Tego jesiennego wieczoru jeszcze szesnastoletnia Stephanie była zachwycona pustym dormitorium i brakiem uciążliwych współlokatorek. Wszyscy świętowali Halloween w Pokoju Wspólnym, a ona korzystając z wolności, zajęła łazienkę i wzięła długą kąpiel.
Liście w tym roku szybciej zaczęły zmieniać barwy i popołudnia stawały się coraz zimniejsze. Ślizgonka była raczej zwolenniczką ciepła, dlatego podczas jesiennych wieczorów uwielbiała siedzieć w wannie.
Była dość niską dziewczyną o brązowych oczach i czarnych włosach. Nie była tym typem nastolatki, w której kocha się cała szkoła, a chłopcy z jej roku traktowali ją bardziej jak przyjaciółkę niż potencjalną pannę.
Ale jej to nigdy nie przeszkadzało. Uważała, że faceci to same problemy, a miłość, zauroczenia i te sprawy...to nie było dla niej.
Jej charakter też znacząco różnił się od jej przyjaciółek i Stephanie nie zachowywała się jak Ślizgonka. Czasami potrafiła dogryźć komuś, kto wyprowadził ją z równowagi, ale nigdy nie zaczynała ostrej wymiany zdań.
Przez to była traktowana raczej jako łatwy cel do drwin, ale nie była nieśmiała ani spokojna, a na dodatek doskonała w zaklęciach i szybko chłopcy przekonali się, że nie warto z nią zadzierać.
Gdy brunetka usłyszała roześmiane głosy swoich współlokatorek, westchnęła cicho i przymknęła oczy. Liczyła, że wrócą trochę później i z okazji Halloween dłużej poflirtują ze Ślizgonami.
Wyszła z wanny i założyła pidżamę, na którą narzuciła cienki szlafrok w kolorze szmaragdu, a potem otworzyła drzwi. Z łazienki od razu wyleciało ciepłe powietrze.
- O, Steph, czemu cię nie było? - spytała od razu Evelin, wyjątkowo przemądrzała blondynka.
- Wiesz, że nie lubię takich imprez - odpowiedziała Stephanie i gdy poczuła gęsią skórkę na ramionach, wślizgnęła się pod kołdrę - także w odcieniu szlachetnej zieleni.
Tamta przewróciła oczami i zaczęła dyskusję z Evą i Rosalie, jak zwykle na temat chłopców.
Stephanie w tym czasie wyjęła książkę i próbując skupić się na czytaniu, rzuciła zaklęcie wyciszające. Znowu doceniła błogą ciszę, która ją otoczyła.
Jej koleżanki doszły chyba do wniosku, że nie warto siedzieć w dormitorium i zbiegły do Pokoju Wspólnego. Btunetka odłożyła książkę i rozejrzała się po pustym pomieszczeniu.
W końcu z powrotem ruszyła do łazienki, zmyła cienką warstwę makijażu, umyła zęby i po uśmiechnięciu się do samej siebie, wróciła do łóżka.
Tego wieczoru nie zapowiadało się nic ciekawego i Stephanie, wiedziała, że zaśnięcie będzie o tej godzinie najlepszym pomyśłem - zwłaszcza, że było zimno, nudno, a ona nie lubiła towarzystwa.
Była typową introwertyczką, tak jak większość jej rodziny i ciepłe uczucia okazywała tylko bliskim; dla nieznajomych była jak lód - zimna i ostra.
Gdy tamtego wieczoru jej czarne włosy rozsypały się na poduszcze, owinęła się szczelnie kołdrą i wyglądała jeszcze bardziej tajemniczo i nieprzyjaźnie.
Chodziłam po bibliotece, szukając jakiejś książki, gdy usłyszałam cichą rozmowę przy jednym ze stolików.
Zdziwiło mnie zwłaszcza to, że jeden z głosów należał do Evelin - co ona mogła tu robić?
Cicho wyjrzałam zza regału i dostrzegłam - jak się spodziewałam - Evelin z jakimś chłopakiem.
Śmiało tam podeszłam i gdy na biurku dostrzegłam książkę, której szukałam zgarnęłam ją i wrzuciłam do torby, która dziwnym trafem znalazła się akurat na moim ramieniu.
Mój ruch przyciągnął uwagę chłopaka i gdy odwrócił głowę, od razu go poznałam.
- Remus Lupin - stwierdziłam, z nutą zaskoczenia i rozczarowania.
On nic nie odpowiedział, a ja odwróciłam się na pięcie i ruszyłam z powrotem tam, skąd przyszłam.
Tuż przy wyjściu z biblioteki, spojrzałam jeszcze za siebie, żeby zobaczyć pocałunek Evelin i tego Gryfona. Był taki piękny, jakby emanował własnym światłem i poczułam tylko, jak drzwi się otwierają, a ja wybiegam na korytarz.
CZYTASZ
One kiss is all it takes - Remus Lupin One Shot
FanfictionJeden pocałunek może zmienić wszystko. Nawet nieprawdziwy... Znacie to uczucie, gdy ktoś przyciągnie waszą uwagę przez jedno wydarzenie, jedno małe i nic nie znaczące wydarzenie? Tak właśnie stało się w przypadku Stephanie... i Remusa.