rozdział 13

3.2K 159 22
                                    

Rozdział nie sprawdzony///

Przede mną stał mężczyzna w brązowych włosach i okularach, czyli nie kto inny niż Bruce Bannera.

-Dzień dobry.- przywitał się ze mną Hulk.

-Hej.- odpowiedziałam.

-Wiesz... muszę zrobić ci badania... pewnie wiesz dlaczego.- zaczął naukowiec.

-Taa...-  wsumie, gdybym poszłam i zrobiła te głupie badania to i tak nic ciekawego by się nie dowiedzieli, ale najgorsze będą pytania: jak? Co? Dlaczego? Ale i tak chyba mam wyboru.- Muszę je zrobić?

-Tak.- kiwnęłam głową, a ja westchnęłam ciężko.

Wyszłam z pokoju i ruszyłam za mężczyzną w stronę, pewnie, jakiegoś laboratorium czy czegoś tam.

***

Siedziałam właśnie w salonie i czekałam na resztę. Rozmawiali o moich wynikach badań. Byli nieco zszkowani, więc musieli zrobić "krótkie" zebranie, które trwa już dobre pół godziny.

Nagle usłyszałam jak drzwi windy rozsuwają się, spoglądnęłam w tamtą stronę. W moją stronę szli bohaterowie, którzy zawzięcie o czymś rozmawiali.

Po chwili już wszyscy siedzieli na kanapie i fotelach wokół mnie.

-I co? Dowiedzieliście się czegoś ciekawego?- spytałam sarkastycznie, gdyż wiedziałam, że niczego się nie dowiedzieli.

-Nie...- odparł niezadowolony Star... o nie, tylko nie on!- Tylko to nie możliwe! Przecież o mało co nie spaliłaś mi szyi a pote...

-Masz dokładnie 5 sekund, żeby wyjść z tego pomieszczenia, bo spotka cię to samo co wcześniej.- powiedziałam jeszcze, spokojnie. Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam, jego już nie było.

-Jak to możliwe?- spytała Romanoff, nie patrząc na wcześniejszą sytuacje.

-Dłuuuuuga historia.- odparłam i uśmiechnęłam się sztucznym uśmiechem pokazując żąd moich białych zębów.- To mogę już iść?- spytałam. Nie chciało mi się już z nimi rozmawiać.

-Mhm.- mruknął Clint. Ja wstałam i ruszyłam w stronę mojej pokoju.

***

-Będę za 20 minut.- powiedziała szatynka.

-Czekam.- odpowiedziałam i odsunęłam telefon od ucha.

Czybko wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę salonu.

Kiedy przekroczyłam próg windy i wkroczyłam do dość sporego pomieszczenia od razu mój wzrok skrzyżował się z wzrokiem Rogersa.

Posłałam mu wymuszony uśmiech i poszłam w stronę lodówki.

-Sophie przyjdzie za 15 minut.- powiedziałam przechodząc obok blondyna. Ten natychmiast zaprzestał robić swojej czynności, czyli czytania gazety. Odwrócił się w moją stronę i powiedział krótko "Nie".

W tej samej chwili winda otworzyła się a z niej wychodziła moja przyjaciółka. Właśnie odłożyłam jogurt, który wyciągnęłam z lodówki, żeby przywitać się z szatynką, lecz ktoś był ode mnie szybszy.

-Niestety, Elizabeth nie może przez jakiś czas się z nikim spotykać.- oznajmił Rogers, na co trochę się wkurzyłam.

Blondyn chwycił Sophi za nadgarstek i lekkim ruchem pociągnął ja znów do windy. Szatynka nie dawała za wygraną i próbowała uwolnić się z ucisku Kapitana.

Nie mogłam patrzeć jak mojej przyjaciółce dzieje się krzywda, więc ruszyłam do akcji. I to był zły wybór.

-Rogersa, puść ją.- powiedziałam w miarę spokojnym tonem, kiedy byłam kilkanaście metrów przed windą.

-Narazie nikt nie może Cię odwiedzać.- w tamtym momecie moje nerwy puściły, a ja pokazałam swoją "drugą stronę". Moje oczy zmieniły kolor na krwisto czerwony, a w moich dłoniach pojawił się ogień.

-Puść ją, w  tej chwili!- od zabić mi ukochanego bardzo szybko można było mnie wyprowadzić z równowagi, co można było zauważyć właśnie w tamtym momencie.

-Spokojnie, to dla twojego dobra.- powiedział spokojnie sięgając powoli prawa ręką w stronę przycisków. Ten mało co, niezauważalny ruch zauważyłam ja, i strzeliłam w tamtą stronę ogniem, dzięki czemu uniemożliwiłam zamknięcie się windy.

Po woli podchodziłam w stronę stronę dwójki ludzi, ale gdyby nie to, że ktoś zaczął strzelać do mnie z łuku i lasera to spokojne doszłabym do windy.

Od razu odskoczyłam do tyłu i spojrzałam w tamtą stronę. Stał tam Hawkey z łukiem wycelowanym we mnie, Natasha z pistoletami, Stark i Banner nie zamieniony w Hulka.

-Nie chcemy ci zrobić krzywdy.- powiedziałam spokojnie Hawkey podchodząc do mnie.

-Nie zbliżaj się do mnie!- warknęłam ostrzegawczo.

Spojrzałam w prawo, tam gdzie miała stać moja przyjaciółka, niestety nie zauważyłam jej w tamtym miejscu.

***

Kolejne kilka godzin spędziłam w tym samym pomieszczeniu co na początku. Czyli w "więzieniu".

Niechętnie wstałam z łóżka kiedy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Usiadłam na nim i przetarłam moje zapłakane oczy. Podniosłam głowę do góry by zobaczyć, kto raczył zakłócić mi te niezmiernie piękną ciszę. Ta osobą był Clint wraz z Steve'em.

-Na razie jej stan jest stabilny.- powiedział Clint, tym samym uspokajając mnie od niepotrzebnych myśli.

-To dobrze.- odparłam, odetchnęłam z ulgą i oparłam się o ścianę przy której stało łóżko.

-Wiemy, że jest ci ciężko, ale...- na chwile zawiesił swój głos, myśląc nad tym czy zadać mi to pytanie.-... czy powiesz nam skąd masz moce? Im będziemy więcej wiedzieć tym bardziej będziemy mogli ci pomóc. Nie chcemy dla ciebie źle. Zrozum.- po tych słowach czekał na moja odpowiedź.

Nie miałam już w sumie nic do stracenia. O mało co wczoraj zginęłaby kolejna, bliska mi osoba. Nie chciałam tak juz dłużej żyć. Żyć w samotności która by mnie otaczała. Może jeśli powiem im prawdę to na prawdę "pomogą mi".

Westchnęłam ciężko i spojrzałam w oczy Bartona. Mój wzrok mówił "powiem wam,  powiem wam wszystko, tylko mi pomóżcie"

______________________________________
Hej! O to długo wyczekiwany rozdział. Po około miesiącu postanowiłam go całkowicie skończyć. Myślę, że nie jest taki zły.  Dajcie znać w kom. co o nim myślicie.
Do zobaczenia niebawem🙋

AjmKazemaru♡

4 Żywioły i Ja (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz