52

5K 159 46
                                    

*Lena*

Obiad u Hope minął w bardzo miłej atmosferze. Bardzo dużo się śmialiśmy, opowiadaliśmy sobie różne historyjki z naszego życia, poczułam się jakby nasza rodzina była w kupie, jakbyśmy nikogo nie stracili Jednak rzeczywistość była inna...

Po godzinie siedzenia przy stole i objadania pysznym jedzeniem przygotowanym przez ciocię Oliwię stwierdziliśmy, że pójdziemy na cmentarz odzwiedzić naszych bliskich. Zebraliśmy się i po piętnastu minutach byliśmy już na miejscu. Zapaliliśmy kupione po drodze zniczę i zaczęliśmy rozmawiać.

-Och, czemu to się tak tragicznie skończyło...- westchnęła babcia.

-Nie wiem mamo...byli tak dobrymi ludzmi,a Dylan? To było dopiero dziecko.- powiedziała płacząco, jednak powstrzymywała łzy jak mogła. 

-Wiecie...kiedyś w jakimś filmie słyszałam, że jeśli ktoś szybko umiera, to znak, że Bóg kocha ich tak mocno, że chce ich szybciej mieć przy sobie...- nie jestem zbyt wierząca, ale babcia jest.    

-Zresztą to i tak oni mają lepiej...tam nie ma cierpienia jak tu, są szczęśliwi tam, nie chcą abyśmy nad nimi rozpaczali na pewno.- dorzuciła Hope uśmiechając się lekko do mnie.

*Hope, 2 godziny później*

Od godziny siedzimy z Leną u mnie w pokoju i rozmawiamy o tym co się działo, gdy jej nie było z nami, a ona mi opowiedziała jak było z Michael'em, Cieszę się, że już dobrze między nimi. Oni są dla siebie stworzeni!

Ale zmieniając temat, już za miesiąc święta! Uwielbiam ten czas! Jest tak magicznie, uśmiechy bliskich gdy dostaną prezent, bądź po prostu zobaczą siebie nawzajem. Trzeba zacząć myśleć nad prezentami...pieniądze są schowane specjalnie na tą okazję, więc luzik, pozostaje tylko pomysł na nie, ale to później, teraz wróćmy do Leny.

-Ej Lenka, co ty na to żeby iść do nas do domku? Dawno nie byliśmy wszyscy razem.

-Pewnie! Ty zadzwoń do Luke'a, a ja zadzwonię do dziewczyn.

-Oki.

Wzięłam z biurka swój telefon i wybrałam numer swojego chłopaka.
Po dwóch sygnałach odebrał:

-Hej maleństwo!

-Hej Lukey, jesteś z chłopakami?

-Tak, a coś się stało?- usłyszałam nutę zmartwienia w jego głosie.

-A czy zawsze musi się coś dziać...?- zapytałam lekko się śmiejąc

-Dobra, too o co chodzi?

-Może spotkalibyśmy się w domku? Tak wszyscy razem?

-Pewnie! Tylko my możemy dopiero za dwie godziny, jak coś to dojdziemy do was około osiemnastej trzydzieści do dziewiętnastej, okej?

Spojrzałam na godzinę, była siedemnasta trzydzieści sześć.

-Oki,to do zobaczenia!- chciałam się rozłączyć, gdy usłyszałam głos Luke'a.

-Hope!

-Hm?

-Kocham cię.- mimowolnie na moją twarz wpłynął uśmiech.

-Ja ciebie też Luke.- odpowiedziałam szczerząc się jak psychopata.

-Przekaż Lenie, że ja też ją kocham!- krzyczy Mike.

-A mnie to już nie?- zapytałam udając oburzenie.

-Oj ciebie też, ale ją bardziej!

-Policzymy się za to! Do zobaczenia!

-Paa.- krzyknęli chórem.

Only friends? No.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz