-Wyścig grupy pierwszej zakończony! Niesamowity czas!- mówił głos w głośnikach. Z lekką złością siedziałem z tymi chłopaczkami. Irytowała mnie myśl, że nie mogę teraz porozmawiać z Cruz.
-Myślicie, że wygra?- zapytał Carlos biorąc w dłoń szaszłyk z owoców.
-Pokonała Buttersky ostatnim razem bez żadnego problemu. Czemu teraz miałoby coś pójść źle?-stwierdził spokojnie Fernando zakładając ręce na piersi patrząc za okno. Oparłem głowę o kanapę i westchnąłem głośno.
-Husky... ja cię proszę idź na gastronoma.- powiedział Alexis kończąc jedzenie puddingu brzoskwiniowego.
-Właśnie. Od kiedy ty gotujesz?- zapytałem Włocha. Chłopak uśmiechnął się.
-Od zawsze.- zaśmiał się. Skierował swój wzrok na mnie.- Tata chciał tylko, abym jeździł, więc podążałem jego marzeniem.
-I co... zmienił zdanie?- dopytałem.
-Tak.- stwierdził krótko wracając wzrokiem na szybę.- Cieszy mnie jednak to, że Lucy również może podążać swoim marzeniem.
-Gadacie tylko o widmie.- prychnąłem.
-Przyjaźń do czegoś zobowiązuje.- powiedział młody Gorvette siadając obok mnie. Popatrzyłem na niego.- Bo, jak inaczej wyjaśnisz to, że w tym momencie chcesz porozmawiać z Cruz?
-Mam całe ściśnięte gardło i serce mi nawala.- wyznałem spokojnym tonem głosu. Jerry uśmiechnął się i kontynuował:
-To się nazywa zakochanie. Nie czuł pan tego nigdy?
Zaniemówiłem. Spuściłem tylko głowę.
-Myślałem, że wyścigi tym są...
-Zakochaniem?- zadrwił Alexis. - Jak patrzysz na osobę, którą kochasz to mówisz i robisz głupie rzeczy. Z tego wiem na torze to pan jest asem. Coś się nie klei.
-Specem w dziedzinach motywacji jest Lucy. - powiedział Carlos wydłubując sobie awokado zza aparatu.
-Chce tylko, aby wiedziała co czuje. Inaczej to mnie chyba zabije.
-Chciałbym mieć tyle odwagi. - przyznał Włoch. - Odwaga nigdy nie była moją mocną stroną. Boje się mówić.
-A teraz gadasz, jak najęty.- prychnął Alexis.
-Bo wiem, że, jak powiem coś głupiego i mi przywalisz to Carlos, i Jerry przywalą Ci podwójnie.
Alexis przewrócił oczami idąc po picie do lodówki. Fernando dalej patrzył, przez okno.
-Zaraz startuje Lucy...- szepnął.
***Pov. Zygzak***
Lucy siedziała w gokarcie. Opierała się o kierownicę i rozmawiała o czymś z Cruz. Nie chce im przeszkadzać. Buntowniczka wygląda na spokojną, a teraz to jest najważniejsze. Sally stała obok mnie. Tuliła się do mnie trzymając jedną dłoń na mojej klatce piersiowej. Mój wzrok nie schodził z mojej córki. Pamiętam, jak była malutka...jak pierwszy raz jechała gokartem.
-Nad czym myślisz?- zapytała Sally. - Stresujesz się.
-Bo teraz wiem, że to ona może sobie zrobić krzywdę. Takie zawody to super rzecz, ale czasami mam wrażenie, że tylko samobójcy chcą się na to pisać.
-Sugerujesz, że jesteś samobójcą?- mówiąc to odsunęła na bok moją grzywkę i dotknęła szramy.
-Sugeruje, że jestem idiotą.- prychnąłem, a Sally pstryknęła mi w nos. - Nie można trzymać jej pod kloszem.
-Żebym nie pożałował...- powiedziałem, jakby do siebie. Wtedy Cruz podeszła w moją stronę. - Coś się stało?
