Czwarta nad ranem

233 12 3
                                    

Czwarta nad ranem

(...)

Godzina to pusta.

Głucha, czcza.

Dno wszystkich innych godzin.


Nikomu nie jest dobrze o czwartej nad ranem.

Jeśli mrówkom jest dobrze o czwartej nad ranem

- pogratulujmy mrówkom. I niech przyjdzie piąta

o ile mamy dalej żyć. *

------------------------------

Czwarta nad ranem.


Obudził się z krzykiem, ale zaraz zamilkł raptownie. Znowu wybudził się z koszmaru. To już drugi tej nocy. I nie, to nie tak że nie mógł zasnąć... On po prostu tęsknił...

Może sen przyjdzie

Przecież obudzi Keitha! Spojrzał szybko na drugą połowę łóżka, ale odwrócił wzrok. Przecież jego tam nie ma, Lance ty głupku! Zbeształ się w myślach.

I nie, nie chodzi o to, że nigdy go nie było. Zjawił się w życiu Latynosa jak ogień na końcu zapałki. Szybko i niespodziewanie. Dopiero za drugim potarciem siarki, ale tak, zdobył go. A teraz... Teraz mógł tylko pomarzyć, obudzić się obok tego chłopaka z najśmieszniejszym stylem uczesania jaki kiedykolwiek widział.

Wygrzebał się z kołdry. Stawiając stopy na podłodze, przeklinając zimno bijące od paneli przypomniał sobie, że zostawił kapcie z drugiej strony posłania, tak jak to zwykł robić jeszcze dwa miesiące temu. To Keith zawsze wstawał wcześniej, ale upierał się, iż nie potrzebuje "tych głupich kocich kapci". Oczywiście Lance go nie słuchał, a Keith jakoś głośno nie protestował, gdy po wyjściu z łóżka zawsze napotykał kapcie.

Może mnie odwiedzisz?

Ułożył kołdrę i skierował się do kuchni. Na korytarzyku łączącym te dwa pomieszczenia było pełno szkiców. Kogane uwielbiał malować. Rysować, szkicować, kolorować. Każda praca wyglądała... No... Nie były zbyt dobre. Styl anime pomieszany z brakiem doświadczenia i czasu do ćwiczeń. I choć były okropne nie wyrzucił ani jednego. Uparcie wieszał każdy, pomimo protestów autora.

"Chciałem tylko dać ci prezent na miesięcznice.. Nie! Nie wieszaj tego, idioto!"

Zawsze dawał mu obrazek. Zapakowany w ozdobny papier z serduszkami. I mimo że na pierwszy taki podarunek szatyn zareagował śmiechem, to za kolejne odwdzięczał się graniem na gitarze. A tu trzeba przyznać brunetowi prawdziwy talent. Głos miał tak śliczny, że czasem Lance nawet przestawał grać, aby nie zbezcześcić tych boskich dźwięków.

Czemu cię nie ma na odległość ręki?

Szedł dalej, do przedpokoju. Tam tylko jego pary butów i jedna kurtka należąca do bladego chłopaka. Ta czerwona, którą uwielbiał. Stwierdził, że to nie ma sensu jeśli ją zabierze. No i tak została. wisząc smętnie na jednym z wieszaczków, jak na szubienicy. Wyrok jest dla niej prosty i jasny w przekazie. Zmuszona tkwić tu w samotności, bez swojego towarzysza, zupełnie jak Lance.

Poszukał pudełka z listami. To tam chował ich korespondencje. Każdy ślicznie zapakowany w białą kopertę papier do listów. Na nim delikatne i eleganckie pismo Keitha. Pisał zawsze piórem i tym czarnym atramentem. Do dziś jest plama na dywanie...

" Kochany,

 U mnie wszystko dobrze. Noce są trochę zbyt zimne, a herbata nie ma tego smaku co przy Tobie. Jestem bardziej przygnębiony i to chyba aura tego miejsca tak na mnie działa. Nie znam tu nikogo, więc przysięgam jak już wrócę to nie puszczę Cię nigdzie na tydzień z objęć. Albo miesiąc"

Kosmiczne Shoty - Voltron|KlanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz