Zakochiwanie się to same problemy.
Czy jestem zakochana? Szczerze, to nie mam pojęcia, ale kiedy zobaczyłam jego twarz na zdjęciu coś poczułam. Nie wiem co to było, raczej mieszane uczucie.
To nie jest tak, że zobaczyłam ładną buzię w internecie i stwierdziłam że się zakochałam. Znam go. Widuję go prawie codziennie i rozmawiam. Nigdy nie czułam się niezręcznie w jego towarzystwie...Więc dlaczego chce mi się teraz płakać? To jest takie dziwne. Mam wrażenie, że mogłabym rozpisywać się nad tym godzinami, a jednocześnie nie umiem napisać nic.
Trudno mi sobie uświadomić, że piszę to dla siebie, a nie dla kogoś. Lepiej zacznę od początku.Bez wyrzutów sumienia mogę stwierdzić, że w moim życiu miałam kilka okresów zauroczenia. Większość tych spraw jest już na szczęście zamknięta. Zaczęło się to już w przedszkolu. Do mojej grupy chodził niejaki Hubert. Hubert nie był wyjątkowo ładnym dzieckiem i nie pamiętam, żeby miał w sobie cokolwiek co mogłoby zwrócić na niego moją uwagę. Wręcz przeciwnie. Był przeciętny, gruby i po nawet krótkim wysiłku był czerwony jak burak.
Nie wiem co sprawiło, że moje sześcioletnie serduszko uwielbiało go. Zaprosiłam go kiedyś na urodziny i tak naprawdę to moje jedyne wspomnienie z nim. Pamiętam, że zawsze jak grałam z mamą w "Zgadnij kto to?", zawsze wybierałam tą samą postać, tylko dlatego, że była podpisana właśnie "Hubert". Ale po ukończeniu przedszkola, nasze drogi się rozeszły, a ja zapomniałam o mojej pierwszej miłości.W podstawówce wszystkie dziewczyny były zauroczone w pewnym Grzesiu. Grzesiek był uroczym blondynkiem i jak na siedmiolatka wydawał nam się okropnie przystojny. Nie wiem czy można go zaliczyć do w sumie wąskiej listy moich ukochanych, ale chyba wolę go nie pomijać. Do dziś pamiętam jak podeszłam do niego i jako odważna dziewczynka krzyknęłam:
- Zakochałeś się!
To chyba nie było dziwne zachowanie wśród młodzieży do lat dziesięciu, więc on z pełną powagą zadał mi istotne pytanie, bez którego nie mógł mi odpowiedzieć.
- A często chodzisz do toalety?
Byłam odrobinę zmieszana bo doskonale pamiętałam, że dwa dni wcześniej naprawdę z jakiegoś powodu poszłam załatwić moje potrzeby fizjologiczne częściej niż zwykle, więc miałam małe wyrzuty sumienia.
- Nie - rzekłam i czekałam niecierpliwie na jego reakcję.
- No to trochę... - odpowiedział zmieszany, a później dodał. - Bo wiesz, nie chciałbym mieć żony, która często chodzi do toalety.
I może miałabym jakieś szanse u Grzesia, ale jego serce należało już do Agnieszki - najpiękniejszej laski w mojej klasie. To ona zawsze dostawała od niego walentynki. Ona dostawała walentynki od każdego. W przeciwieństwie do mnie. Ja byłam innym... obojętna.
Moją następną ofiarą był niejaki Mikołaj. Miki był roztrzepany i siedziałam z nim na angielskim. Później jeździliśmy też razem na obozy harcerskie i biwaki, i to tam zauroczyłam się w nim. Pewnego dnia zgłosiłam się na wartę, tylko dlatego, że on miał tam wartować. Z początku było super, ale bardzo padało. Sprawa zaczęła się psuć kiedy oblałam go wodą... Po tym incydencie chyba już za mną nie przepadał, a kontakt się urwał, bo się wyprowadziłam.
Przez następne kilka lat nie wiele się działo pod tym względem. W gimnazjum przez chwilę byłam zauroczona w chłopaku z mojej klasy, rok później w innym... W trzeciej klasie naprawdę długo kochałam się w chłopaku z klasy licealnej...
W wakacje nagle się w nim zauroczyłam, a po powrocie do szkoły napisałam do niego. Na początku rozmowy były naprawdę drętwe i aż się dziwię, że mnie polubił. Bo niestety polubił mnie za bardzo. Nawet byliśmy na "randce". Przeraziło mnie jednak, że tak bardzo mu zależało i zaczęłam go unikać. Nie chciałam jednak żeby kontakt urwał nam się całkowicie, więc czasami do niego napisałam, ale on już raczej wolał do mnie nie pisać, więc i tego zaprzestałam.
Wtedy pojawił się Krzysiu. Krzysia z miejsca polubiłam. Poznałam go w autokarze, a później zorganizowaliśmy ognisko na którym byli nasi znajomi. Wraz z moją dobrą koleżanką, zaczęłyśmy się spotykać z nim i jego kolegą. Krzysiowi powiedziałam wprost, że boję się zobowiązań, ale on spodziewał się po mnie czegoś więcej. Nie dopuściłam do tego. Więcej się nie spotkaliśmy.
Chyba powinnam wrócić do opowieści o chłopcu ze starszej klasy. Miał on przyjaciela. Zaczęliśmy pisać i rozmawiać. Zdarzyło się nam nawet zagrać w grę komputerową i gadać przez Skype. Naprawdę go polubiłam. Zdarzyło mi się nawet przy nim rapować... Ale jak to bywa, powoli zaczynaliśmy mniej gadać. Zaprzyjaźniłam się z dziewczynami z jego klasy i udało się wyjść z nimi gdzieś czasem. Patrzył się wtedy na mnie i robiliśmy razem krzyżówki. Nadeszły wakacje i czasami zdarzało nam się pisać, ale nie wiele. Wtedy stała się sytuacja identyczna co rok wcześniej. Znowu zauroczyłam się w tym samym chłopcu ze starszej klasy. Był dla mnie bardzo miły, przytulaliśmy się i już myślałam, że może będzie z tego coś więcej, ale znów nie dopuściłam do tego. Bardzo go lubiłam i na rozmowach spędziliśmy wiele godzin, ale coś nie wyszło. Koniec.
Za to wakacje minęły. Jestem w liceum. Wciąż boję się z kimkolwiek związać. Boję się zakochać.
Ale chyba znowu wpadłam w pułapkę zauroczenia.
CZYTASZ
samotność - płaczę tylko pod kocem
ChickLitPojawią się tu wpisy z mojego bloga na którego serdecznie zapraszam. https://placzetylkopodkocem.blogspot.com/