Był środek nocy. Koncert dawno się skończył, była w obcym mieście. Ludzie w większości się rozeszli, zmęczeni czekaniem na zespół. Nie dziwiła im się. W dodatku było zimno. Że też trasa musiała odbywać się jesienią, a nie latem... Cóż, nic na to nie mogła poradzić. Zarzuciła plecak na ramię, rozejrzała się na boki i przeszła na drugą stronę ulicy. Szybko zlokalizowała ławkę, która była blisko głównej drogi - wydawała jej się jakoś tak bezpieczniejsza, niż te w głębi parku. Wolała nie kusić losu. Odpocznie chwilę i pojedzie na stację kolejową. O niczym tak nie marzyła, jak o krótkim śnie, na który będzie mogła sobie pozwolić dopiero, gdy wsiądzie w pociąg do następnego miasta, na kolejny koncert. Ciągle nie wierzyła, że to się działo naprawdę. Była na każdym koncercie ukochanego zespołu! Zespołu, który zaczął ją rozpoznawać. Uśmiechnęła się pod nosem i wyciągnęła z kieszeni telefon, żeby przejrzeć zdjęcia, które udało jej się zrobić w trakcie. Resztę miała na aparacie. Już czuła ekscytacje na myśl o obróbce i wywoływaniu, kiedy cała jej przygoda dobiegnie końca.
- Hej, masz fajkę? - usłyszała nagle czyjś głos. Serce podeszło jej do gardła.
- Sorry, nie palę. - odpowiedziała w nadziei, że intruz da jej spokój.
- Która godzina?
- Koło drugiej.
Błagam, idź w cholerę, prosiła w duchu. Niestety, intruz podszedł bliżej. Był pijany. Albo na haju. Albo jedno i drugie. I nie wyglądał na specjalnie sympatycznego. Coś w jego spojrzeniu sprawiało, że włosy stanęły jej dęba.
- A dokładniej? - dopytywał.
- Nie mam pojęcia. - starała się trzymać nerwy na wodzy.
- Przecież widziałem, że gapisz się w telefon. Która godzina?
- Padła mi bateria. - szybko zgarnęła plecak i podniosła się z ławki.
Mężczyzna zagrodził jej drogę. Teraz ogarnęła ja panika. Była sama, w pobliżu nie było żywego ducha. Nie wiedziała czy zacząć krzyczeć, czy siedzieć cicho. Czy ten człowiek ją skrzywdzi? Powoli robiła kroki w tył.
- Wybierasz się gdzieś?
Głos uwiązł jej w gardle. Zdołała jedynie pokręcić głową.
- Tak też myślałem. - obcy zbliżył się do niej i wyciągnął ręce, ale szybko odskoczyła. - Bądź grzeczna, to nic ci się nie stanie.
Nim zdążyła zrobić cokolwiek, poczuła silny uścisk uniemożliwiający jej jakikolwiek ruch. Chwilę później jej usta zostały zatkane. Próbowała się wyrwać, ale nie potrafiła - przeciwnik był zbyt silny, chociaż wcale na takiego nie wyglądał. Jej nozdrzy dobiegł obrzydliwy zapach przetrawionego alkoholu połączonego z dymem papierosowym i brudem. Zachciało jej się wymiotować. I płakać. W dalszym ciągu próbując wyrwać się oprawcy, ugryzła go w rękę. Usłyszała, jak zaklął pod nosem.
- Pomocy! - krzyknęła tak głośno, jak pozwalało jej na to ściśnięte gardło.
- Nikogo tu nie ma, kochana. - mężczyzna ponownie zatkał jej usta i popchnął na ziemię. - Powiedziałem ci, że jak będziesz grzeczna, to nic ci się nie stanie. Ale jak nie słuchasz, to dostaniesz za swoje.
Przed oczami błysnął jej nóż. Otworzyła szeroko oczy w niemym przerażeniu. Poczuła czubek ostrza gdzieś w okolicy brzucha. Próbowała coś powiedzieć, ale dłoń mężczyzny tłumiła każdą próbę.
- Co jest? - obrzydliwy odór z ust napastnika owionął jej twarz. - Spróbujesz krzyknąć i utnę ci jęzor, jasne?
Skinęła głową, dłoń odsunęła się od jej ust.
- Dam ci kasę, tylko mnie zostaw, proszę. - wyszeptała bardzo zachrypniętym głosem.
- Nie chcę twojej kasy. Chcę się zabawić. - pijaczek ledwo skończył mówić, a już sięgał do jej spodni.
Zaczęła wierzgać i kopać w nadziei, że uda jej się trafić i zranić oprawcę. Niestety, bardzo szybko została obezwładniona. Poczuła jego cały ciężar na sobie i wiedziała, że teraz już z pewnością nie da rady uciec. Błagała więc w duchu, żeby ten koszmar jak najszybciej się skończył. Łzy płynęły jej po policzkach. Zacisnęła powieki i czekała. Nic się jednak nie wydarzyło. Nagle ciężar zelżał, więc odważyła się otworzyć oczy.
- Czego się wtrącasz?! - ryknął pijaczek, kiedy jakiś inny mężczyzna rzucił nim o ziemię.
- Wypierdalaj stąd!
- Doigrasz się, chnoptasiu. - w ręce pijaka ponownie zabłysnął nóż. Tym razem jednak został użyty.
Z poziomu gruntu obserwowała szarpaninę. Była przerażona. Widziała, jak pijak dźgnął nożem przeciwnika, ale nie wiedziała czy skutecznie. I nie chciała wiedzieć. Adrenalina uderzyła jej do głowy, zerwała się szybko na nogi i zaczęła biec przed siebie. Nie wiedziała, jak długo biegła, ale nie miała zamiaru się zatrzymywać ani sprawdzać czy jest bezpieczna.
- Zostaw mnie! - krzyknęła, kiedy ktoś złapał ją od tyłu.
- Hej, spokojnie.
- Nie dotykaj mnie! Nie dotykaj mnie!!
- Nic ci nie zrobię, ok? Uspokój się.
Odwróciła się powoli. Miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi.
- Jesteś cała? - dopytywał jej bohater. - Zostawiłaś plecak.
Mężczyzna ściągnął z głowy kaptur i podał jej plecak. Nawet nie wiedziała, że go zostawiła. Wyciągnęła rękę po zgubę.
- Dziękuję.
- Nie ma sprawy. Napewno nic ci nie jest?
- W porządku. - bąknęła cicho. Przyjrzała się obrońcy. Wydawał jej się dziwnie znajomy. - Matt! Boże, ty krwawisz.
Wskazała na dłoń mężczyzny, w którym rozpoznała wokalistę zespołu.
- To tylko zadrapanie. - niedbale wytarł rękę w brzeg płaszcza. - Nic mi nie będzie.
- Tak bardzo mi przykro, Matt. Może powinieneś jechać do szpitala czy coś?
- Nie umrę od tego. - zaśmiał się Matt. - Hej, byłaś na koncercie, tak? Pierwszy rząd?
Zarumieniła się lekko i skinęła głowa.
- Na wcześniejszych też byłaś. Robiłaś zdjęcia, prawda?
- Tak...
- Co robiłaś o tej porze w parku?
- Zabijałam czas. - wzruszyla ramionami.
- Niezbyt bezpieczne miejsce, żeby to robić, jeśli mam być szczery.
- Mam pociąg dość wcześnie, więc nie opłacało mi się rezerwować hotelu.
Matt spojrzał na nią zaskoczony.
- Czekaj... Chcesz mi powiedzieć, że nigdzie nie nocujesz?
- Nie było sensu. Wcześnie rano jadę na wasz kolejny koncert, więc równie dobrze mogę zdrzemnąć się w pociągu.
- Zamówić ci taksówkę? - zaproponował wokalista.
- Nie trzeba, naprawdę.
- Mamy tu niedaleko zaparkowanego tourbusa. Jak chcesz, to możesz wpaść i posiedzieć.
- Proponujesz nieznajomej dziewczynie wizytę w zespołowym autokarze?
- Jestem Matt. - piosenkarz wyciągnął w jej stronę rękę.
- Monica. - uścisnęła ją.
- Skoro teraz już się znamy, to możesz się ogarnąć w naszym busie. To bezpieczniejsze, niż siedzenie nocą w parku.
Matt położył dłoń na jej ramieniu i delikatnie popchnął. W sumie nie miała nic do stracenia, a chwila wytchnienia bardzo by się jej przydała. Poza tym ciężko było mu odmówić, więc chwilę później skierowali swoje kroki w odpowiednią stronę. Niewiele rozmawiali, ale cisza jakoś specjalnie im nie przeszkadzała.
Kiedy dotarli na miejsce, okazało się, że nikt inny jeszcze nie dotarł. Monica nieco się speszyla, kiedy Matt otworzył drzwi i zaprosił ją do środka. Wzięła głęboki oddech i weszła za nim. Przyglądała mu się, jak rzucał swój plecak gdzieś w kąt i ściągał płaszcz.
- Rozgość się. - powiedział, kiedy zobaczył, że dziewczyna stała w bezruchu. - Tam po prawej mamy mini-salon.
- Dziękuję.
- Nie ma sprawy.
Usłyszała, jak Matt otwiera lodówkę, a chwilę później idzie tuż za nią. Usiadła na brzegu jednej z kanap nie za bardzo wiedząc, co ma teraz zrobić.
- Napijesz się czegoś? - Matt wskazał na swoje piwo.
- Nie piję.
- W ogóle?
- W ogóle. Od ponad czterech lat.
- To robi wrażenie. - przytaknął mężczyzna z uznaniem i pociągnął łyk z butelki. - A coś innego? Woda? Sok?
- Woda w zupełności wystarczy, dziękuję.
Matt ponownie zniknął w kuchni, a ona nagle kompletnie się rozkleiła. Schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Zdarzenia ostatnich kilkudziesięciu minut w końcu zaczęły do niej docierać i dopadła ją histeria. Całkowicie zapomniała o tym, gdzie się znajduje, więc kiedy poczuła na sobie czyjaś rękę skoczyła na równe nogi.
- Spokojnie, to tylko ja. - powiedział Matt i w obronnym geście uniósł ręce w górę.
- Boże, przepraszam!
- Nic się nie stało. Miałaś ciężki wieczór, to zrozumiałe. Twoja woda.
Monica jednym tchem opróżniła podaną jej szklankę. Czuła się niewyobrażalnie głupio.
- Jeśli chcesz skorzystać z łazienki, to mamy jedną zaraz obok kuchni. - zaproponował Matt. - Jest prysznic, toaleta...
Poczuła, jak płoną jej policzki.
- Jeśli to nie będzie problem... - bąknęła zawstydzona. - Cały czas czuję...
- Rozumiem. Naprawdę, w porządku. Przyniosę ci ręcznik.
Zostawił dziewczynę samą i wspiął się po schodach na górną część autokaru. Było mu żal tej dziewczyny. Całe szczęście, że akurat tamtędy przechodził i był w stanie jej pomóc. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, do czego mogłoby dojść, gdyby się nie pojawił. Miał wrażenie, że słyszał czyjś krzyk chwilę wcześniej, ale równie dobrze mógł to być wiatr. Coś jednak tchnęło go, żeby iść w tamtą stronę. Bardzo szybko ją rozpoznał, bo w ciągu ostatnich kilku dni widywał ją na ich koncertach. Wydawała mu się całkiem w porządku, sympatyczna. I serce mu pękało na myśl, że musiała przeżyć taki koszmar. Nikomu tego nie życzył.
Otworzył walizkę i wyciągnął z niej świeży ręcznik, a następnie wrócił na dół. Miał wrażenie, że dziewczyna nawet nie drgnęła podczas jego nieobecności.
- Hej, twój ręcznik. - nauczony doświadczeniem, nawet jej nie dotknął.
Serce ścisnęło mu się jeszcze mocniej, kiedy zobaczył, że płakała. Przysiadł obok, ale starał się nie nawiązywać fizycznego kontaktu. Po prostu był. Jeśli dziewczyna będzie chciała, to wykona pierwszy ruch. Długo nie czekał. Zaledwie kilka chwil później poczuł, jak przytuliła się do niego. Dobiegł go stłumiony szloch. Objął ją mocno, głaskał po włosach i próbował uspokoić.
