od tej małej poufałości. W końcu zaraz Riddle'a nie będzie wśród żywych, więc czemu nie miałby sobie troszkę pożartować?
- Czy nie oglądałeś za dużo Gwiezdnych Wojen? Utożsamiasz się z Vaderem? – dokończył nie mogąc powstrzymać chichotu.
- Gwiezdne Wojny to taki mugolski film – dodał po chwili widząc zdziwione spojrzenie Harry'ego i czując na sobie rozwścieczony wzrok Lorda Voldemorta.
- Wiem, co to są Gwiezdne Wojny, dupku – wysyczał w kierunku młodego Weasleya.
- To znaczy... eee...Też to oglądałem, Ron – poprawił się natychmiast. Zdążył zauważyć, że Harry znów unosi różdżkę, tym razem zdecydowany by przenieść go do innej rzeczywistości
- Harry, daj mi dokończyć – poprosił i utkwił w Potterze błagalne spojrzenie swych czerwonych oczu. To znaczy, w założeniu miało być ono błagalne. Wyszło jednak trochę inaczej. Jednak Voldemort osiągnął zamierzony efekt. Harry zawahał się chwilę, dając mu czas na ponowne podjęcie swej opowieści.
- Widzę, że nie mam wyjścia, i muszę powiedzieć ci prawdę. Poznaliśmy się z Lily w jednej z knajpek na Nokturnie. O ile pamiętam, był to jej wieczór panieński. Cóż, chyba przesadziła z procentami. Od razu wpadłem jej w oko. Jednak nie rozpoznała we mnie Lorda Voldemorta, Czarnego Pana, Księcia Ciemności, a ja nie uznałem za stosowne się przedstawiać. Cóż, trochę nas poniosło. A owocem naszego uczucia jesteś ty, Harry – tu spróbował uśmiechnąć się czule, zastanawiając się przy tym, czy wygląda na wystarczająco wzruszonego.
- Nasza miłość była jak piękny kwiat – kontynuował. – Cudowna, lecz szybko przekwitła. Lily zostawiła mnie dla Jamesa. Szukałem jej prawie dwa lata, bo choć wygasło uczucie, zazdrość i pragnienie zemsty zostało. Cóż, przyznaję – zabijając Jamesa źle postąpiłem. Ale zabiłem w afekcie, więc musisz mi to wybaczyć, synu – przerwał, pragnąc zobaczyć, jakie wrażenie wywarły jego słowa. Harry skrzywił się nieznacznie, jednak mu nie przerywał.
- Być może ten stary głupiec Dumbledore wmówił ci, że zabiłem twoją matkę. Nic bardziej mylnego, Harry. Gdy już rozprawiłem się Jamesem, zrozumiałem, że nadal ją kocham i zawsze kochałem – z zadowoleniem zauważył, że Hermiona ukradkiem ociera łzy.
- Zaproponowałem, że się z nią ożenię, i razem spróbujemy stworzyć ci dom.
- Skąd wiedziałeś, że Harry jest twoim synem? – zapytał Ron, bez powodzenia próbując ukryć, jak bardzo jest wzruszony.
- Och – Voldemort posłał Harry'emu spojrzenie pod tytułem „jestem dumnym ojcem". – Od razu zauważyłem, jaki jest do mnie podobny... Każdy by to potwierdził, gdyby zobaczył nas razem. – Ron nie był tego taki pewny, jednak postanowił się już nie wtrącać. – Niestety, życie to nie tylko róże, kochani – tym razem postanowił wypróbować spojrzenie nr. 10, czyli „doświadczony przez życie wujek Voldi opowiada dzieciom o błędach młodości". Podziałało. Nawet Harry spojrzał na niego z zainteresowaniem - Lily chyba nie rozumiała, jak bardzo mi na niej zależy. Nie mogąc się pogodzić ze śmiercią Jamesa, sama rzuciła na siebie Avadę – tu zrobił dłuższą przerwę. Potter już nie celował w niego różdżką.
