Wszędzie w koło panował mrok. Słońce zaszło już wiele godzin temu i każdy porządny obywatel Schatten dawno spał. Życie w mieście portowym, jakim niewątpliwie było Miasto Cieni, nie należało do łatwych. Tym bardziej, gdy żadne państwo, czy chociaż małe księstwo, nie pragnęło uznać go za część swojego terytorium. Schatten leżało na najbardziej na północ wysuniętym brzegu morza skalnego i było w zasadzie granicą znanego świata. Wszystko, co położone dalej na północ uchodziło za nieosiągalne, a sama myśl o podróży w tamtym kierunku budziła ogromną trwogę. Poza oczywistymi aspektami psychologicznymi, wyprawa na północ wydawała się nierealna jeszcze z jednego powodu. Jedyna możliwa droga z miasta prowadziła przez potężne góry, cały rok skute lodem, o zboczach tak stromych i skałach tak ostrych, że czasami ludziom mniej bojącym się o swoje życie, zdarzało się żartować, że tylko skrzydlaty golem dałby radę przez nie przebrnąć. W czasie nieco lepszych warunków leciałby nad rozpadlinami i urwiskami, a w trakcie zamieci, swoim masywnym skalnym, niewrażliwym na urazy oraz zimno, cielskiem, torowałby sobie drogę po praktycznie niemożliwych do pokonaniach górskich szlakach. Chociaż odnosiło się wrażenie, że skrzydła i tak przydałyby mu się tylko w nikłym procencie, bo zamiecie w górach zdawały się nie mieć końca. Zjawisko to, można było świetnie obserwować z północnej bramy miasta, największego i najpotężniejszego budynku, nie tylko w Schatten, ale prawdopodobnie w tej części Świata. I chociaż budowla była bardzo potężna, a kraty o kilkunasto centymetrowej grubości, w połączeniu z kilkudziesięcio centymetrowymi wrotami mogły dawać poczucie bezpieczeństwa, to mimo wszystko zastanawiający zdawał się fakt, że w ogóle ktoś postanowił postawić bramę właśnie z tej strony miasta i to bramę o tak imponujących rozmiarach. Co prawda zdarzyło się kilkukrotnie w dosyć już długiej historii tej okolicy, że ktoś przybył tu właśnie z północy, ale średnio wypadało to nie częściej niż raz na sto lat, więc jakby nie spojrzeć stawianie takiego budynku, dla tak nielicznych okazji zdawało się być bezsensem. Czasem też, ktoś podający się za znawcę historii, na pytanie o sens bramy z tej strony, rozpoczynał wykład o tym, jak podczas wielkich podróży i eksploatacji świata, pierwszy założyciel miasta wybudował bramę, która miała być oknem na nowo poznawany świat. Chociaż prawdopodobnie ten sam „znawca" zapytany przez kogoś prostolinijnego, „dlaczego więc, znajomość świata kończy się na tej bramie?", nie umiałby odpowiedzieć lub szukał taniego wykrętu z wywodach filozoficznych. Pozostawała więc jeszcze jedna możliwość. Przez jednych całkowicie nieznana, przez innych zapomniana, a przez jeszcze innych uznawana za mit, jeden z wielu, krążących po tych śmierdzących moczem i śmiercią uliczkach Schatten. Czasem ktoś ku przestrodze dla młodszych pokoleń, opowiadał w karczmie historię, opowiedzianą mu przez dziadka, który z kolei usłyszał ją od swojego dziadka i tak dalej, aż do momentu, gdy osobą opowiadającą był naoczny świadek wydarzeń. Historia ta dosyć niejasno opisywała pierwszy i zarazem ostatni, bo jedyny, najazd na Schatten. Brzmiała zupełnie jak mit, gdyż z opowieści starca wynikało, że miasta nie zdobywali ludzie, a potwory, istotny o nadnaturalnych zdolnościach lub niespotykane dotąd w żadnym krańcu świata zwierzęta. Słuchając dalej opowiadania można było się dowiedzieć, że miasto zostało zdobyte w niespotykanie szybkim tempie, a ludność prawie doszczętnie wymordowana. Lecz co stało się dalej ze zdobywcami? O armii słuch zaginął, ale nie o dziwnych stworzeniach. Rozproszyły się one po całym znanym ludziom, elfom, krasnoludom oraz innym mniej licznym rasom humanoidalnym, świecie i siały spustoszenie oraz zamęt. Nikt nie potrafił im sprostać, a często pojedyncze osobniki gromiły całe armie. I w momencie, gdy era tej cywilizacji zdawała się kończyć, pojawili się Oni. Nazwano Ich później orlikami, gdyż pod długimi płaszczami mieli potężne skrzydła i tak jak dostojne ptaki od których zyskali nazwę, potrafili latać. Ale przede wszystkim równie sprawnie jak orzeł na zająca, orlicy polowali na stworzenia przybyłe z północy. Ponad pół wieku trwała walka o odzyskanie spokoju i ładu. A sukces udało się odnieść w głównej mierze właśnie dzięki orlikom, chociaż mieszkańcy nękanych krain także mieli w tym swój udział. Szczególnie elfy, które wykazują się większą sprawnością i biegłością w posługiwaniu bronią od pozostałych ras. Mają nawet swojego bohatera, który osobiście wykończył dziesięć bestii.
YOU ARE READING
Cienie prawdy
FantasyŚwiat, w którym ludzie zostali wyparci przez inne rasy istnieje. Okazuje się, że nie potrafiliśmy dostosować się do nowo powstającego układu sił. Zhańbieni, zrównani ze zwierzętami, zepchnięci na margines społeczny, wyjęci spod prawa lub zniewoleni...