-Chce porozmawiać z Fernando.- zdziwiły mnie jej słowa.
-Po co?- zapytała Sally. - Zaraz startuje.
Szybko odbiegłem. Przeskoczyłem, przez zamknięte bramki i pobiegłem po młodego Paltegumiego.
******
Otworzyłem drzwi loży i wtedy zobaczyłem...-Okey... skąd tu jesteś Jack.- zacząłem widząc go na kanapie. Wstał i dokuśtykał się w moją stronę. Oparł dłonie na moich barkach i spuścił głowę. Spojrzałem na jego nogę. Bandaż lekko przeciekł krwią.
-Muszę widzieć się z Cruz.- powiedział. Popatrzyłem na chłopców, po czym ponownie na niego.
-Bramki są zamknięte. Jak je przeskakiwałem ochrona patrzyła na mnie, jak na kogoś bez rozumu. A widząc, jak kuśtykasz to nie dasz rady.
-Proszę!- praktycznie załkał. Westchnąłem.
-Jack... to w tym momencie niemożliwe.- powiedział. Puścił mój bark i spojrzał mi w oczu. - Później to ci nawet pomogę do niej dojść, ale to dopiero, jak otworzą bramki.
Jackson przytaknął Jerry pomógł mu wrócić na kanapę.
-Alexis, skocz po bandaż, czy coś, bo ten przeciekł.- poprosił Gorvette. Alexis przytaknął wychodząc.
-Co ty sobie właściwie zrobiłeś?- zwróciłem się do Jacksona.
-Stoczył się z metalowych schodów.- powiedział Carlos. Popatrzyłem na nogę Jacka. Ajj... - A po co pan tu przyszedł? Coś się stało?- zapytał, a wtedy wrócił Alexis.
-Lucy chce porozmawiać z Fernando.- powiedziałem. Chłopak, przez cały czas patrzył w szybę, lecz teraz wzrok wbił we mnie. Jego dwukolorowe ślepia przeszywały mnie na wskroś.
-Zaraz startuje.- powiedział cicho.
-Więc musimy się spieszyć.- powiedziałem naśladując jego ton. Chłopak podszedł do mnie.
***Pov. Lucy***
Miałam już założony kask. Fernando szedł w moją stronę. Kiedy tylko zbliżył się złapałam go za dłoń i mocno ścisnęłam. Drugą ręka przytuliłam jego kark. Nie mogę tego wytłumaczyć. Bardzo tego chciałam.
-Co się dzieje?- zapytał również ściskając moją dłoń, a drugą ręką obejmując moje plecy.
-Boje się...- szepnęłam.
-Nie masz czego.- zapewnił mnie.
-Mogę zginąć...
-Jak każdy w każdej chwili.
Przytuliłam go mocniej.
-Przyrzekam Ci na Boga, że wszystko będzie dobrze. Masz amortyzatory w gokarcie, a ochraniacze na całym ciele. Po za tym pod kombinezonem czuje wstążkę. Stres nie działa na nas dobrze, więc spokojnie.
Nigdy nie miałam takiego ataku histerii, jak w tym momencie.
-Przekaż chłopakom, że dziękuje.- szepnęłam.
-Przekażę, a ty pamiętaj...stres to kajdanki na sercu.
Hello! Dzisiaj krótko, ale niestety dzieje się u mnie co się dzieje i nie jestem w stanie napisać dla was więcej :( Postaram się o dłuższy rozdział w przyszłym tygodniu <3 Możecie napisać co o nim sądzicie i widzimy się już niebawem! Kocham was! Do zobaczenia <3
CZYTASZ
LET'S RACE!- Cars (Auta)
Fanfic***KSIĄŻKA HUMANIZOWANA W OPARCIU NA "SALQUEEN WHAT"S NEXT" i "YOUNG MCQUEEN" (dostępne na moim profilu)*** Zygzak McQueen- emerytowany kierowca wyścigowy i szef ekipy Cruz Ramirez. Po zakończeniu kariery wyścigowej Zygzak znajduje więcej czasu w ż...