Rozdział 13.1.1

326 26 4
                                    

Stanąłem przed znanymi mi brązowymi drzwiami. Spojrzałem po ich obramowaniu w poszukiwaniu jakiegokolwiek dzwonka. Dom miał stare, kamienne, zimne ściany. Sięgnąłem do przycisku, znajdującego się na wysokości mojego łokcia. Nacisnąłem go i praktycznie pięć sekund czekałem, aż ktoś otworzy mi drzwi.

Szczerze...? Spodziewałem się, że Laverne będzie miała na sobie coś w rodzaju luźnych spodni, sweterka i uroczych łapci... Być może samą piżamę... Ale nie spodziewałem się, że zobaczę ją w koszuli... Laverne naprawdę miała dżinsy, skarpetki, koszulę... i w miarę ułożone włosy. Gdy mnie zobaczyła, na jej twarzy pojawił się uśmiech. Otworzyła drzwi na oścież, odsunęła się, przymknęła oczy i wskazała mi dłonią na wejście do środka. Odwzajemniłem uśmiech, kierując się ku ręce dziewczyny.

Szybko zamknęła za mną drzwi i zaprowadziła mnie do swojego pokoju. W końcu ukazało mi się rozległe pomieszczenie z elokwentnie pomalowanymi ścianami. Kiedy wchodziłem przez drzwi, miałem wrażenie takiej nowości... I domu? Nie jako budynku... Takiej ostoi. Bezpieczeństwa w czystym gnieździe... Jakby Laverne musiała być tego wszystkiego esencją, która tworzy wszystko wokół... Dziwne... Demony zwykle budzą niepokój, a nie ukojenie i bezpieczeństwo.

- Rozgość się, a ja pójdę zrobić kawę - posłała mi uśmiech i zniknęła w przejściu.

Uniosłem głowę nad sofę, na przeciwko której znajdowała się rozłożysta meblościanka. Przeszukałem ją pobieżnie wzrokiem, szukając czegoś podejrzanego... Sam nie mogłem się powstrzymać, przed zdjęciem z niej "Szesnastowiecznej książki". Gdy tylko przeczytałem tytuł zaśmiałem się w duszy. "Boska Komedia Dantego"... Klasyk. Rzeczywiście... Lecil ma to w tak starym wydaniu, że jest zapisane niemal własnoręcznie przez drukarza... Kartki są delikatne, a oprawa gruba i solidna... ale także pięknie ozdobiona. Na pewno musiała być warta tyle, ile liczy lat...: dużo. Skąd w tych czasach wziąć tak starą książkę? Skraść z archiwów... Odkupić za miliony od jakiegoś kolekcjonera z dawnych lat... Samemu odziedziczyć... Bądź zdobyć... jeszcze za życia wykonawcy...

Dźwięk żelastwa uderzył o drewno z mojej prawej strony. Uniosłem wzrok na dziewczynę kładącą tacę z cukrem, kawą i cappuccino. Zaczytałem się... I bez pozwolenia zabrałem ze swojego miejsca coś, co mogło mieć nie wiadomo ile lat... I ona jeszcze mnie przyłapała. Uniosła na mnie wzrok i tylko się uśmiechnęła.

- Ja... - zacząłem, zamykając książkę. Chciałem ją odłożyć, ale dziewczyna zabrała mi ją z ręki i usiadła na sofie. Nie traktuje tego tak delikatnie. Nie martwi się o to.

- Moja ulubiona książka... - przesunęła po jej okładce opuszkami palców, jakby napawając się jej twardością i starością. - Siadaj - posłała mi wzrok i kiwnęła głową na miejsce obok siebie. - Czytałeś? - zapytała, nie odwracając wzroku od niej.

- Tak... - powiedziałem, siadając obok niej. - Dawno temu, ale tej książki nie da się zapomnieć - odpowiedziała szczerym uśmiechem, jakby się z tym zgadzała. - Skąd zainteresowanie tak starymi książkami? - zapytałem. Oparła się i odetchnęła.

- Mój dziadek... On... Rodzinne pamiątki - uniosła wzrok na moje oczy, ale zaraz spoważniała. - Przechodziły z pokolenia na pokolenie - wlepiła rozmarzony wzrok w zadrukowaną stronicę. - Niestety nie wiem, jak są stare - przestała patrzeć marzycielskim wzrokiem. - On... Mówił mi, żebym o nie dbała... - uśmiechnęła się gorzko. - Chciał również, żebym dbała o siebie - przygryzła dolną wargę.

- "Mówił" i "chciał"... czy on - zamknęła książkę z nieciekawym odgłosem.

- Nie żyje - wstała. - Walczył na wojnie... Przeżył ją - podeszła do pustki między innymi księgami. - Ale nie zdążył umrzeć ze starości - stanęła na palcach, żeby dosięgnąć półki. Wstałem widząc, że nie dosięga. - Zamordowano go - zabrałem jej książkę i bez problemu włożyłem na miejsce.

Perfect for Each Other (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz