Zayifel wypuścił miecz z ręki. Stworzona jakby z fioletowych płomieni broń z zakrzywionym częściowo ząbkowanym ostrzem rozpłynęła się w powietrzu gdy tylko dotknęła drewnianej podłogi. W drewnianym domku zapanowała cisza przerywana oddechami dwóch wysokich żołnierzy w ciemnozłotych zbrojach wykutych w motywy listne i hełmach na kształt głowy orła. Powietrze przepełnił odór krwi wydobywający się z martwego ciała trzeciego żołnierza i leżących wokół niego ciał Nordów. Jeden z żywych żołnierzy trącił nogą ciało postawnego mężczyzny, który nie wypuścił swego topora bojowego nawet po śmierci.
– Norski kundel, zabił Halantora – syknął.
– Możesz go pochować, jeśli sam będziesz go taszczyć – rzekł Zayifel i wskazał na martwą kobietę w prostej brązowej kapłańskiej szacie – Najważniejsze, że ten kapłan już nikogo nie „nawróci”.
– Tak, justycariuszu – żołnierz zasalutował i podniósł ciało towarzysza wraz z jego mieczem i tarczą.
Drugi żywy żołnierz kopnął w stojącą na stole mającym służyć za ołtarz kapliczkę Talosa.
– Nie trać czasu – rzucił justycariusz – i tak spalimy tę szopę.
Żołnierz skinął głową z żalem.
– Wychodzimy!
Oddział Thalmoru wyszedł z jednej z wielu siedzib kultu Talosa w Skyrim, tym razem była to drewniana chata w lesie ze stołem ustawionym jak ołtarz i ławami w rzędach jak w świątynii. Cel stosunkowo łatwy, gdyby żołnierze nie chcieli się zabawić Zayifel po prosty by spalił tę szopę zaklęciem, co byłoby lepszą zabawą dla niego i poszło znacznie szybciej.
– Halantor zapewne chciałby spocząć w Alinorze, nie na tym mroźnym zadupiu.
– To go tam zanieś, proszę bardzo – westchnął zirytowany justycariusz – poczekamy.
Żołnierz posmutniał nieco.
– Tak, justycariuszu...
***
Oddział dotarł z powrotem do ambasady Thalmoru. Żołnierze poszli do koszarów, a justycariusz Zayifel, jak każdy inny justycariusz zwykł robić, napisał raport z operacji. Normalnie wysyłał jakiegoś niskiej rangi żołnierza, bądź służącego by dostarczył go do najwyższego justycariusza lub pani ambasador, ale tym razem postanowił donieść go osobiście. Przebrał ubabraną krwią szatę, ale przedtem wyjął z jej kieszeni mały flakonik z płynem przypominającym wino, ale bynajmniej nie było to wino. Elf odkorkował buteleczkę zębami i opróżnił jednym duszkiem...
***
– Wejść!
Drzwi do biura otworzyły się. Najwyższy justycariusz Ondolemar i pani ambasador Elenwen oderwali się od stosu papierów. Justycariusz Zayifel wszedł do środka i wyprostował się dumnie. Wyciągnął z kieszeni zapieczętowany rulon papieru i podał najwyższemu justycariuszowi.
– Czcigodny panie najwyższy justycariuszu Ondolemarze, którego zasługi w Skyrim przynoszą chwałę Aldmerskiemu Dominium i ty, piękna pani ambasador Elenwen, co godnie reprezentujesz interesy Altmerów w tej dzikiej ziemii – zaczął kłaniając się dostojnikom – chciałem osobiście doręczyć do waszych szlachetnych rąk ten oto raport z interwencji, którą razem z trzema walecznymi żołnierzami, z czego duszę jednego przejęli bogowie. Proszę bardzo – Zayifel klęknął przed nimi z raportem leżącym na jego rękach jak miecz ofiarowany świeżo pasowanemu rycerzowi.
Cisza. Jedynym dźwiękiem w biurze pozostało bzyczenie muchy próbującej przebić się przez okno na zewnątrz. Ondolemar i Elenwen popatrzyli po sobie, w końcu najwyższy justycariusz chwycił za zwój, złamał pieczęć i przeleciał po nim wzrokiem.
CZYTASZ
Skyrim: Cukier i Miód
ФанфикKarawana Dro'hasrana przybyła do pogrążonego w wojnie domowej Skyrim z tylko jednego powodu: złoto. Niestety mieszkańcy mroźnej prowincji szukają akurat tego towaru, którego stary handlarz nie ma zamiaru sprzedawać. Sakiewki stają się lżejsze, a nie...