- Skoro tak kochałeś moją matkę, czemu próbowałeś mnie zabić, zamiast przygarnąć i wychować. Czemu skazałeś mnie na smutną egzystencję u Dursleyów? – Harry nie mógł tego zrozumieć.
- Już ci to wyjaśniam Harry. Kiedy zrozumiałem, że Lily nigdy tak naprawdę mnie nie kochała, że nic dla niej nie znaczyłem, doszedłem do jakże smutnego wniosku, że moje dalsze życie pozbawione jest sensu... Postanowiłem skończyć ze sobą. Bez namysłu rzuciłem na siebie Avadę, zapominając, że poczyniłem... pewne kroki, aby być nieśmiertelnym. Jak więc widzisz, zaklęcie nie zabiło mnie. Odbiło się ode mnie i trafiło prosto w ciebie... Tak więc, poraz kolejny Dumbledore cię okłamał. Byłem zbyt osłabiony, by ci pomóc. Byłem strzępem człowieka. A to wszystko dlatego, że kochałem... zbyt mocno. – Hermiona nawet nie próbowała już ukryć łez, które toczyły się po jej twarzy. Jednak Chłopiec Który Przeżył, nadal nieufnie spoglądał na swego nowego rodzica.
- Czemu, więc skoro tak ci na mnie zależało, przez siedem lat, próbowałeś mnie zabić? Włączając w to dzisiejszy dzień – zapytał niechętnie ten, który sam jeden miał zbawić świat od kwintesencji zła, która teraz stała przed nim, próbując go przekonać do szczerości swych ojcowskich intencji. Voldemort widocznie nie był przygotowany na to pytanie, bo zanim odpowiedział, zastanowił się dłuższą chwilę.
- Harry, robiłem to dla twojego dobra – czując na sobie pełny powątpiewania wzrok domniemanego potomka, pospieszył z wyjaśnieniami.
- Czy to nie walki ze mną sprawiły, że teraz jesteś wspaniałym, szlachetnym, odważnym, młodym człowiekiem? – Metoda „na pochlebstwa" okazała się zadziwiająco skuteczna.
- No... Niby tak – stwierdził Potter po chwili wahania.
- Myślisz, że kiedykolwiek byłbym zdolny cię zabić? Moje własne dziecko? Nie oceniaj mnie aż tak niesprawiedliwie – obrzucił Wybrańca spojrzeniem, wyrażającym ból, którego doświadcza. Jednak Harry Potter był wyjątkowo upartym młodzieńcem i nie dawał się tak łatwo przekonać.
- Na twój rozkaz Bellatrix zabiła Syriusza! – krzyknął, a w jego oczach rozniecił się nowy płomień gniewu.
- Syriusz był wspaniałym człowiekiem – Riddle udał, że ociera łzę. – Bella postąpiła okrutnie, pozbawiając go życia. I spotka ją za to kara – Dodał już bardziej zdecydowanym głosem.
- Ależ Mistrzu, sam kazałeś mi... - Voldemort nie dał jej jednak dokończyć.
- Milcz! Przez ciebie zginął najlepszy przyjaciel mojego syna! Nie myśl, że ujdzie ci to na sucho! – starał się, by w jego głosie dało się wyczuć słuszny gniew, lecz Bella znała go lepiej niż Harry. Zamiast się przestraszyć wybuchła głośnym śmiechem.
- Lestrange, jeśli nie chcesz trafić do Azkabanu, zamknij się wreszcie! – tym razem posłuchała. – Czy teraz mi wybaczysz, Harry? Razem możemy dokonać wielkich rzeczy. Uwierz mi, że wszystko, co do tej pory robiłem, robiłem z myślą o tobie... Nie przekreślaj tego. – Spojrzał na potomka z nadzieją. Jednak Harry nie byłby sobą, gdyby nie wynalazł nowej przeszkody.
- Miałem być Wybrańcem – stwierdził dobitnie, wściekły, że cała sława właśnie umyka mu sprzed nosa. – Miałem ocalić świat od zła, – kontynuował – nie mogę zawieść moich fanów – dokończył, nieświadomie szukając wzrokiem Colina, który w każdej chwili mógł tu wpaść i poprosić go o autograf.
- Harry, nie wiesz jak skończył Neo? - Voldemort przyparty do muru, odwołał się do autorytetu Matrixa. Jednak Harry był głuchy na wszelkie argumenty.
- Nie widziałem trzeciej części – stwierdził lakonicznie.
- Chcesz, pożyczę ci – Czarny Pan zrozumiał, że czas spróbować przekupstwa.
- Keanu Reeves jest taki słodki – rozmarzyła się Hermiona. Ron nie pozostał jej dłużny, rozwodząc się nad urodą Monici Bellucci. Tymczasem Harry myślał. Zastanawiał się, jak powinien postąpić. Czy przebaczyć swemu ojcu, czy nadal pielęgnować urazę.
- Harry, nie chcę nikogo więcej krzywdzić – Voldemort postanowił ostatecznie przekonać chłopaka o szczerości swych intencji – Pragnę, by na świecie zapanował pokój, – Lucjusz bezskutecznie próbował pohamować śmiech – by czarodzieje i mugole żyli w przyjaźni, i aby nikt już nie dyskryminował szla... Znaczy czarodziei z mugolskich rodzin. W końcu mój ukochany tatuś – uśmiechnął się do swoich wspomnień, jednak nie był to miły uśmiech – sam nie był magiczny. – Mimo tak wzruszającego wywodu, Harry nie wiedział jeszcze, jak postąpi.
- A przepowiednia? – zdołał wreszcie wypowiedzieć na głos ostatnią z dręczących go wątpliwości.
- Harry – spojrzenie Voldemorta pełne było najszczerszego politowania. – Czy ty kiedykolwiek wierzyłeś w to, co mówi ta stara krowa Trelawney?
- Eeee... - jak zwykle nasz młody bohater wykazał się powalającą wręcz elokwencją.
- No, więc widzisz Harry, – Czarny Pan zdawał się być zadowolony z odpowiedzi Pottera – że teraz wszystkie twoje wątpliwości zostały rozwiane.
- No więc dobrze, wybaczę ci... - uśmiech tryumfu rozpromienił bladą twarz Riddle'a – ale będziesz musiał spełnić moje warunki – uśmiech znikł tak szybko jak się pojawił.
- Synu, łamiesz mi serce... - postarał się, aby jego głos pełen był nieskrywanego bólu. – Chyba nie chcesz dyktować warunków swojemu ojcu? Ach, wychowałem żmiję na własnym łonie – nie zrażony Harry kontynuował.
- Po pierwsze, Lucjusz Malfoy musi kłaniać mi się za każdym razem, kiedy mnie zobaczy, i zwracać się do mnie per „panie Potter". Cóż, ma być dla mnie czymś w rodzaju skrzata domowego.
- Panie błagam cię, tylko nie to! – Voldemort uciszył Malfoya jednym ruchem ręki.
- Po drugie, Bellatrix ma zostać moją pokojówką. Zawsze chciałem mieć pokojówkę. – Bella wydała z siebie okrzyk przerażenia.
- Po trzecie, Ron i Hermiona – tu spojrzał czule na swych wiernych przyjaciół – mają zostać mymi doradcami. Bo jak rozumiem, w planach mamy rządzenie światem – Riddle tylko kiwnął głową. „Mądry chłopak, szybko się uczy." pomyślał – i masz ich tratować z należnym szacunkiem. – dokończył Potter – Zgadzasz się?