- Ciiii... Jesteś bezpieczna. Nic ci nie grozi. - mówił, jak do dziecka.
Po kilku minutach w końcu się uspokoiła. Odsunęła się od niego i otarła łzy. Cały makijaż miała rozmazany, ale w ogóle się tym nie przejęła. Zabrała ręcznik, który jej podsunął i uśmiechnęła się słabo.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, to wołaj.
- Dziękuję.
- Daj spokój, drobnostka.
Monica podniosła się z kanapy i skierowała w stronę łazienki. Już miała zniknąć z pola jego widzenia, kiedy ponownie się odwróciła. Matt patrzył w okno, pochłonięty własnymi myślami.
- Matt? - powiedziała cicho. Spojrzał na nią. - Naprawdę dziękuję. Nie wiem, co by się ze mną stało, gdyby nie twoja pomoc. I nie wiem, jak będę ci się mogła za to odwdzięczyć. Uratowałeś mi życie.
- Nie ma o czym mówić. Każdy na moim miejscu postąpiłby tak samo. Cieszę się, że nic ci nie jest i że mogłem pomóc.
Matt posłał jej kojący uśmiech, więc tylko skinęła głową i udała się do łazienki. Jeszcze nigdy tak bardzo nie marzyła o prysznicu. Miała wrażenie, że cała przesiąknęła odorem swojego oprawcy. Odkręciła gorącą wodę i weszła pod jej strumień w nadziei, że pozbędzie się tego uczucia. Szorowała skórę tak mocno, że była cała czerwona. Włosy umyła kilkukrotnie, a i tak wydawało jej się, że w dalszym ciągu czuć na nich ten obrzydliwy zapach. Osunęła się bezsilnie po ścianie i zaczęła płakać. Czuła się brudna. Nieważne ile żelu pod prysznic zużyła, jak bardzo szorowała każdy centymetr ciała - to uczucie jej nie opuszczało. I nie była pewna czy opuści w ogóle w najbliższym czasie. Nigdy nie przydarzyło jej się nic podobnego i nie sądziła, że kiedykolwiek to nastąpi. Mimo iż pomoc nadeszła, czuła się podle.
Zerkał co chwile w stronę łazienki. Mógł sobie wyobrazić, co teraz działo się w głowie dziewczyny. Widział w jej oczach, że w jednej chwili cały jej świat legł w gruzach. Takie sytuacje odbijają swoje piętno. Zastanawiał się, jak mógłby jej pomóc, ale nic nie przychodziło mu na myśl. Nagle wszystkie jego problemy wydały mu się śmiesznie małe. Westchnął i spojrzał na wyświetlacz telefonu. Zbliżała się czwarta rano, nikt poza nim jeszcze nie wrócił, a Monica siedziała w łazience już dobre pół godziny i w sumie zaczął się martwić czy wszystko z nią w porządku. Słyszał lejąca się wodę, ale poza tym nie dochodził go żaden inny dźwięk. Powinien zapukać i się upewnić? Wstał i stanął koło drzwi, ale w końcu zmienił zdanie i poszedł na górę się przebrać. Potrzebowała czasu, żeby ochłonąć.
Owinęła się szczelnie miękkim ręcznikiem i stanęła przed małym, zaparowanym lustrem, które przetarła ramieniem. Spojrzała na swoje odbicie, w swoje zaczerwienione od płaczu oczy. Wyglądała żałośnie i tak też się czuła, ale nic nie mogła na to teraz poradzić. Pewnie minie trochę czasu, zanim wróci jej pewność siebie. A zanim to nastąpi będzie odwracać się za siebie przy każdym dźwięku. Wzięła głęboki oddech i rozejrzała się wokół.
- Szlag. - zaklęła pod nosem. Zostawiła plecak w salonie, a absolutnie nie miała ochoty zakładać na siebie ponownie tych samych ubrań.
