Klub w którym pracowałam nie wymagał ode mnie wiele wysiłku, ale stanowczo zbyt wiele cierpliwości. Praca w tym klubie była świetnie płatna, a do tego miałam okazję obracać się w towarzystwie znanych, popularnych i lubianych. Ludzie pracujący tu musieli być odpowiednio wykwalifikowani, ładni i stosownie wychowani. Pracowałam tu od czterech lat i przeżyłam więcej niż ktokolwiek mógł przypuszczać. W cały interes wkręciła mnie moja najlepsza przyjaciółka. Lea nie pracowała tutaj, ale bywała tak często, że można było myśleć, że klub jest jej domem. W jakimś sensie była to prawda. Jej ojciec był właścicielem, a ona w przyszłości miała go przejąć. Ja byłam tylko skromną kelnerką, która dostała pracę zupełnie z przypadku i dobroci serca.
Lea spotkała mnie pewnej nocy, gdy na tyłach klubu szukałam czegoś do jedzenia. Ona akurat paliła papierosa z jednym z barmanów i obserwowała mnie z daleka. Po chwili podeszła do mnie i przedstawiła się. Tak po prostu. Tamtej nocy zabrała mnie do swojego domu, który był zaledwie dwa kroki od klubu, nakarmiła i dala ubranie. Potem z kubkiem herbaty wysłuchała mnie i zaproponowała pomoc. Była tylko rok starsza ode mnie, tak jak ja była jedynaczką i miała masę planów. Razem z ojcem pozwolili mi mieszkać w jednym z pokoi nad klubem, które należały do nich, za wynajem płaciłam grosze. Rodzina Stephensonów stała się dla mnie niezwykle ważna.
Ich klub był prestiżowy i drogi. Odwiedzały go wszystkie sławy, wśród nich nie raz i nie dwa widziałam Madonnę czy sławnego piłkarza. Lea błyszczała wśród nich w swoich pięknych strojach, oszałamiając urodą i talentem wokalnym, którym chętnie się popisywała. Zawsze starałam się okazać jej wsparcie i odwdzięczyć za to co zrobiła dla mnie cztery lata temu. Lea miała wyrazistą urodę. Jej kasztanowe loki opadały za ramiona, ciemne oczy z gęstymi rzęsami czarowały, a ładnie wykrojone i zawsze czerwone usta były tylko ozdobą. Lea nie była wysoka, ale za to szczupła i miała w sobie wiele wdzięku. Poza tym miała wybuchowy i ostry charakter. Jej temperament nie raz sprawiał kłopoty, ale też i ratował. Byłam całkowitym jej przeciwieństwem. Ja wolałam żyć w ciszy, ustatkowaniu. Praca w klubie była dla mnie wielką pomocą, bo gdyby nie to pewnie dawno był umarła z głodu lub dostała zgwałcona i zamordowana gdzieś w krzakach.
Westchnęłam i spojrzałam na parkiet, gdzie Lea tańczyła w objęciach młodego aktora. Posłała mi roześmiane spojrzenie i wtuliła policzek w jego ramię. Pokręciłam głową uśmiechając się lekko. Odepchnęłam się od baru i strzepnęłam z mojej czarnej sukienki niewidzialny pyłek. Odwróciłam się w stronę Dominica - chłopaka, który stał za barem i szykował zamówienie, które miałam zanieść do jednej z lóż. Dominic spojrzał na mnie mieszając jakiś koktajl i zmarszczył brwi.
- Uśmiechnij się Emmo, zakręć biodrem - zawołał do mnie. Prychnęłam pod nosem - te drinki do dziewiątki i przyjdź zaraz bo mam kolejne, mała.
Skinęłam posłusznie głową i chwyciłam za tacę. Ostrożnie przeciskałam się przez tłum ludzi, ocierając o ich spocone ciała. Przeszłam pół pomieszczenia, aby dotrzeć do strefy lóż. Starając nie wywrócić na wysokich szpilkach szłam powoli w stronę wskazanego mi miejsca. Z daleka widziałam, że na kanapach siedzi kilka osób. Będąc bliże dostrzegłam znanych mi już stąd ludzi. Przykleiłam do twarzy uśmiech.
- Drinki - obwieściłam słodko, pochylając się do przodu i każdy po kolei stawiając na szklanym stoliku. Jeden z chłopaków oblizał wargi i spojrzał na moje nogi.
- Ty jesteś w pakiecie? - spytał bezczelnie. Zirytowana starałam się grać uroczą.
- Tylko drinki - odparłam. Chłopak pochylił się w moa stronę.
-Jakbyś była chętna to zapraszamy po pracy, pokój numer 142 - powiedział, a mnie owionął zapach papierosów alkoholu i oliwek. Wyprostowałam się i odwróciłam.