- Nie mam wyjścia Harry, chociaż łamiesz mi serce. – odpowiedział Książe Ciemności siląc się na czułe spojrzenie. – A teraz daj mi swoją różdżkę, chłopcze – odezwał się przymilnie. Nie zdążył jednak nic więcej powiedzieć, bo Harry z głośnym szlochem rzucił się na niego zwalając go z nóg.
Harry Potter, Chłopiec Który Przeżył, czuł wzbierające w nim pokłady miłości. Zrozumiał, jak bardzo kocha swego ojca i jak bardzo go potrzebuje. Tak się cieszył, że wreszcie zdołał go odnaleźć. Teraz wiedział, że tak naprawdę od lat wmawiał sobie tylko, iż go nienawidzi. Żałował, że przez jego głupotę stracili tyle lat, które mogliby wykorzystać na wzajemne poznanie się.
Nie mógł opanować łez wzruszenia.
- Och tato, tak bardzo cię kocham – powiedział przez łzy.
- Ja ciebie też, Harry... – zdołał wykrztusić Voldemort. Potter przygniatał go całym swoim ciężarem. – Ale daj mi wreszcie tą różdż... O rzesz kurwa! Ja znikam! – wykrzyknął nagle.
Rzeczywiście, nie dało się ukryć, iż zaczynał zwyczajnie wyparowywać.
- Potter, przestań beczeć! – zdołał wykrztusić. Lecz Harry tylko zaniósł się jeszcze głośniejszym szlochem. Po minucie Lorda Voldemorta już nie było wśród żywych. Rozpłynął się w powietrzu – dosłownie.
- Zabiłem go... - Harry znalazł się w stanie silnego szoku. – Zabiłem człowieka, którego kochałem – dodał, przykładając sobie różdżkę do głowy.
- Ron, Hermiona – złotem z Gringotta podzielcie się po równo – odezwał się do swoich przyjació.ł – Acha. I powiedzcie Pansy, że zawsze ją kochałem – dodał płaczliwym głosem.
- Żegnaj życie! – Zanim zdążył rzucić na siebie śmiertelną klątwę, Hermiona wyrwała mu różdżkę z ręki.
- Harry, nie możesz tego zrobić! – krzyknęła. – Jesteś nam potrzebny.
- Hermiono, nie rozumiesz... Zabiłem własnego ojca. Dla mnie nic już nie ma sensu...
***
Po wydarzeniach owej pamiętnej, czerwcowej nocy, Harry trafił do Kliniki Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga. Nie wierzono mu, gdy opowiadał, czego się dowiedział od Voldemorta. Twierdzili, że jest w szoku, gdy nazywał sie synem Księcia Ciemności. Nie potrafił wyjaśnić, czemu Czarny Pan po prostu wyparował, gdy spłynęły na niego jego łzy – a przecież były to łzy miłości. Stwierdzono u niego silną depresję. Z Dumbledore'm nie chciał rozmawiać. Przecież okłamywał go tyle razy, a i teraz zapewne próbowałby oczerniać pamięć jego ojca.
Ze Śmierciożerców jedynie Bellatrix udało się uciec przed nadejściem aurorów – jednak za nim odeszła, rzuciła na Rona i Hermionę Oblivate. Pewnie nie chciała, by dowiedziano się o pokrewieństwie łączącym jej Mistrza z Chłopcem Który Przeżył. Reszta sprzymierzeńców Czarnego Pana trafiła do Azkabanu. Na świecie nie było ani jednej osoby, która potwierdziłaby słowa Harry'ego. Obawiał się, że u Munga zostanie już na zawsze, skazany na towarzystwo Gilderoya Lockharta ("Miło mi cię poznać Harry, czemu masz taką dziwną bliznę? Dać ci mój autograf?"). Jednego był pewien. Po tym, czego się dowiedział, jego życie nigdy nie wygladałoby tak samo.
CZYTASZ
Miniaturki - Voldemort
FanficxXx Miniaturki o Voldemorcie ... Odnalezione w otchłani internetu ... Xx