Przyłapałaś mnie dzisiaj, gdy zrywałem kwiaty w Twoim ogrodzie. Sam nie wiem, jakim cudem stało się to dopiero teraz, ale nie wnikam w wyroki losu już od dłuższego czasu. Stanęłaś w progu domu z nożem w ręce, pewnie robiłaś coś wtedy w kuchni. Przez krótki moment wyglądałaś poważnie, może nawet nieco przerażająco, ale gdy się uśmiechnęłaś, całe to wrażenie zniknęło.
- Zerwij ile chcesz - oznajmiłaś przyjaźnie, odkładając nóż na szafkę tuż przy drzwiach i zamykając je za sobą. - Ale idę z Tobą. Muszę się upewnić, że dziewczyna, dla której kradniesz, jest tego warta.
Stałem wtedy jak oniemiały. Zupełnie nie rozumiałem Twoich motywów. Dlaczego nie byłaś zła? Dlaczego chciałaś upewnić się o szczęściu zupełnie obcego Ci człowieka? Ty jednak podeszłaś do mnie i spojrzałaś krytycznie, oglądając bukiet, który zrobiłem. Trochę niezapominajek, stokrotek i innych, praktycznie polnych kwiatów. Nie potrafiłem się praktycznie ruszyć, gdy z rozczarowaniem wymalowanym na twarzy zaczęłaś kręcić głową i mruczeć pod nosem, że tak nie wypada, że dziewczyna pewnie mnie rzuci, jak tylko to zobaczy.
- Chłopak - poprawiłem Cię automatycznie, zupełnie nie racząc wrócić myślami na ziemię. Nie w ten jeden dzień w roku.
- Mało ważne - odparłaś, jakbyś traktowała wszystkich naprawdę po równo. - Chłopak też ma pewnie jakieś wyczucie stylu czy smaku i załamie się widząc to. Mam nadzieję, że poprzednie bukiety robiłeś na nieco lepszym poziomie - dodała, a do mnie dotarło, że zapewne za każdym razem, gdy przychodziłem, widziałaś mnie z okna, ale mimo to pozwalałaś mi na robienie tego, co tylko chciałem.
Zaczęłaś krzątać się po ogródku. Przez chwilę martwiłem się, że może to zły pomysł, że wysokie, czarne obcasy nie idą dobrze w parze z brudną ziemią, że chodzenie w spódniczce i rajstopach przy różach to wręcz proszenie się o dziury czy zadarcia, ale jakoś rośliny się Ciebie nie imały. Chodziłaś wzdłuż nich, to mówiąc do nich, to pytając mnie o kwiaty, które lubił mój ukochany, o ich kolory, a czasem po prostu komentowałaś, że jestem skończonym debilem. Cóż, pewnie miałaś rację, ale z kogo miłość nie czyni głupca?
- Jakiś konkretny kolor? - spytałaś, w głowie wyobrażając sobie coś i intensywnie myśląc. Widziałem, jak na czole zrobiła Ci się taka urocza zmarszczka.
- Niebieski - odpowiedziałem po dłuższej chwili. - Jak jego oczy. Zawsze lubił niebieskie kwiaty.
- Weźmiemy chabry jako główny składnik bukietu. Są przecudnie niebieskie - odpowiedziałaś wtedy, z widocznym entuzjazmem łapiąc się za ogrodowe nożyce i przywołując mnie do siebie gestem.
Stanąłem tuż obok, a Ty wyciągnęłaś moje ręce do przodu i zaczęłaś odkładać na nie kolejne ucięte kwiaty. Zacząłem protestować, nie chciałem Ci robić kłopotu, miałem przecież zamiar tylko zwinąć kilka najprostszych kwiatów i odejść niezauważonym. Ty jednak zagroziłaś mi, że jeszcze jedno niemiłe słowo i potraktujesz mnie nożycami, więc chwilowo się zamknąłem. Przyglądałem się jednak Twojemu eleganckiemu ubraniu, złotej spince i ułożonych idealnie włosach czy stosunkowo delikatnemu acz widocznemu makijażowi. Nie pasowałaś mi nijak do wyobrażeń o właścicielce ogrodu. Zawsze widziałem Cię jako dziewczynę w warkoczu, w spodniach ogrodniczkach i z szerokim uśmiechem. Cóż, przynajmniej to ostatnie się zgadzało.
- Możesz mi o nim opowiedzieć - oznajmiłaś w pewnej chwili, nie przerywając pracy i przyglądając się dokładnie roślinom, które zamierzałaś ściąć. - Uznam to za Twoją zapłatę za bukiet i wtedy już nie będziesz najzwyklejszym złodziejem.
Jak mogłem zacząć Ci o nim opowiadać skoro samo myślenie sprawiało, że moje serce boleśnie się kurczyło? Jak miałem dać Ci do zrozumienia, że to nie jest temat, który lubię poruszać, że chciałem tylko wziąć kwiaty, a nie zostać zmuszonym do spojrzenia swoim lękom i negatywnym uczuciom prosto w twarz? Nie potrafiłem, gdy patrzyłaś na mnie z takim entuzjazmem i wyczekiwaniem. Po prostu nie potrafiłem. Westchnąłem ciężko i przełknąłem ślinę ze cztery razy, nim odważyłem się cokolwiek powiedzieć. Z całych sił próbowałem sprawić, by nie zabrzmiało to tak tragicznie, jak się tego obawiałem. Modliłem się, że dam radę ukryć rozpacz, smutek, rozgoryczenie i złość na siebie. Że nie wyczytasz tego wszystkiego z mojego głosu. Zupełnie tak, jak wbijałem wzrok w ziemię tuż przy swoich nogach, żebyś nie zauważyła poczucia winy, które wyżerało mnie od środka, w moich oczach.
YOU ARE READING
Bungou Stray Dogs - ONE-SHOT at the TIME
FanfictionZbiór wszyściutkich jednopartowców, na które przyjdzie mi ochota. Wszystkie możliwe szipy, wszystkie możliwości na zakończenie, bo a nóż widelec spadnie na kogoś bomba wodorowa? W kwestii jasności żeby osoby, które nie przepadają za konkretnymi szi...