Prolog

31 1 0
                                    

Kawiarnia o tej porze dnia była jak zwykle wypełniona po brzegi. Studenci korzystali z chwili przerwy w swoich zajęciach, uczniowie wpadali po gorącą czekoladę z bitą śmietaną na wynos, a pracownicy biurowi (tacy, jak ja) korzystali z przerwy na lunch, które zapewniały wielkie korporacje.

Wraz z moim narzeczonym zajęliśmy stolik przy oknie, skąd mogliśmy obserwować codzienny rytm miasta i popijać swoje gorące napoje. Ja jak zwykle zdecydowałam się na karmelowe latte z dodatkową bitą śmietaną. Wojtek natomiast nie rezygnował z podwójnego espresso oraz lektury elektronicznych wydań gazet na swoim tablecie. Jego praca wymagała bycia na bieżąco ze wszystkim. W szczególności z polityką.

– Brat zaprasza nas w weekend do siebie – odezwałam się w końcu, mając dość tej wiecznej ciszy między nami.

Wojtek pokiwał głową. Byłam przekonana, że nawet mnie nie słucha, zbyt pochłonięty tymi swoimi nowinkami ze świata. Dobrze wiedział, że kontakty ze swoją rodziną ograniczałam do absolutnego minimum. Mojego brata kochałam i uwielbiałam, ale każde spotkanie z nim wiązało się z prośbami oraz milionem pytań, na które nie chciałam odpowiadać.

Prychnęłam głośno, ale nawet to nie przyciągnęło uwagi Wojtka. W końcu zdecydowałam się z impetem odstawić na szklany stolik swoją szklankę, robiąc przy tym sporo hałasu. Dopiero to sprawiło, że szanowny pan Wilczak zaszczycił mnie spojrzeniem.

– Czy zawsze musisz to robić akurat w czasie naszego wspólnego lunchu? – Zapytałam już chyba po raz setny wiedząc, że nie pokusi się o odpowiedź i najpewniej wróci do swojego zajęcia.

A jednak mnie zaskoczył.

– Majka, to chyba nie ma sensu.

Zamrugałam, próbując zrozumieć co dokładnie ma na myśli.

– Co nie ma sensu? Nasz lunch? Twoje beznadziejne przywiązanie do pracy?

– My, Majka. My – odpowiedział tym swoim chłodnym, wyrachowanym tonem. – To się nie sprawdza już od dłuższego czasu.

O Boże. Czułam, że krew odpływa mi z twarzy, a ręce zaczynają drżeć. Byłam o krok od wybuchu. Wściekłości lub płaczu. A może jedno i drugie, ciężko mi było to określić, ale na żadną z tych rzeczy nie mogłam sobie pozwolić. Nie lubiłam robić scen w miejscach publicznych, co najwidoczniej Wojtek postanowił wykorzystać, by zakończyć nasz związek.

– Dupek – rzuciłam tylko podnosząc się z miejsca. Chwyciłam swój płaszcz oraz portfel i szybkim krokiem opuściłam kawiarnię, próbując powstrzymać potok łez cisnący się do oczu. Przecież już dawno sobie obiecałam, że nie będę płakać już przez żadnego faceta. A już na pewno nie przez Wojtka!

Ale kochałam tego dupka. Oddałam mu trzy lata życia. Pozwoliłam, by to on awansował zamiast mnie w korporacyjnych szeregach. Cieszyłam się, że mam faceta, który jest nie tylko moim przełożonym, a również zarządza całym województwem.

Z każdym, kolejnym krokiem czułam narastającą wściekłość. Jak on mógł w ogóle się tak zachować?! Wyrachowany? To mało powiedziane. On musiał czekać na ten odpowiedni moment już od jakiegoś czasu. Specjalnie chodził razem ze mną na te przeklęte lunche, chociaż nie sprawiało mu to przyjemności. Czekał, by zostawić mnie w ten typowy dla siebie sposób. Bo tak właśnie zwalniał ludzi. Wzywał ich do swojego gabinetu, trzymał chwilę w niepewności, by tym chłodnym, beznamiętnym tonem oznajmić, iż kończą swoją karierę w tej firmie.

Ja mu jeszcze pokażę!

Przyłożyłam kartę do czytnika, otwierając tym samym drzwi do biura Wojtka. Jego sekretarka akurat zaszyła się plotach w socjalnym.

Godzinę później zmierzałam w strugach deszczu do mieszkania, w którym jeszcze znajdowały się jego rzeczy. A może to ja powinnam się wynieść?

– Żartujesz?! – Zganiła mnie przyjaciółka, kiedy wypłakiwałam się jej przez telefon. – Ten idiota zasługuje na to, by te jego garniturki wylądowały w kałuży, a później powinien przejechać po nich samochód.

– Lidka, ja na serio nie wiem co dalej.

Mój głos brzmiał tak samo, jak się czułam. Beznadziejnie.

– Mała, poradzisz sobie. Zawsze możesz u mnie pomieszkać, jeśli to poprawi ci humor.

Westchnęłam. Chciałam być silna i powiedzieć, że mam gdzieś te zmarnowane trzy lata, ale bardzo dużo zawdzięczałam Wojtkowi. Spotkałam go na swojej drodze, kiedy przechodziłam trudny okres w życiu. Rodzice się ode mnie odwrócili, brat mieszkał na drugim końcu Polski, a ja zakończyłam dość burzliwy związek. Byłam zniszczona psychicznie oraz emocjonalnie. I właśnie wtedy wpadłam w jednym z klubów na Wojtka.

Kolejnego, skończonego dupka na mojej drodze.

– Liduś, ja nie chcę robić wam problemu. – Czułam, że za chwilę na serio zacznę płakać. ­– Masz rację, że jakoś sobie poradzę.

– Pamiętaj kochana, że biednemu to zawsze wiatr w oczy i chuj w dupę.

Pewnie bym się zaśmiała na ten bezpośredni przekaz, ale cholerna Lidka jak zwykle miała rację i chwilę później jakiś kretyn wjechał swym Audi chyba w największą kałużę w całym Szczecinie. Jej zawartość rzecz jasna przemoczyła mnie do suchej nitki od pasa w dół, a winny całego zamieszania odjechał w siną dal, nawet trochę nie zwalniając. Już ja sobie ten pojazd zapamiętałam. Jeśli kiedyś jeszcze spotkam go na swojej drodze, klucze z całą pewnością wykonają swoją pracę na karoserii.

– Z Gogolową się nie zadziera – skwitowała Lidka, kończąc naszą rozmowę.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 25, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Weź się przytulWhere stories live. Discover now