Rozdział 6

6 3 0
                                    

Jack

Pierwszy raz od dłuższego czasu nie przespałem całej nocy. Zamiast tego beznamiętnie wpatrywałem się w sufit, myśląc o tym co powiedziała Alice. Ktoś jeszcze wiedział o moim istnieniu. Co jeśli to był zły pomysł by dać się komuś zauważyć? Niedługo każdy może wiedzieć, że ukrywa się tu siedemnastoletni Jack, który na wolności może kogoś skrzywdzić.

Mimo wszystkiego, nie byłem zły na Alice. Nie wiedziała, że nie może o mnie mówić innym, zresztą to ja krzywdziłem ją bardziej. Kłamałem jej w żywe oczy, jednocześnie dając nadzieję, że kiedyś się spotkamy, lecz nie będzie nas dzieliła szyba.

Mogę to zakończyć, jeszcze nie jest za późno. Mogę przestać wpatrywać się w wolność która jest za oknem, której tak wielu ludzi nie docenia. Gdybym raz na zawsze zasłonił czarne zasłony, jestem pewien, że Alice by o mnie zapomniała. Jednak ja nie zapomniałbym o niej, nie chciałem o niej zapomnieć. Wiedza o tym, że wie o moim istnieniu, sprawia że czuję w sobie cząstkę normalnego, bezproblemowego nastolatka.

Chciałbym aby wiedziała, że jestem inny. Może wtedy rozmowa po dwóch stronach szyby by wystarczyła, ale nie mam w sobie dość odwagi aby to zrobić. Nie znam jej na tyle aby móc przewidzieć jak zareaguje.

Dziś był ten dzień. Piętnasty dzień miesiąca, to dzień w którym moja mama przychodziła do mojego pokoju. Robiła to co miesiąc, zawsze ubrana na biało. Mówiła, że biel to barwa która jest czysta i niewinna. Możliwe, że to dlatego w moim pokoju wszystko jest tego samego koloru nie licząc jasnozielonej, miękkiej wykładziny, której barwa oznaczała harmonię i spokój i czarnych zasłon by nie przepuszczały- według niej- drażniącego światła.

Siedziałem na krześle, wystukując rytm palcami w blat biurka. Moje serce przyśpieszyło, gdy usłyszałem zgrzyt w drzwiach. Od kiedy tu jestem, nie poczułem ludzkiego ciepła.

Gdy drzwi się otworzyły, weszła przez nie wysoka kobieta, z brązowymi włosami, upięte były w kok. Przekręciła klucz w zamku, nie wyjęła go, jak zawsze. Nasz wzrok się spotkał, wpatrywałem się w jej niebieskie tęczówki i zastanawiałem się czy mam identyczne. Posłała mi uśmiech i usiadła na stołku przede mną. Wyprostowałem się i odkaszlnąłem.

- Witaj, mamo. - starałem się nie okazać stresu spowodowanego tym spotkaniem. Każde kolejne było coraz bardziej stresujące. Z każdym kolejnym miałem coraz więcej pytań, ale ich nie zadawałem. Szczególnie tego jednego: „Kiedy odzyskam wolność, mamo?"

Bałem się to powiedzieć, bałem się tego bardziej niż samej odpowiedzi.

- Cześć, Jack. Jak się czujesz? - wyjęła długopis i zaczęła notować, co chwilę przyglądając mi się z ciekawością.

- W porządku. - odpowiedziałem krótko.

- Na nic nie chorowałeś przez cały miesiąc? - teraz wcale na mnie nie patrzyła, przez co odczułem lekki smutek.

- Nie, wcale. - wzruszyłem ramionami.

- Czy odczuwałeś jakieś zmiany w swoim zachowaniu?

- Nie. - skłamałem. Odkąd zobaczyłem Alice, zachowywałem się zupełnie inaczej. - Spokojnie, jak zawsze.

Zawsze zadawała te same pytania. Gdy chorowałem w danym miesiącu, zwykle zadawała więcej pytań dotyczących zdrowia. Rozejrzałem się po pokoju, próbując pojąć dystans, który nas dzielił. Mama przytaknęła głową i odłożyła notes na biurko. Patrzyła na mnie z uśmiechem i położyła dłonie na swoich kolanach.

,,Okno''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz