Rozdział 1 "Ten jeden błąd"

239 18 5
                                    

- Ale to był błąd, - zaczął szeptem Alec. - Jeden błąd...
Magnus zaśmiał się ostro. - Jeden błąd? To tak, jakby powiedziano o
dziewiczym rejsie Titanica, że było to drobnym wypadkiem łodzi. Alec, chciałeś
skrócić moje życie.

Miasto Zagubionych Dusz

Znów nacisnął zieloną słuchawkę, modląc się w duchu, by usłyszeć cokolwiek oprócz, głuchego sygnału nieodebranego połączenia.

Po kilku sekundach włączyła się poczta głosowa.

- Nie mogę teraz odebrać...- rozległ się znajomy głos, który wywołał dziwny ucisk w żołądku bruneta.

Młody Lightwood rozłączył się bez słowa i cisnął telefon na łóżko z taką siłą, że odbił się od materaca i spadł na podłogę. Nawet nie zwrócił na to uwagi. Później będzie żałować popękanego ekranu.

Chłopak ze złością zaczął się przechadzać po pokoju, kopiąc, co chwila rzeczy, które zawadzały mu pod nogami, a było ich całkiem sporo. Jego sypialnia w niczym nie przypominała siebie sprzed kilku tygodni. Idealny ład i porządek został zastąpiony przez wszechobecny bałagan i grubą warstwę kurzu na półkach.

- Cholera, cholera...- mamrotał pod nosem, niczym mantrę, mającą jakoś pomóc.

Po chwili zrezygnowany opadł na łóżko, miejsce, gdzie ostatnio spędzał najwięcej czasu. Miał ochotę zostać tam na zawsze. Ostatnio rzadko opuszczał swój pokój, a teraz miał jeszcze mniejszą ochotę choćby podnosić się z łóżka.

Od tygodnia nic nie jadł, nie trenował, nie walczył, nie rozmawiał z nikim. Ignorował prośby, nie słuchał gróźb, był zbyt pochłonięty swoim cierpieniem. To zabijało go od środka, niszczyło go z dnia na dzień. Czuł się chory; chory z miłości... i nienawiści do samego siebie.

Westchnął i przetoczył się na plecy zakładając ręce za głowę. Wpatrywał się w sufit, przez który biegło długie krzywe pęknięcie. Już dawno ktoś powinien zrobić remont, bo w końcu komuś się sufit na głowę zawali, pomyślał wodząc po nim wzrokiem, pogrążony we własnych myślach.

Drgnął zdumiony, usłyszawszy pukanie do drzwi. Nic nie odpowiedział, nieważne kto to i w jakiej sprawie, zaraz sobie pójdzie i zostawi go w spokoju. Leżał nasłuchując kroków na korytarzu, jednak nic nie usłyszał.

Po chwili pukanie powtórzyło się, chłopak nie miał ochoty z nikim widzieć, więc i tym razem milczał.

- To ja- usłyszał cichy głos Izzy.- Mogę wejść?- dodała z nadzieją w głosie.

Alec nic nie odpowiedział. Dobrze wiedział, że swoim samopoczuciem dokłada zmartwień swojej rodzinie, ale co ta wiedza miałaby zmienić?

Siostra już raz próbowała z nim porozmawiać, ale jej nie wpuścił, miał nadzieję, że ignorowanie jej i tym razem zadziała.

Co takiego mogła mu powiedzieć? Żeby się nie martwił, że wszystko będzie dobrze?

Nie, nie będzie dobrze. Już nigdy nie będzie dobrze. To wiedział na pewno.

- Alec, proszę- szepnęła Izzy trzęsącym się głosem.

Płakała. Płakała przez niego. Najsilniejsza kobieta jaką znał... Był za to na siebie zły.

Podjął - niechętnie-decyzję, która mogła mieć bardzo złe skutki.

- Wejdź- mruknął prawie bezgłośnie, Izzy mogła go nie usłyszeć i przez chwilę miał taką nadzieję, jednak klamka poruszyła się, a drzwi powoli i niepewnie uchyliły się ukazując wysoką postać o czarnych, jak noc włosach.

Mój Anioł ~malec~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz