2. Zepsute dusze.

272 35 6
                                    

{EMMELINE}

PONIEDZIAŁEK, 14 KWIETNIA

     – Nie jestem tylko pewien, czy możemy dać ci kolejną szansę, Emmeline – powiedział dyrektor Albertson. – Dobre imię tej szkoły jest dla nas najważniejsze. Jeżeli przyjmiemy cię z powrotem pod nasze skrzydła, tuż po tej sytuacji, która wydarzyła się w listopadzie... Obawiam się, że to może być niemożliwe. Już teraz rodzice innych uczniów burzą się przed wpuszczeniem cię do szkoły. Chyba że naprawdę pokażesz nam, że się zmieniłaś. Jest więc szansa, byś wróciła. Nikła, ale jednak jakaś jest. Możemy ci ją dać, ale tylko pod warunkiem, że będziesz się ściśle stosować do zasad panujących w Mabsfield Academy. Rozumiesz mnie, Emmeline?

     Westchnęłam głośno i w końcu zabrałam głos:

     – I po co się tak produkujesz, John? Brian i Corrine i tak zapłacą ci sporą sumkę za przyjęcie mnie z powrotem, więc po co odgrywasz tę szopkę? To się robi nudne.

     Siedziałam w tym tandetnym gabinecie od dwudziestu minut, marnując tu mój cenny czas na monologi Johna Albertsona o dobrym imieniu Mabsfield Academy i innych bzdurach. Mogłam w tym czasie zrobić tysiąc bardziej pożytecznych rzeczy, ale taki był warunek mojego ponownego przyjęcia do szkoły – wysłuchanie znów wszystkich zasad panujących w akademii i masturbowania się Albertsona do wspaniałości tej placówki. Miałam ochotę się porzygać.

     Dyrektor patrzył na mnie ze złością. Nie lubiliśmy się. Nigdy. Bywałam w tym obskurnie zielonym gabineciku przynajmniej raz w tygodniu przed „incydentem z Ratuszem", więc zdążyłam się już dowiedzieć o Albertsonie prawie wszystkiego. Czy tego chciałam, czy nie, doskonale zdawałam sobie sprawę, co zaraz miał powiedzieć. Był prostym człowiekiem, którego nie trudno było przejrzeć. Wystarczyła chwila, a już wiedziałeś wszystko na temat jego parszywych zagrywek i głębokich pragnień.

     – Tak się umówiliśmy, Emmeline. Musisz mnie wysłuchać, a później zdecydujemy, co dalej.

     – Dobrze ci się jeździ tym nowym mercedesem, który kupiłeś za kasę Warnerów? A może jednak już ci się znudził? Jak chcesz, mogę szepnąć tu i ówdzie i się z nim na dobre pożegnasz. – Skrzyżowałam ramiona na piersi i rozprostowałam przed sobą swoje krótkie nóżki. – Wybór należy do ciebie, John.

     Albertson zrobił się czerwony na twarzy. Był typowym dyrektorem szkoły dla bogaczy – gruby, zawsze ubrany w garnitur szyty na miarę i jeszcze pocił się jak jakaś świnia. Z odległości kilku metrów doskonale widziałam, że koszula lepiła mu się do klatki piersiowej i szyi. Obrzydliwe.

     – Zastanawiam się, jak to możliwe, że rodzice jeszcze nie ukrócili ci języka za taki sposób zwracania się do starszych.

     – To lepiej przestań myśleć, to nigdy nie była twoja mocna strona. – Odrzuciłam włosy na plecy. – Mogę już odejść? Znam te zasrane zasady na pamięć. Powinieneś o tym dobrze wiedzieć, skoro spotykałam się z tobą w tym gabinecie częściej niż z Brianem i Corrine w domu. Rzygam już tymi zasadami.

     – Zawsze byłaś impertynencka, ale ostatnio przechodzisz samą siebie.

     – Może lekarze z psychiatryka mnie tego nauczyli, co?

     To była moja pierwsza wizyta w szkole, odkąd wróciłam ze szpitala psychiatrycznego. Już nawet teraz czułam, w jaki sposób patrzył na mnie Albertson lub jego sekretarka, do której zawsze aż za bardzo się przystawiał. Traktowali mnie tak, jakbym była pomiotem szatana.

     Zastanawiałam się, czy Susannah też się tak czuła, gdy wróciła ze swojego oddziału.

     Albertson pokręcił głową. Wydawał się śmiesznie zawiedziony.

The Witching HourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz