Była dopiero siódma rano, a Harry i tak nie uniknął ulicznego korku. Wszystko przez to, że jego budzik nie zadzwonił i zaspał, a teraz od kwadransu jego taksówka nie ruszyła się z miejsca, mógł zostać zwolniony. Cóż może nie do końca się o to martwił, bo jego szef miał w stosunku do niego pewne zobowiązania. Jednak nie zmienia to faktu, że nienawidził spóźniania się. Styles zajmuje biuro tuż obok niego i ten na pewno zauważy jego brak za dziesięć minut.
Pieprzony budzik. Pracuje w tej firmie od dwóch lat, a nadal nie kupił sobie porządnego zegarka z budzikiem. Telefon nie wchodził w grę, gdyż Harry czasami potrafił rzucać przedmiotami, kiedy to naprawdę nie chciało mu się wstawać. I on się ostatnio dziwił, że nie udało mu się jeszcze uskładać na jakiś samochód, którym mógłby dojeżdżać. Przeważnie przemieszczał się metrem, co zdecydowanie było szybszym środkiem transportu niż londyńskie taksówki, na które był dzisiaj zmuszony.
Był spóźniony niemal pół godziny, gdy przekraczał próg budynku. Biegł przez korytarze nie chcąc się jeszcze bardziej narażać szefowi. Mówił szybkie dzień dobry, do mijających go osób, chcąc chociaż zgrywać pozory normalności, a później prawie krzyknął zwycięstwo, gdy udało mu się zdąrzyć, by wsiąść do windy. Trochę mu to przypomniało sytuację sprzed dwóch lat, kiedy miała się odbyć jego rozmowa kwalifikacyjna.
🌹
Był to dzień bardzo podobny do tego dzisiejszego. Z tym wyjątkiem, że zamiast poruszać się po mieście taksówką, Harry po prostu biegł od własnego domu do ogromnej korporacji. Dziękował wtedy w duchu, że mimo iż miał możliwość zrezygnowania z wf, gdy jeszcze się uczył, nie zrobił tego. Jego kondycja nadal nie była idealna, ale chociaż po dotarciu na miejsce miał jeszcze siłę prosić o wodę.
Po otrzymaniu szklanki wody z cytryną, podziękował uśmiechem sympatycznej dziewczynie i spojrzał na zegarek. Był spóźniony dziesięć minut. Poluzował nerwowo swój krawat. Nie było mowy, żeby teraz pan Payne go przyjął. Miał takich chłopaków jak on zapewne na pęczki. Już chciał zrezygnować i udać się do wyjścia, gdy ta sama kobieta, która wcześniej podała mu wodę, zapytała o cel jego przybycia. Powiedział w skrócie o rozmowie kwalifikacyjnej i o tym, że zaspał przez co musiał biec tutaj przez pół miasta. I wtedy właśnie Camille, jak wyczytał z jej plakietki, uspokoiła go mówiąc, że pan Payne jeszcze nie dotarł i żeby po prostu poczekał na niego w gabinecie.
Harry westchnął z ulgą i za jej radą zaczął kierować się w stronę windy, by dostać się na najwyższe piętro. Jednak nie był tam sam. Kiedy winda miała już się zamykać, ktoś wsadził między drzwi nogę i wszedł do środka.
Jego wzrok powędrował go góry i zaczął przyglądać się mężczyźnie. Wydawał się być znajomy. Dopiero kiedy on również na niego spojrzał, zdał sobie sprawę przed kim stoi. Cofnął się trzy kroki do tyłu aż natrafił na zimną powierzchnię, o którą się oparł. Wspomnienia zaczęły napływać do jego głowy.
* Kilka lat wcześniej, liceum *
- No proszę, kogo my tu mamy. - Zaśmiał się głos przy uchu Harry'ego, a brunet aż zadygotał ze strachu. Doskonale wiedział do kogo on należy. Odwrócił się do tyłu i nawiązał kontakt wzrokowy z niebieskimi tęczówkami.
- Patrz na mnie jak do ciebie mówię kujonie. - Zayn warknął i pchnął go tak, że spadł z krzesła. Dopiero wtedy przeniósł swój wzrok z Louisa na niego.
Szatyn zawsze stał z boku.
I chyba to najbardziej bolało Harry'ego. Ta jego ignoracja wobec wszystkiego co robili mu jego przyjaciele. Już Styles chyba wolałby, żeby Louis bił go i wyzywał razem z Zaynem. Jednak on po prostu patrzył i nic nie robił. Pozwalał im na wszystko, a Harry i tak nie mógł oderwać od niego wzroku. Nieważne jak bardzo obrywał, zawsze, jego wzrok spoczywał na Louisie.