I

670 36 4
                                    

Perspektywa Jimina

- Pomocy... Błagam... - powietrze wydostało się z moich płuc. Biegłem przez pustą uliczkę co sił w nogach. Nie ważne jak głośno krzyczałem i tak nikt mnie nie słyszał. Postać za mną była szybsza i powoli mnie doganiała. Nie chciałem się poddać, ale moje ciało nie miało już więcej siły. Upadłem na kolana i się odwróciłem, ale o dziwo nikogo za mną już nie było... Położyłem się wyczerpany na ziemi, a oczy same zaczęły mi się zamykać.

Perspektywa Seomin

Trzymałam go mocno za szyję. Czułam, jak pulsują mu tętnice, więc zacisnęłam uścisk. 

- Ostrzegałam... - morderczo spojrzałam na mężczyznę, który śledził Jimina. Prawie nie mógł oddychać.  - Ostrzegałam żebyś się nie wtrącał i się odsunął... Żebyś go nie krzywdził.

Ostatkami sił, mężczyzna przemówił:

- Dlaczego chciałaś... żeby zginął?

Uśmiechnęłam się złośliwie. 

- To prawda. Chciałam... ale zginie z moich rąk. Ten chłopak - spojrzałam na leżącego na ziemi Jimina, a moja twarz spoważniała. - Jest mój.

2008 rok

Obudziłam się na dzwonek alarmu. Była 5:30 rano. Wcześnie, jak zawsze. Gosposia weszła do mojego pokoju i się pokłoniła. Pokiwałam tylko głową, bo siedziałam w końcu na łóżku. 

- Panienko Kim Seomin, ochroniarz czeka, by zabrać panią do firmy rodziców. Chciałaby pani mojej pomocy przy przygotowaniach?

- Nie trzeba. Sama się ubiorę i zejdę, kiedy będę gotowa. Dziękuję.

Skinęła głową i wyszła z pokoju. Zawsze było tak samo. To samo poranne powitanie, to samo popołudnie, ten sam dzień w kółko i w kółko. Moi rodzice posiadali Kim Co., czyli największą i najbardziej dochodową firmę w Seulu. Próbowaliśmy żyć jak normalni ludzie, ale kiedy firma zaczęła prosperować coraz lepiej, wielu złodziei próbowało włamać się do naszego domu. Musieliśmy zatrudnić gosposie i ochroniarzy, który mieliby na mnie oko, gdy rodzice byli w pracy. Wydaje się idealnie, prawda? Cóż, szczerze mówiąc tego nienawidzę. Nie znoszę patrzeć jak się mi kłaniają i traktują mnie jakbym była ze szkła. Z zamyślenia wyrwał mnie mój dzwoniący telefon. Odebrałam i poszłam do łazienki przygotować się do wyjazdu.

- Dzień dobry mamo!

- Hej kochanie! Spałaś dobrze?

- Tak, ale chyba za mało. Przygotowuję się własnie na przyjazd do was, spotkajmy się tam, dobrze?

Zgodziła się i się rozłączyła, a ja kontynuowałam swoją poranną rutynę. Umyłam twarz i poszłam po jak najwygodniejsze jeansy. Próbowałam je nałożyć, ale..... nie pasowały. Znowu przytyłam. Zawsze nie mogłam się powstrzymać jedzeniu, więc poświeciłam dla niego figurę. Czasami ciuchy idealnie na mnie leżały, ale następnego dnia, jak np. dzisiaj - nie pasowały. W końcu, po skakaniu i kopaniu powietrza, dałam radę je na siebie nałożyć, po czym wyszłam z pokoju.

Od razu gry przekroczyłam próg domu, moim oczom ukazał się mój najlepszy przyjaciel, a tym samym ochroniarz. 

- Jackson! Dzień dobry! - przywitałam go. Odwrócił się i pomachał podekscytowany. 

- Dzień dobry, Seomin. Oh! To znaczy dzień dobry panienko Kim Seomin.

Uderzyłam go lekko w ramię, na co się zaśmiał. Znałam go od dzieciństwa. Przed tym jak moi rodzice się wzbogacili, żyliśmy w tym samym sąsiedztwie. Byliśmy niegrzecznymi dziećmi. Biegaliśmy, uciekaliśmy i pakowaliśmy się w kłopoty za niszczenie różnych rzeczy. Był o kilka lat starszy, zajmował się mną i o mnie dbał, więc mama i tata ufali mu na tyle, żeby go zatrudnić. 

as if ~ park jiminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz