Czas, kiedy straciłem nadzieję...

206 27 21
                                    


   Ból to coś cholernie dziwnego. W jego sidłach ludzie drą się na całe gardło, zdzierając je bezpowrotnie. Rzucają się jak dzikie zwierzęta w sieci, skomląc żałośnie. Ból jest samotny. Bardzo, bardzo samotny. Nikt go nie potrzebuje. Nikt nie chce się poświęcić, by chwilę z nim pobyć. A gdy już spotkasz go na swojej drodze, modlisz się, by już Cię opuścił. Jednak...

   Ból to coś cholernie dziwnego. Co raz mówisz, że to twój próg wytrzymałości. Że więcej już nie dasz rady. Że następnym razem umrzesz pod jego naporem. Przeszywające sztylety rozpierają Cię od środka, powodując, że krwawisz po cichu. Serce pracuje wolno. Tracisz puls. Potem życie. Jednak...

   Ból...czym on jest? Wymysłem ludzkiego umysłu? Błagalnym tchem mięśni o kilka chwil odpoczynku? Wrzaskiem płuc o oddech? Ból – za każdym razem to samo. Jednak...

   Nowa poprzeczka – jeszcze jedna, dasz radę!

   Biegnij chłopcze – nie oglądaj się za siebie!

   Krew na twoich młodych rękach – zmyj ją szybko!

   Ból, posoka, zagłada i śmierć...

*

   Levi musiał bardzo uważać, jeżeli chciał wrócić do „pokoju". Przez to, że ostatnio nie zdołał zapłacić czynszu na czas, zostali wyrzuceni na bruk. Kuchel bardzo szybko znalazła im nowy dom. Bardziej można by to nazwać...komórką.

   Chłopiec wszedł po cichu tylnymi drzwiami. Postawił krok. Panel zaskrzypiał niemiłosiernie.

   – Szczylku, co ty tu robisz? – głos kobiety przeszył powietrze, tak samo jak smród tanich papierosów. Brunet przeniósł wzrok na blondynkę o znużonych, czarnych ślepiach. Kusa skórzana spódniczka ledwo zasłaniała jej pośladki. Szara bluzka z wyciętym głębokim dekoltem odsłaniał pokaźny biust.

   Takie kolorowe persony chłopiec spotykał nader często. Zawsze spławiał je takim samym, oklepanym tekstem:

   – Pani Olimpia chciała, żebym zrobił jej zakupy. – wysilił się na delikatny uśmiech. Nienawidził tego. Nienawidził tego bloku. Nienawidził tych ludzi.

   – Ona coś jeszcze zarabia? Wygląda jak żywy trup. – zaśmiała się, gasząc pet butem. – leć, tylko się nie zaraź.

   – Żebyś ty przypadkiem czegoś nie złapała ździro. – warknął po nosem, wspinając się po schodach.

    – Coś mówiłeś?! – krzyknęła.

   – Nie, skądże!

*

   Leżała tam. Przykryta kocem, kołdrą i dodatkowo płaszczem zimowym. Ból – to czuł syn Kuchel, patrząc na własną matkę. Prawie że przeźroczysta skóra wydawała się tak eteryczna i delikatna. Jakby pod wpływem najlżejszego dotyku miała się rozpaść na miliony kawałeczków. Włosy nie były już tak lśniące i piękne jak kiedyś. Na ich miejscu ukazały się suche kłaki porozwalane w nieładzie wielkim na poduszce. Oddech nierówny, drganie rąk z zimna.

   Tak bardzo skrajało mu się serce, że po tym, jak zamknął drzwi, postawił na rozpadającym się blacie jedzenie, rozpłakał się. Łzy ciurkiem spływały po wychudzonej, młodej twarzyczce, szpecąc ją wielce. Cichuteńki szloch roznosił się po pomieszczeniu. Był tak niesłyszalny, że nie zbudził śpiącej czarnowłosej. Ramiona chłopczyka unosiły się i opadały bez większego rytmu. Dziecko miało ochotę krzyczeć, tupać nogami, drzeć ubrania...jednak...to wszystko znów sprowadzało się do głuchej boleści, rozrywającej duszę, zanikającej gdzieś daleko w cieniu zła i beznadziejności.

⟬✓⟭ Chłopiec z Podziemia | Attack on TitanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz