Rozdział nie sprawdzony///
Przede mną stał mężczyzna w brązowych włosach i okularach, czyli nie kto inny niż Bruce Bannera.
-Dzień dobry.- przywitał się ze mną Hulk.
-Hej.- odpowiedziałam.
-Wiesz... muszę zrobić ci badania... pewnie wiesz dlaczego.- zaczął naukowiec.
-Taa...- wsumie, gdybym poszłam i zrobiła te głupie badania to i tak nic ciekawego by się nie dowiedzieli, ale najgorsze będą pytania: jak? Co? Dlaczego? Ale i tak chyba mam wyboru.- Muszę je zrobić?
-Tak.- kiwnęłam głową, a ja westchnęłam ciężko.
Wyszłam z pokoju i ruszyłam za mężczyzną w stronę, pewnie, jakiegoś laboratorium czy czegoś tam.
***
Siedziałam właśnie w salonie i czekałam na resztę. Rozmawiali o moich wynikach badań. Byli nieco zszkowani, więc musieli zrobić "krótkie" zebranie, które trwa już dobre pół godziny.
Nagle usłyszałam jak drzwi windy rozsuwają się, spoglądnęłam w tamtą stronę. W moją stronę szli bohaterowie, którzy zawzięcie o czymś rozmawiali.
Po chwili już wszyscy siedzieli na kanapie i fotelach wokół mnie.
-I co? Dowiedzieliście się czegoś ciekawego?- spytałam sarkastycznie, gdyż wiedziałam, że niczego się nie dowiedzieli.
-Nie...- odparł niezadowolony Star... o nie, tylko nie on!- Tylko to nie możliwe! Przecież o mało co nie spaliłaś mi szyi a pote...
-Masz dokładnie 5 sekund, żeby wyjść z tego pomieszczenia, bo spotka cię to samo co wcześniej.- powiedziałam jeszcze, spokojnie. Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam, jego już nie było.
-Jak to możliwe?- spytała Romanoff, nie patrząc na wcześniejszą sytuacje.
-Dłuuuuuga historia.- odparłam i uśmiechnęłam się sztucznym uśmiechem pokazując żąd moich białych zębów.- To mogę już iść?- spytałam. Nie chciało mi się już z nimi rozmawiać.
-Mhm.- mruknął Clint. Ja wstałam i ruszyłam w stronę mojej pokoju.
***
-Będę za 20 minut.- powiedziała szatynka.
-Czekam.- odpowiedziałam i odsunęłam telefon od ucha.
Czybko wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę salonu.
Kiedy przekroczyłam próg windy i wkroczyłam do dość sporego pomieszczenia od razu mój wzrok skrzyżował się z wzrokiem Rogersa.
Posłałam mu wymuszony uśmiech i poszłam w stronę lodówki.
-Sophie przyjdzie za 15 minut.- powiedziałam przechodząc obok blondyna. Ten natychmiast zaprzestał robić swojej czynności, czyli czytania gazety. Odwrócił się w moją stronę i powiedział krótko "Nie".
W tej samej chwili winda otworzyła się a z niej wychodziła moja przyjaciółka. Właśnie odłożyłam jogurt, który wyciągnęłam z lodówki, żeby przywitać się z szatynką, lecz ktoś był ode mnie szybszy.
-Niestety, Elizabeth nie może przez jakiś czas się z nikim spotykać.- oznajmił Rogers, na co trochę się wkurzyłam.
Blondyn chwycił Sophi za nadgarstek i lekkim ruchem pociągnął ja znów do windy. Szatynka nie dawała za wygraną i próbowała uwolnić się z ucisku Kapitana.
Nie mogłam patrzeć jak mojej przyjaciółce dzieje się krzywda, więc ruszyłam do akcji. I to był zły wybór.
-Rogersa, puść ją.- powiedziałam w miarę spokojnym tonem, kiedy byłam kilkanaście metrów przed windą.
-Narazie nikt nie może Cię odwiedzać.- w tamtym momecie moje nerwy puściły, a ja pokazałam swoją "drugą stronę". Moje oczy zmieniły kolor na krwisto czerwony, a w moich dłoniach pojawił się ogień.
-Puść ją, w tej chwili!- od zabić mi ukochanego bardzo szybko można było mnie wyprowadzić z równowagi, co można było zauważyć właśnie w tamtym momencie.
-Spokojnie, to dla twojego dobra.- powiedział spokojnie sięgając powoli prawa ręką w stronę przycisków. Ten mało co, niezauważalny ruch zauważyłam ja, i strzeliłam w tamtą stronę ogniem, dzięki czemu uniemożliwiłam zamknięcie się windy.
Po woli podchodziłam w stronę stronę dwójki ludzi, ale gdyby nie to, że ktoś zaczął strzelać do mnie z łuku i lasera to spokojne doszłabym do windy.
Od razu odskoczyłam do tyłu i spojrzałam w tamtą stronę. Stał tam Hawkey z łukiem wycelowanym we mnie, Natasha z pistoletami, Stark i Banner nie zamieniony w Hulka.
-Nie chcemy ci zrobić krzywdy.- powiedziałam spokojnie Hawkey podchodząc do mnie.
-Nie zbliżaj się do mnie!- warknęłam ostrzegawczo.
Spojrzałam w prawo, tam gdzie miała stać moja przyjaciółka, niestety nie zauważyłam jej w tamtym miejscu.
***
Kolejne kilka godzin spędziłam w tym samym pomieszczeniu co na początku. Czyli w "więzieniu".
Niechętnie wstałam z łóżka kiedy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Usiadłam na nim i przetarłam moje zapłakane oczy. Podniosłam głowę do góry by zobaczyć, kto raczył zakłócić mi te niezmiernie piękną ciszę. Ta osobą był Clint wraz z Steve'em.
-Na razie jej stan jest stabilny.- powiedział Clint, tym samym uspokajając mnie od niepotrzebnych myśli.
-To dobrze.- odparłam, odetchnęłam z ulgą i oparłam się o ścianę przy której stało łóżko.
-Wiemy, że jest ci ciężko, ale...- na chwile zawiesił swój głos, myśląc nad tym czy zadać mi to pytanie.-... czy powiesz nam skąd masz moce? Im będziemy więcej wiedzieć tym bardziej będziemy mogli ci pomóc. Nie chcemy dla ciebie źle. Zrozum.- po tych słowach czekał na moja odpowiedź.
Nie miałam już w sumie nic do stracenia. O mało co wczoraj zginęłaby kolejna, bliska mi osoba. Nie chciałam tak juz dłużej żyć. Żyć w samotności która by mnie otaczała. Może jeśli powiem im prawdę to na prawdę "pomogą mi".
Westchnęłam ciężko i spojrzałam w oczy Bartona. Mój wzrok mówił "powiem wam, powiem wam wszystko, tylko mi pomóżcie"
______________________________________
Hej! O to długo wyczekiwany rozdział. Po około miesiącu postanowiłam go całkowicie skończyć. Myślę, że nie jest taki zły. Dajcie znać w kom. co o nim myślicie.
Do zobaczenia niebawem🙋AjmKazemaru♡
CZYTASZ
4 Żywioły i Ja (Zawieszone)
Fanfic"Moje oczy gwałtownie zaczęły zmieniać swój kolor. Moc, która tkwiła we mnie chciała się wydostać. Przygniotłam Starka do ściany. Moje ręce które trzymałam wokół jego szyi, zaczęły robić się gorące. Nikt nie próbował uratować swojego kolegi. Wtedy p...