Była różą.
Moją różą.
Pamiętam każdy szczegół, każdą rysę jej twarzy. Miała taki śliczny pieprzyk tuż pod lewym okiem. Ona go nie lubiła. Każdym możliwym sposobem próbowała ukryć go przed światem. Kiedyś powiedziała mi, że nienawiść do tego wytworu skórnego pojawiła się z momentem odejścia Jarka. Bo on wielbił ją, a najbardziej chyba ten pieprzyk.
Jarek był pierwszym i ostatnim mężczyzną w jej życiu.
Przyszła do mnie pewnej nocy. Obudziła mnie dzwonkiem do drzwi o drugiej, bo wiedziała, że nie będę się złościć. Bo ja zawsze, cokolwiek by się nie stało, przyjmę ją, czekając z otwartymi ramionami. I ona to wykorzystywała, bo ja czekać będę zawsze. Tylko, że już nie wiem na co...
Tej nocy, gdy przyszło mi otworzyć drzwi, była zziębnięta i ledwo trzymała się na nogach. Nawet nie musiała mówić, co wprawiło ją w ten stan.
Jarek.
Bo Jarek niszczył ją powoli.
Weszła do środka, a ja za nią. Od razu powędrowała do barku z moim zapasem słodkich lekarstw. Lekarstw na bóle i złe dni. Otworzyła i wyciągnęła z niego czerwone wino, pierwsze, które wpadło jej w rękę. I gdybyś to ty stała tam zamiast mnie, to mogę przysiąc, że stałabyś zahipnotyzowana jej każdym ruchem. To, jak nieporadnie szukała kieliszków do wina, to jak się wściekała, że nie może ich znaleźć i wreszcie to, jak ostatecznie zrozpaczona piła prosto z butelki. Bo ona była taką cichą i niepozorną hipnotyzerką. Czarowała niczym czarodziejka, a człowiek słuchał i patrzył, i podziwiał. I wtedy, tamtej nocy, powiedziała mi o wszystkim, o czym do tej pory nie miała odwagi powiedzieć. O tym jak poznała Jarka, jak się zbliżyli i jak doszło do tego, że Jarek nie wrócił.
Jarek to, Jarunio tamto, mój Jaruś, Jaruś, Jaruś. To imię niemalże śniło mi się po nocach. Moje ucho słyszało je za każdym razem podczas spotkania z Matyldą, a spotkania z Matyldą odbywały się minimum raz na dwa tygodnie. Kiedyś moje oczy widywały Matyldę codziennie, dopóki nie pojawił się Jarek.
Jarka Matylda poznała w Turcji. Odkąd pamiętam, chciała tam pojechać. I pojechała. Siedem lat temu moja dłoń machała Matyldzie na pożegnanie przy wejściu na lotnisko. To siedem lat temu straciliśmy ją wszyscy. Spędziła w Turcji trzy miesiące. Już gdy wróciła, była inna. Poznali się nad Bosforem. Jarek był bohaterem, który uratował Matyldę, gdy ta poślizgnęła się na molo i omal nie wpadła do wody. Staram się do dziś wyobrazić tę scenę, ale za każdym razem wygląda ona jak w niskobudżetowej telenoweli i nawet ty pogardziłabyś takim opisem miłości od pierwszego wejrzenia. Bo ty nie wierzysz w miłość, jakakolwiek by ona nie była...
I to tam, na tym nieszczęsnym molo, zaczęło się to tandetne love story, które odebrało mi Matyldę. Opowiadała o tym, jak dzień w dzień spotykali się w pobliskiej kafejce i wymieniali informacjami o swoim życiu. Czy ty to sobie wyobrażasz? Dwa tygodnie, dzień w dzień, siedzieć w tej samej kawiarni, przy tym samym stole, popijając taką samą kawę. Cztery godzinny dziennie... Wiem, że na samą myśl masz odruchy wymiotne, bo cię znam.
Po tych pamiętnych prawie pięćdziesięciu godzinach rozmów, Matylda opuściła hotel, w którym pobyt miała wykupiony na całe trzy miesiące. Tak, zgadłaś. Wprowadziła się do Jarunia. "Przypadkiem" miał tam kupione mieszkanko, bo lubił ów klimat. Prowadził interesy w Üsküdar, miał być pięć dni. Dla niej został całe trzy miesiące, przez co firma, w której pracował, straciła dwa miliony euro. Rozumiesz to? My nigdy nie zobaczymy takich pieniędzy na oczy, a on je tak po prostu przepuścił. I wiesz, co mu za to zrobili? Jedna premia mniej, JEDNA PREMIA ZA DWA MILIONY. No nawet ja wpadam w furię na samą myśl.
Proszę cię, pomińmy ten przykry temat pieniędzy, bo mnie szlag trafi.
Matylda z Turcji wróciła zaręczona. Po trzech miesiącach znajomości. Nawet mi rozum podpowiadał, że to nie skończy się dobrze. I nie skończyło, przecież wiesz – czytałaś gazety. Po następnych trzech miesiącach była jego żoną.
A przecież była różą.
Moją różą.
Nie zaprosiła mnie. Później tłumaczyła się tym, że ceremonia była tylko dla rodziny. Choć ja wiem, że to on zmusił ją, by o mnie zapomniała. I prawie mu się udało. Ale Matylda za każdym razem, gdy potrzebowała pomocy, budziła mnie dzwonkiem do drzwi o drugiej w nocy. I nawet Jaruś nie mógł tego zmienić. I na początku znieść...
Byli małżeństwem dwa lata.
Jareczek niemal rok przebywał poza Warszawą. Można było na placach policzyć, ileż to dni był w domu. A ona czekała, aż on wróci, weźmie szybki prysznic, wymieni zawartość walizki, opróżni kubek kawy i wyjdzie, nawet na nią nie patrząc, bo spieszy się na kolejny samolot.
W pierwszą rocznicę tego nieszczęsnego małżeństwa coś się popsuło. Jarek stracił swą ukochaną pracę. I wtedy się zaczęło...
Matylda nigdy później się nie uśmiechnęła, nigdy nie zdjęła czarnych okularów przeciwsłonecznych podczas spotkania ze mną, nigdy nie zdejmowała chusty z szyi i nigdy nie założyła krótkiego rękawa, nawet jeśli na zewnątrz był skwar.
Jarunio odszedł godzinę po tym, jak Matylda powiedziała mu, że jest w ciąży.
Dlaczego ona wtedy wyszła z mojego mieszkania, dlaczego nic nie było w stanie jej zatrzymać?
Tamtej nocy ostatnia osoba, która ją widziała, to ja. Nadal nie mogę sobie tego wybaczyć, nadal mam wrażenie, że to moja wina. Moja głupia duma zwyciężyła i nie pozwoliła za nią iść. A Matylda tego potrzebowała, wiem o tym. Potrzebowała, by za nią iść i ustawić do pionu. Moja duma mi nie pozwoliła.
To już tyle czasu, a ja wciąż mam nadzieję, że o tej cholernej drugiej w nocy zadzwoni dzwonek do drzwi i stanie w nich moja Matylda. Powie, że tylko się ze mną droczyła, że wyjechała, by uciec od niego. Ale ona nie zadzwoni. Nie stanie w moich drzwiach i nie powie już ani słowa...
Wczoraj tam był. Wyobraź sobie, że ma nowy pieprzyk pod lewym okiem, który chodzi za nim jak cień. I ten pieprzyk zaraz będzie miał swój własny pieprzyk. Wściekłość mnie ogarnęła. Bo ona nie zasługiwała na to, co się zdarzyło. A on nie zasługiwał na nią.
Jesteś moją przyjaciółką i kocham cię jak własną siostrę, ale ona była kimś więcej. Dlatego zostawiłam tam, na jej grobie pod dębem, czerwoną różę.
Bo była różą.
Moją różą.
CZYTASZ
róża
Short Storyosobista spowiedź kobiety, która nie była w stanie uratować najważniejszej osoby w swoim życiu.