Policzyła do dziesięciu i otworzyła drzwi łazienki. Upewniła się, że Matta nie ma nigdzie w pobliżu i szybko przeszła do salonu. Plecak leżał w tym samym miejscu, w którym go zostawiła. Schyliła się by go podnieść i wrócić do łazienki. Ledwo weszła do kuchni, kiedy drzwi autokaru się otwarły, a do środka wtoczył się pijany Neil.
- Mamy niezapowiedzianego gościa? - powiedział powoli, spoglądając na nią. - Matt jednak potrafi się zabawić.
Cofnęła się z powrotem do salonu, przyciskając do siebie plecak.
- Co powiesz na druga rundę? - Neil wyciągnął rękę w jej stronę i dotknął odsłoniętej skóry ramion.
Nawet nie wiedziała, kiedy zaczęła krzyczeć.
Matt usłyszał dobiegające z dołu głosy. Domyślił się, że wrócił któryś z chłopaków. Rzucił wszystko na łóżko w chwili, kiedy usłyszał przerażony krzyk dziewczyny. Zbiegł ze schodów w ekspresowym tempie i odciągnął przyjaciela od Monici. Odgarnąl grzywkę z twarzy i posłał Neilowi mordercze spojrzenie.
- Przepraszam za niego, cholernie cię przepraszam. - zwrócił się do dziewczyny, która kurczowo trzymała ręcznik, w który była zawinięta. - Neil, zabieraj dupę na górę!
- Daj spokój, Matt. Skoro już mamy tu towarzystwo, to z niego skorzystajmy.
- Wypierdalaj na górę, Sanderson! - ryknął Matt.
Do autokaru wbiegł Brad, a zaraz za nim Barry. Na twarzach obu wymalowane było zaskoczenie. Chyba nigdy nie słyszeli, żeby Matt podniósł głos bez powodu - to nie było w jego stylu. Szybkim spojrzeniem ogarnęli sytuację. Pijany Neil, wkurzony Matt i kryjąca się za jego plecami dziewczyna. Myśleli, że coś z tego obrazka zrozumieją - nie rozumieli nic.
- Co się tutaj dzieje? - jako pierwszy odezwał się Brad.
- Matt sprowadził dziewczynę, a teraz zachowuje się, jak pies ogrodnika. - wybełkotał Neil.
- Brad, zabierz go na górę, zanim mu coś zrobię. - Matt wycedził przez zęby.
Brad posłusznie zrobił to, o co poprosił go młodszy brat. Bez słowa pociągnął perkusistę na górę, co nie było wcale takim prostym zadaniem. Widząc, że Neil stawia opór, do akcji włączył się również Barry.
- Monica, tak bardzo mi przykro. - Matt odwrócił się w stronę dziewczyny. Miał okropne wyrzuty sumienia, że pozwolił by doszło do takiej sytuacji. - Neil czasami traci hamulce, kiedy za dużo wypije. Normalnie tak się nie zachowuje. Naprawdę przepraszam.
Był jednocześnie wściekły i rozczarowany. Chciał dotknąć dziewczyny, ale ta odsunęła się, jak oparzona i dopiero wtedy przypomniał sobie, że miała na sobie jedynie ręcznik. To był chyba najgorszy wieczór podczas tej trasy. Ściągnął bluzę i podał ją Monice, by mogła się choć trochę okryć, a następnie zrobił miejsce w przejściu, żeby mogła swobodnie wrócić do łazienki i się ubrać. Kiedy tylko zamknęły się za nią drzwi, pobiegł z powrotem na górę.
- Powinienem cię zabić, Neil. - warknął na przyjaciela.
- Daj spokój, Matt. Wszyscy wiemy po co dziewczyny przychodzą do tourbusa. - Neil dalej bronił swojego zdania.
Matt z niedowierzaniem pokręcił głowa.
- Skąd ona się tu w ogóle wzięła? - zapytał Brad.
- Pomogłem jej w parku i przyprowadziłem tutaj.
- W czym jej pomogłeś? - dopytywał Barry. - Czy ona tak w ogóle nie była na koncercie?
- I co ci się stało w rękę? - zauważył Brad.
- Jakiś typ na nią napadł i prawie zgwałcił. - powiedział krótko Matt.
Neil w jednej chwili wytrzeźwiał. Poczuł się, jakby ktoś conajmniej strzelił mu w pysk.
- Matt, nie wiedziałem...
- Pewnie, że nie wiedziałeś! Od razu rzuciłeś się, jak na kawałek mięsa! Dwa razy w ciągu jednej nocy musiała trafić na kompletnego frajera.
Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się na pięcie i zszedł na dół. Miał nadzieje, że Monica ma się dobrze i nie nienawidzi go za to, co się stało. Zajrzał do salonu, ale dziewczyny tam nie było. Zapukał do łazienki. Była w środku. Po chwili otworzyła drzwi.
- Ok?
Skinęła głową.
- Naprawdę jest mi przykro za zachowanie Neila.
- Nie mogę go winić. Wpadł na obcą dziewczynę w ręczniku, co innego mógł sobie pomyśleć? Przecież wszyscy wiedzą, co robią przypadkowe dziewczyny w tourbusach rockmanów. - Monica nawet na niego nie spojrzała.
- Ja taki nie jestem.
Dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami. Przecież nie wiedziała, jaki jest naprawdę. Podała mu bluzę, którą kilka minut wcześniej miała na sobie, zgarnęła wilgotne włosy w kucyk i podniosła plecak.
- Jeszcze raz dziękuje za pomoc.
- Gdzie idziesz?
- Na pociąg.
- Nie musisz.
- Nie będę nadużywać gościnności. I wolę uniknąć podobnej sytuacji.
- Niczego nie nadużywasz. Możesz zostać tutaj. I tak jedziemy w tym samym kierunku, więc co ci szkodzi. Poza tym wolałbym mieć pewność, że nic ci się nie stanie.
Monica uniosła brwi, szczerze zaskoczona takim wyznaniem.
- Zamówimy pizzę... pizza jest dobra na wszystko. - zaproponował pojednawczo Matt. - Obiecuję, że nie będziesz musiała oglądać Neila przynajmniej do następnego postoju.
- Jesteś pewny?
- On i tak zaraz zaśnie.
- Chodziło mi raczej o pozostanie tutaj.
- Pewnie! Zjemy coś, napijemy się, pogadamy... - wyliczał Matt, zabierając plecak z jej rąk i prowadząc ją z powrotem do salonu.
Usiadła na kanapie, Matt obok niej i wyciągnął się swobodnie wydając jednocześnie westchnienie ulgi. Zerknęła na niego.
- A gdzie ty chcesz zamówić pizzę o tej porze? - zapytała po chwili.
- Mamy chyba mrożoną na pokładzie. A jak nie, to coś się wymyśli.
Godzinę i dwie pizzę później oboje siedzieli w najlepsze na kanapie i popijali colę, rozmawiając niczym para starych znajomych. Matt starał się, jak mógł, żeby dziewczyna zapomniała o przykrych wydarzeniach minionej nocy i miał wrażenie, że chyba mu się to udawało. Rozmawiali o wszystkim i o niczym.
- Matt?
Mruknął na znak, że ciągle jej słucha.
- Czułeś się kiedyś tak, że chciałeś wszystko rzucić i najzwyczajniej w świecie... Nie wiem, chyba po prostu przestać istnieć?
Matt odwrócił się w jej stronę. Nie patrzyła na niego, raczej gdzieś w przestrzeń, jakby zadała jakieś bardzo wstydliwe i krępujące pytanie. Zamyślił się przez chwilę. Chyba często zdarzało mu się tak czuć. Tylko skąd ona mogła o tym wiedzieć?
- Często. - odpowiedział krótko. Spojrzała na niego. - Ostatnio trochę mniej. Ale mam dni, że chciałbym się wyłączyć z tego świata. Dlaczego?
- Nie wiem. - wzruszyła ramionami. - Czasami mam wrażenie, że pochłania mnie czarna dziura, która rośnie z każdym dniem, a ja nie mam siły, żeby jakoś się jej przeciwstawić. I wciąga mnie coraz mocniej i mocniej, nie zostawiając absolutnie nic.
Patrzył, jak przeczesała włosy, mierzwiąc je lekko. Nigdy by nie przypuszczał, że nachodzą ją takie myśli. Kiedy widział ją na koncertach wydawała się taka pełna życia, szczęśliwa. Z drugiej strony nikt przecież nie ogłasza wszem i wobec, że czuje się - co tu dużo mówić - jak gówno. Mniej więcej tak, jak on czuje się, mniej lub bardziej, od kilku lat.
- Nienawidzę tego. - kontynuowała. - Nagle ten cały ciężar znika i mam nadzieję, że już wszystko będzie ok. Słońce świeci, ptaszki ćwierkają, ludzie wydają się milsi... A potem znowu to samo, bez jakiejś konkretnej przyczyny. Jestem tym wykończona, mam dość. Czasem zastanawiam się, jak długo będę w stanie to wytrzymać. Nie mam już na to wszystko siły.
- Gdybyś nie miała, to nie byłabyś tu, gdzie jesteś.
- Tylko ja nawet nie wiem, gdzie jestem! Mam trzydzieści lat, a nie mam pojęcia, co robić ze swoim życiem... - westchnęła. - Jedyną odskocznią są koncerty. Wtedy mogę być sobą, jestem wolna... Nie muszę udawać kogoś, kim nie jestem tylko po to, żeby zadowolić bandę ludzi, którzy i tak mają to w dupie. Rozumiesz, co mam na myśli?
Przytaknął. Doskonale rozumiał. Pamiętał jak dziś, że zawsze starał się przypodobać innym, ale w końcu powiedział „dość". On się wypalał, a reszta nawet tego nie zauważała.
- Pieprz innych. Inaczej się zajedziesz. - powiedział. - Zrób w końcu coś dla siebie. Co lubisz robić? Co sprawia ci przyjemność? Pewnego dnia obudzisz się rano i będziesz sobie pluć w brodę, że nie zrobiłaś tego, kiedy miałaś okazję.
- Zawsze chciałam nauczyć się grać na gitarze.
- To na co czekasz?
- Sama nie wiem... Moim problem jest słomiany zapał. Boję się, że po kilku dniach rzucę to w kąt, bo nie będę widziała rezultatów. Potrzebuję kogoś, kto by mnie zachęcał do kontynuowania... Ale nie mam nikogo takiego.
- Chłopak?
Monica zaśmiała się krótko.
- Widzisz? Nie potrafię nawet zbudować trwałego związku. Z jakichś przyczyn faceci ode mnie uciekają i nawet nie wiem czemu...
- Może nie trafiłaś na tego odpowiedniego. Na takiego, który będzie wiedział, jak ma się z tobą obchodzić.
- Wątpię czy taki istnieje, szczerze mówiąc. Jestem chyba takim typem dziewczyny dobrej na krótka metę, wiesz, zabawić się i zostawić.
- Hej, nie myśl tak o sobie! Jesteś ładna, bystra...
- Beznadziejna.
- Daj spokój. Chodź, nauczymy cię grać na gitarze.
Monica spojrzała na niego zaskoczona. On chyba żartował.
- Lepiej nie... Reszta już śpi, lepiej ich nie budzić.
- Neil jest pijany. Barry wcale nie jest w lepszym stanie. Jedynie mój brat jakoś trzymał fason dzisiaj. Nie przejmowałbym się nimi zbytnio.
- Wolę nie ryzykować. - Monica uśmiechnęła się słabo. Nie miała teraz ochoty na lekcje gry na gitarze. - Może kiedy indziej...
- Ok. Ale obiecaj mi, że jak wrócisz do domu, to zaczniesz. A jak będziesz miała chwilę zwątpienia to napiszesz.
- Słucham?
Matt podciągnął nogę na kanapę i odwrócił się całym ciałem w jej stronę.
- Mówię poważnie. - wyciągnął telefon i połączył się z internetem. - Podaj mi swojego Facebooka, Twittera czy Instagrama. Możesz też numer telefonu, jeśli chcesz.
- Ty nie żartujesz?
- Jestem śmiertelnie poważny. Podam ci mój numer, jeśli nie wierzysz.
- Matt, trasa się skończy i nie będziesz nawet pamiętał o moim istnieniu, więc po co to wszystko?
- Naprawdę myślisz, że o tobie zapomnę?
Jego błękitne oczy wpatrywały się w nią intensywnie. W tej jednej chwili wierzyła w każde jego słowo.
- Zrobię nam kawę, a ty zdecyduj. - Matt zostawił swój telefon na kanapie. - Mój kod, to cztery szóstki.
Podniósł się z kanapy, posłał jej ciepły uśmiech i zniknął w kuchni. Spoglądała na rozświetlony wyświetlacz telefonu i zastanawiała się. Matt wydawał się być szczery. Co może się stać w najgorszym wypadku? Zapomni o jej istnieniu? Ba, z pewnością tak się stanie. Kto normalny przejmowałby się istnieniem, jakiejś laski z parku. Po chwili zastanowienia doszła jednak do wniosku, że faktycznie nie ma wiele do stracenia. Sięgnęła po telefon i szybko wklepała swój numer. Ziewnęła mocno, przeciągając się. Dopadało ją zmęczenie i niewyobrażalna senność. Marzyła o porządnej porcji kofeiny. Słyszała Matta krzątającego się po kuchni, ale wszystkie dźwięki zaczęły do niej dochodzić, jakby stłumione, oddzielone od niej szyba. Powieki zaczęły jej ciążyć niemiłosiernie i każda sekunda wydawała się być walką. Walką, którą niechybnie przegrała. Walką, która była chyba najkrótszą w jej historii.
Matt tymczasem uwijał się w kuchni przy robieniu kawy i czegoś na ząb. Mimo pochłonięcia dwóch pizz w dalszym ciągu był głodny - zrobił więc kilka kanapek. Z jakichś dziwnych przyczyn nie odczuwał zmęczenia. Normalnie padłby, jak mucha, nie przejmując się jedzeniem. Podejrzewał, że to przez obecność dziewczyny po prostu nie ma ochoty na sen. Dobrze spędzało mu się czas w jej towarzystwie, a to się rzadko zdarzało. Starał się ograniczać kontakty z nieznajomymi do minimum. W jej przypadku stare metody w ogóle się nie sprawdzały. Nie wiedział czemu... Może dlatego, że ona zwyczajnie traktowała go, jak normalnego człowieka i nie rzucała się na niego rozochocona z zamiarem zrzucenia ubrań na jego najmniejszy gest. To było całkiem miłe, dla odmiany. Uśmiechnął się pod nosem. Miał wrażenie, że to może być całkiem miła znajomość. Chwycił kubki z kawą w jedną dłoń, w drugiej trzymał talerz z kanapkami i wrócił do salonu.
- Monica, wiesz co, dzisiaj mamy... - urwał w pół zdania, kiedy zobaczył dziewczynę zwinięta w kłębek na kanapie i śpiącą.
Odstawił wszystko na mały stolik i rozejrzał się za jakimś kocem, ale kiedy żadnego nie zlokalizował udał się na górny pokład. Cała reszta spała w najlepsze. Neil w ubraniach zasnął chyba tak, jak siedział. Miał szczerą nadzieję, że obudzi się na porządnym kacu. Podszedł do swojego łóżka i zabrał kołdrę i poduszkę.
Najdelikatniej, jak potrafił podniósł głowę dziewczyny i wsunął pod nią swoją poduszkę, a następnie okrył szczelnie. Przez chwile patrzył, jak kręci się, próbując ułożyć się w wygodnej pozycji. Usiadł na drugim końcu kanapy, sięgnął po kubek z kawą i upił trochę. W dalszym ciągu nie odczuwał senności i zaczął się tym trochę martwić. Z drugiej strony - zespół miał dzień przerwy, więc może to nadrobić później. A jeśli dopisze szczęście, to Monica zgodzi się spędzić ten dzień z nim...
CZYTASZ
Rozmowy nocą
FanfictionTo miał być zwyczajny wieczór. Koncert, odpoczynek i dalsza trasa. Niestety, nie wszystko zawsze idzie zgodnie z planem. Ona wpada w kłopoty, on przychodzi z pomocą.