10 - CHAI LATTE

341 73 14
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


10 — Chai Latte

Szarość powoli zaczęła rządzić światem, kiedy wszystkie kolorowe liście spadły z drzew, gnijąc na ciemny odcień brązu, szpecąc jeszcze bardziej brudne i podmokłe ulice miasta pozbawionego kolorów. Wszystko każdego poranka spowite było mgłą, a wieczorem zroszone mocniejszym, lub słabszym deszczem. Złota jesień dobiegła końca a jeszcze został cały listopad, póki świat obróci się w biel a puch zamortyzuje upadki - skutki smutku, który objął większość społeczeństwa, pozbawiając z ich twarzy dawnych, ciepłych promieni słońca. Letnie ubrania na kilka dobrych miesięcy zaszyły się w szafach, czekając na swoją szansę z utęsknieniem, a płaszcze i szale falowały na wietrze, czasem szybując zbyt wysoko.

Na szaroburych uliczkach znajdowało się niewiele osób, lecz jedna z tej małej garstki, wyróżniała się z wśród czarnych ścieżek życia swoim żółtym szalem, rozjaśniając ponury dzień swoim lekkim uśmiechem, błąkającym się na ustach.

Renjun poprawił swój czarny bekecik na brązowych włosach, powoli zmierzając w doskonale znane mu miejsce. Była sobota, pochmurny dzień a na dodatek godzina ósma rano, więc nastolatek się cieszył z tego, że miał bardzo płytki sen tej nocy i siostra robiąca rano owsiankę zbudziła go trzaskiem szuflady kuchennej. Wiedział, że o tej godzinie znajdzie tam spokój i ciszę oraz brak ludzi, których, na chwilę obecną miał trochę dosyć.

Renjun miał to do siebie, że uwielbiał przebywać w towarzystwie swoich przyjaciół, ale jeśli miał tylko chwilę wolnego dla siebie, chciał od wszystkich odpocząć. Wtedy nie zalecane było, przerywanie mu ciszy i spokoju. Takie już były jego zasady i dziwactwa.

Skręcił w boczną uliczkę, a słabe światło ciepłego neonu padło na jego czarny, rozpięty płaszcz ukazując tym samym lawendowy sweterek z golfem. Uśmiechnął się szerzej i wszedł do budynku, gdzie znajdował się lokal jego taty. Był to sklepik, połączony z kawiarenką. Młody chłopak stał za ladą po stronie gdzie znajdował się sklep, znudzony żując gumę, co chwila tworząc z niej różowe balony, natomiast po stronie kawiarenki za ladą stał starszy pan, około pięćdziesiątki. Poczciwy staruszek uśmiechnął się tylko do chłopaka, wychodząc zza lady, aby uściskać synka.

- Cześć, Junie - ścisnął mocno chudziutkiego bruneta, i zaraz pokazał mu żeby usiadł, ale chłopak odmówił.

- Ja tylko na chwilę, tato - uśmiechnął się, mówiąc do niego po chińsku.

Ojciec był jedną z niewielu osób, z którą mógł pogadać w ojczystym języku, którego tak bardzo kochał. Czasem tęsknił za Chinami ale była to tylko chwilowa zaduma, częściej raczej tęskno mu było do utraconego dzieciństwa, które spędził właśnie tam. Oprócz taty, mógł również w tym języku porozumieć się z Chenle, często knuli spiski przeciw reszcie przyjaciół w ten sposób.

05:01 AM - MARKHYUCKⁿᶜᵗ[zawieszone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz